Ślady oddziału „Bartka” tu się urywają. UB dobrze zatarło dowody mordu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Od dwóch tygodni miejsce, gdzie stał wysadzony barak na lotnisku w Starym Grodkowie, upamiętnia brzozowy krzyż.
Od dwóch tygodni miejsce, gdzie stał wysadzony barak na lotnisku w Starym Grodkowie, upamiętnia brzozowy krzyż. Marcin Kruszyński [O]
Jeszcze w tym roku przewiduję kontynuację prac poszukiwawczych mogił żołnierzy „Bartka” na Opolszczyźnie - zapowiada prof. Krzysztof Szwagrzyk z Instytutu Pamięci Narodowej. - O szczegółach będę mógł powiedzieć dopiero, kiedy pojawimy się na miejscu. Ale jesteśmy bardzo blisko rozwiązania.

Zbrodnia Urzędu Bezpieczeństwa popełniona na Opolszczyźnie we wrześniu 1946 roku pobudza wyobraźnię i mobilizuje masy ludzi, którzy chcą pomóc w ostatecznym wyjaśnieniu tej tajemnicy. Oprócz profesjonalistów z Instytutu Pamięci Narodowej zaangażowały się dziesiątki wolontariuszy, pomagających w wykopaliskach. Studenci i pracownicy nyskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Poszukiwacze amatorzy, którzy dotychczas dyskretnie z wykrywaczami metali penetrowali pola i lasy. Historyk i archeolog z miesięcznika „Odkrywca”. I emerytowany prokurator, który kilkanaście lat temu prowadził śledztwo w sprawie śmierci żołnierzy „Bartka”.

Trzy transporty

O tej zbrodni historycy wiedzą coraz więcej. We wrześniu 1946 roku trzy grupy partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego ps. Bartek co trzy dni zjawiały się w wyznaczonym miejscu w lasach Baraniej Góry. W pełnym umundurowaniu, z uzbrojeniem wsiadali do ciężarówki i odjeżdżali na zachód. Byli przekonani, że to ich dowództwo przerzuca bezpiecznie cały oddział na Ziemie Odzyskane, gdzie łatwiej im będzie kontynuować walkę. Faktycznie całą operację o kryptonimie Lawina przygotował precyzyjnie Urząd Bezpieczeństwa, który zwiódł, oszukał ich dowódcę, podstawiając mu fałszywego łącznika, rzekomego kapitana Lawinę, czyli Henryka Wenderowskiego. Dziewięćdziesięciu ludzi przepadło bez wieści.

W tej sprawie nie odnaleziono w archiwach IPN czy dawnych aktach UB teczki z dokumentami, raportami z wykonanych operacji. Nawet jak na realia roku 1946 skrytobójcze zamordowanie 90 ludzi reakcjonistów z „band”, bez sądowego wyroku, śpiących, bezbronnych, było zbrodnią. Funkcjonariusze UB i ich przełożeni z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego bardzo starannie zatarli więc ślady. Uczestników zbrodni związała zmowa milczenia. Rodziny ofiar nie miały żadnych praw. A środowisko wiedziało, że takich spraw nie należy ruszać. Miejscowi opowiadają, że w latach 60. na porastających lasem ruinach pałacyku Scharffenberg koło Łambinowic dzieciaki znalazły ludzką czaszkę. Ktoś wezwał milicję do ludzkich zwłok. Przyjechał funkcjonariusz MO, rozejrzał się i kopnął czaszkę z powrotem do rowu.

Dla współczesnych poszukiwaczy najważniejszym źródłem informacji są zeznania złożone przez Jana Zielińskiego, jedynego z około 70 funkcjonariuszy UB zaangażowanych w mord partyzantów, którego pod koniec życia ruszyło sumienie.

- W latach 90. w prasie na Śląsku ukazało się ogłoszenie proszące o kontakt wszystkie osoby, które mogą coś wiedzieć o losach żołnierzy „Bartka” - opowiada Wiesław Nawrocki, były prokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Opolu, który też prowadził niedokończone śledztwo w sprawie zbrodni. Odszedł na emeryturę, ale ta tajemnica nie daje mu spokoju do dziś. - Zieliński odpowiedział na to ogłoszenie.

Przebywający w domu starców Jan Zieliński pięciokrotnie został przesłuchany przez prokuratorów z Opola, w tym także przez prok. Nawrockiego. Opowiedział, jak do zabudowań starego folwarku ciężarówka przywiozła nocą grupę partyzantów. W tym czasie uzbrojeni ubecy ukrywali się w sąsiednim sadzie. Na miejscu była jeszcze grupa Rosjan w białych koszulach i długich płaszczach, uzbrojonych w pepesze, którzy zaczaili się w stodole. Partyzanci zjedli kolację w budynku folwarku, wypili wódkę zaprawioną środkiem nasennym. Nad ranem, gdy wszyscy spali, jeden z ubeków, Władzio Ossowski, zasztyletował wartownika przy wejściu. Rosjanie wrzucili do środka hukowe granaty. Ogłuszonych partyzantów wyprowadzono, potem musieli się rozbierać do naga i rozstrzelano ich nad dwoma dołami. Jeden był obok domu, drugi na terenie ogrodowej oranżerii.

Zieliński nie znał nazwy tego miejsca. Narysował jednak szkic sytuacyjny, podał dodatkowe wskazówki. Na przykład to, że po zatrutą wódkę szedł pieszo do zamku w Niemodlinie, gdzie stacjonowało UB. Że niedaleko było niemieckie lotnisko wojskowe, na które po akcji przyleciało szefostwo MBP i radziecki generał. Analizując jego zeznania, w 1990 roku prokuratura w Opolu wytypowała lotnisko w Wierzbiu koło Łambinowic, a folwark to stara leśniczówka Kroner. W 1993 roku śledztwo przejął Wiesław Nawrocki. To on, szczegółowo analizując zeznania, wskazał drugą lokalizację - Stary Grodków. Lotnisko i sąsiedni folwark.

Jan Zieliński był wtedy zbyt chory, żeby go przywieźć do Starego Grodkowa na rozstrzygającą wizję lokalną. Prok. Nawrocki wskazuje jednak na cały szereg poszlak potwierdzających tę lokalizację. Przesłuchał on Mieczysława Batora, powojennego strażnika lotniska. Bator wspominał, że słyszał z daleka strzały. Tego dnia był w lesie na grzybach. Spotkał dwóch tajemniczych ludzi, którzy chcieli go zatrzymać, ale im uciekł. Zieliński w swoich zeznaniach też opowiedział, że razem z Czesławem Gęborskim, słynnym komendantem obozu pracy w Łambinowicach w 1945 roku, chodził po akcji po lesie i spotkali jakiegoś uciekającego grzybiarza.
Relacji świadków jest nieco więcej. Niejaki Józef Pytel, były ubek, w latach 60. był na spotkaniu z harcerzami, którym opowiadał o bohaterskich walkach z reakcyjnym podziemiem. I wspomniał coś o akcji na Opolszczyźnie. Zachowało się nagranie z tej „gawędy”, ale niewiele wnosi do sprawy. Jest wreszcie relacja jedynego partyzanta, który przeżył egzekucję kolegów. Andrzej Bujok ps. Jędrek był w pierwszej grupie przywiezionej do folwarku. Bujok opowiadał, że trafili do „zameczku pod lasem”, blisko jakiegoś jeziora czy stawu. Kiedy wybuchły granaty hukowe, otrząsnął się i pobiegł na strych, gdzie schował się wśród rupieci. Przesiedział tam trzy dni. Słyszał strzały i krzyki, domyślił się, że obok mordują jego towarzyszy. Wyszedł, gdy wszyscy odjechali. Potem szedł pieszo w Beskidy przez wiele dni, widząc na horyzoncie Góry Opawskie. Wrócił na Baranią Górę, do resztek partyzanckiego oddziału, już po wywiezieniu ostatniej grupy na zachód.

Jak ustalił historyk IPN dr Dariusz Węgrzyn z Katowic, co paradoksalne, Bujok już po amnestii, ujawnieniu się w 1947 roku został konfidentem UB. Został bowiem przemytnikiem i wpadł na tym procederze. Potem miał donosić UB, co robią dawni członkowie oddziału „Bartka”. W 1952 Bujok uciekł do Niemiec. Tam był przesłuchiwany przez oficerów amerykańskiego wywiadu wojskowego. Ostatecznie wyemigrował do Kanady, gdzie zmarł w 1995 roku. Kanadyjskie służby też go przesłuchiwały. Być może w tych dokumentach są jeszcze nieznane poszukiwaczom szczegóły topograficzne?

Spory między poszukiwaczami

Pierwsze informacje o miejscach zbrodni mówiły o polanie Hubertus w lesie koło Baruta, w gminie Jemielnica. To miejsce znał już sam Henryk Flame „Bartek”. Po rozwiązaniu oddziału w marcu 1947 roku jego znajomy, który został leśniczym na Opolszczyźnie, usłyszał o wybuchu w leśnym uroczysku, po którym miejscowi znajdowali ludzkie szczątki wiszące na drzewach.

Teren sprawdzano wielokrotnie, jeszcze w czasie śledztw prokuratury. Wreszcie w 2013 roku prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań ofiar stalinowskiego terroru, wszedł tu z całą ekipą archeologiczną i przekopał polanę. Z ziemi odsłoniły się fundamenty owczarni, w której zginęła ostatnia grupa partyzantów. I wyszły z ziemi dowody zbrodni: ślady podkładania min pod budynek i wysadzenia go w powietrze, drobne metalowe resztki wojskowego wyposażenia z angielskich mundurów używanych przez partyzantów, polskie monety. I ok. 30 fragmentów ludzkich kości z obrażeniami charakterystycznymi dla wybuchu. Barut to miejsce masakry, ale nadal nie znaleziono grobu, gdzie ubecy zakopali ciała poległych.
Sam prof. Szwagrzyk poszukiwania kolejnych miejsc zbrodni na oddziale „Bartka” prowadził dalej w Wierzbiu i Scharffenbergu. W tym ostatnim miejscu w kloacznym dole po pałacowym szambie faktycznie w 2012 roku IPN wykopał kości kilkunastu osób. Trwa ich identyfikacja. Marcin Kruszyński z Regionalnego Stowarzyszenia Miłośników Historii i Wojskowości jest przekonany, że to właśnie tu zgładzono drugi oddział. Scharffenberg można jego zdaniem dopasować do szkicu zostawionego przez Zielińskiego. Stowarzyszenie przeczesuje ten teren z wykrywaczami. Odnaleźli już wiele łusek z pepesz produkowanych w 1944 roku, jakich po wojnie używało UB. Tymczasem prokurator Wiesław Nawrocki i specjaliści z miesięcznika „Odkrywca” optują za folwarkiem w Starym Grodkowie i apelują do prof. Szwagrzyka, żeby tu w pierwszej kolejności poprowadzić prace odkrywkowe.

- Po wielu analizach uznaliśmy, że chodzi o folwark i lotnisko w Starym Grodkowie - przyznał na konferencji naukowej w Nysie Jacek Orlicki, historyk i kierownik działu badań w miesięczniku „Odkrywca”. Ta ekipa w 2015 roku przeprowadziła kilkakrotnie badania terenowe, powierzchniowe. Najpierw w starym folwarku. Tam jednak ze względu na późniejsze przebudowy teren jest trudny do identyfikacji. Skupiono się więc na samym lotnisku.

- Po porównaniu szczegółów zeznań Zielińskiego i dawnego strażnika lotniska Mieczysława Batora doszedłem do wniosku, że mówią o tym samym miejscu - relacjonuje Jacek Orlicki. - Po porównaniu starych zdjęć lotniczych RAF ze szkicem Zielińskiego odnaleźliśmy w terenie miejsce, gdzie znajdował się barak, w którym miała być wysadzona druga grupa partyzantów.

Zabudowania poniemieckiego lotniska i szkoły lotników zostały doszczętnie rozebrane przez junaków w latach 50. Potem kilka razy przeorali to leśnicy, sadząc nowy las. Na ogromnym terenie zostały jednak jeszcze fundamenty, studzienki, resztki schronów, basenów. Ogrom tego miejsca odstraszał wcześniej prowadzących śledztwo. Grupa z „Odkrywcy” z prok. Nawrockim i studentami nyskiej PWSZ zabrała się przed rokiem do penetracji terenu. Szybko odkryli ślady po spalonym budynku, a potem resztki angielskich battle dressów, tak charakterystyczne dla oddziałów powojennego polskiego podziemia.

- W grudniu ubiegłego roku zebraliśmy ostateczne dowody - mówi Jacek Orlicki. - Bardzo rzadką amunicję wyprodukowaną w marcu 1945 roku, podobną do tej, która była używana w innych egzekucjach UB. Orzełek, polski guzik i nakrętkę z napisem „Kraków”. Nasze postępowanie i metodyka okazały się słuszne.

W marcu tego roku w to miejsce wkroczył prof. Szwagrzyk i odkrył masową mogiłę ze szczątkami ok. 30 ludzi. Trwają badania porównujące materiał genetyczny z odkopanych kości z pobranym od rodzin ofiar.

- Jeśli w sprawie lotniska okazało się, że Zieliński powiedział prawdę, to trzeba mu też dać wiarę w sprawie sąsiedniego folwarku w Starym Grodkowie - uważa prok. Wiesław Nawrocki. - Wszystkie poszlaki wskazują na to miejsce, a wątpliwości da się logicznie wyjaśnić. Nie można marnować sił i środków. Dalsze poszukiwania powinny się skupić właśnie tutaj.
Kapitan Lawina

Henryk Wenderowski - agent UB, który doprowadził do wpadki całego oddziału „Bartka”, w czasie okupacji był aktywnym żołnierzem Armii Krajowej. W 1944 roku zatrzymał go radziecki wywiad wojskowy i skłonił do współpracy. Wenderowski został agentem, który przeniknął do Narodowych Sił Zbrojnych. Po zakończeniu pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa w 1968 został mianowany ambasadorem PRL w Kopenhadze w Danii.

Odwołany pięć lat później, we wrześniu 1973, powrócił do kraju. Zmarł w 1997. W 1993 roku był w sprawie zaginięcia partyzantów przesłuchiwany przez prokuraturę, ale twierdził, że nic nie wie o ich dalszym losie, bo po zatrzymaniu mieli trafić przed sąd.

Henryk Flame ps. Bartek przeżył swoich żołnierzy. W czasie ich eksterminacji leczył się z rany w szpitalu w Gliwicach. Potem wrócił do oddziału na Baranią Górę. Ujawnił się w marcu 1947 roku po ogłoszeniu amnestii. W grudniu 1947 roku został zastrzelony przez milicjanta, który nigdy nie poniósł odpowiedzialności za to zabójstwo. W maju ma się ukazać drugie wydanie książki Tomasza Greniucha „Król Podbeskidzia” - biografii Flamego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ślady oddziału „Bartka” tu się urywają. UB dobrze zatarło dowody mordu - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na i.pl Portal i.pl