Ofiar komunizmu w Polsce, brutalnych działań władzy, było więcej. Dlaczego akurat sprawa księdza Popiełuszki stała się symbolem?
Zapewne dlatego, że ks. Popiełuszko był postacią rozpoznawalną i eksponowaną. W momencie, gdy został porwany i zamordowany, większość Polaków o nim słyszała, bo jego działalność w Warszawie, msze za ojczyznę, były szeroko omawiane, komentowane nie tylko w prasie podziemnej, ale przede wszystkim przez Radio Wolna Europa. Musimy zdawać sobie sprawę, jak ogromną rolę odgrywała ta rozgłośnia i w ogóle zachodnie rozgłośnie. Dzisiaj tego nie doceniamy i nie rozumiemy, tymczasem Wolnej Europy tak naprawdę słuchał każdy. Ten, kto twierdził, że nie słuchał, kłamał. O księdzu Popiełuszce słyszał każdy. Zabójstwo tak znanej osoby, w dodatku kapłana katolickiego, musiało być wstrząsem i było wstrząsem dla sporej części społeczeństwa. Zwłaszcza że wszystko odbyło się w dramatycznych okolicznościach, i zwłaszcza że po raz pierwszy od lat pięćdziesiątych władza przyznała się do tego, że zbrodni dokonali funkcjonariusze aparatu państwowego. Również dla funkcjonariuszy bezpieczeństwa była to rzecz niezwykła.
Dlaczego tak się stało? Władza przyznała się do tego zabójstwa, a przecież nie musiała. Można było kontynuować akcję dezinformacyjną.
Mam swoją teorię, z którą nie każdy historyk i badacz się zgadza. Moim zdaniem celem działań podjętych przez bezpiekę nie było zamordowanie księdza, ale jego porwanie i nastraszenie. Oczywiście akcja była zorganizowana przez Służbę Bezpieczeństwa, z inspiracji generała Wojciecha Jaruzelskiego i ministra spraw wewnętrznych, Kiszczaka. To nie podlega żadnej dyskusji. Natomiast prawdopodobnie celem było, podobnie jak w wcześniejszych akcjach, wywiezienie księdza gdzieś do lasu, nastraszenie go i spowodowanie pewnej reakcji.
Czyli ksiądz nie musiał zginąć?
Ksiądz Popiełuszko dostawał propozycje wyjazdu do Rzymu. Prymas w dość jasny sposób przedstawił ją księdzu Jerzemu, natomiast trzeba oddać prymasowi, że nie zmuszał księdza do tego w żaden sposób, chociaż jako jego zwierzchnik kościelny mógł po prostu wydać dekret i wysłać go na studia do Rzymu. Ksiądz Jerzy nie miałby prawa do żadnej dyskusji. Prymas tego nie zrobił, pozostawił mu wolną rękę. Ksiądz Jerzy nie zdecydował się na wyjazd, nie dlatego, że nie chciał, ale wolał zostać ze swoimi wiernymi. To musiało być dla bezpieki ogromne rozczarowanie, że mimo nakazów Jaruzelskiego, żeby zrobić porządek z księdzem Popiełuszką, oni nic nie mogli zrobić. Dlatego moim zdaniem postanowili przeprowadzić akcję porwania, brutalnego zastraszenia, po której sądzę, że ksiądz miał zostać umęczony, ale wypuszczony. Jest bardzo mocna przesłanka za takim scenariuszem, a mianowicie pozostawienie przy życiu Waldemara Chrostowskiego. Normalnie w takich operacjach nie pozostawia się świadków przy życiu. Pozostawienie przy życiu kierowcy księdza było wbrew zasadom stosowanym przez służby specjalne. Świadek koronny nie ma prawa żyć, musi zostać zamordowany. A tutaj świadek koronny został wypuszczony (sprawa jego skoku z jadącego samochodu budzi kontrowersje i nie każdego przekonuje). Zgodnie z zasadami KGB, których uczono tych trzech porywaczy, świadka koronnego nie pozostawia się przy życiu. Skoro Chrostowskiego pozostawiono przy życiu, najwyraźniej początkowo nie zamierzano mordować księdza.
Więc co poszło nie tak?
Prawdopodobnie doszło do tak zwanego wypadku. Po prostu tak się nad nim znęcali, tak go katowali, że zakatowali na śmierć. Nie można wykluczyć, że księdza nie zamordowano w nocy z 19 na 20 października, ale 25 października (jeszcze tego dnia do lekarki księdza w Warszawie udało się dwóch esbeków, którzy dopytywali ją m.in. o to, jakie lekarstwa zażywał ksiądz). Sytuacja zrobiła się trudniejsza do zamaskowania. Trzeba było tę sprawę jakoś ukręcić, więc wybrano trzech esbeków i ich zwierzchnika, Adama Pietruszkę, i zrobiono z nich kozłów ofiarnych. Tymczasem po stronie SB w sprawie uprowadzenia księdza musiało brać udział kilkanaście, a może i kilkadziesiąt osób, w tym ich zwierzchnicy.
Ważny element tego dramatu rozegrał się w Toruniu. Co dzisiaj wiemy o procesie toruńskim, czego nie wiedzieliśmy wówczas?
Wiemy sporo. Proces był ułożony od początku do końca. Pułkownik Zbigniew Pudysz, który był wówczas w Toruniu i pełnił funkcję pełnomocnika Jaruzelskiego, za dobre przeprowadzenie tego procesu został awansowany na generała, bo to on wszystko reżyserował. Prezes Sądu Wojewódzkiego w Toruniu, Artur Kujawa, prowadził proces w odpowiedni sposób. Na wieży ratusza toruńskiego umieszczono anteny nadawcze prosto do MSW. Wszystko było pod kontrolą, analizowane na bieżąco. Gdy coś szło nie po myśli scenariusza, przerywano tok procesowy – nagle mdlała na przykład któraś adwokatka. Wszystko było bardzo skutecznie zorganizowane.
Czy prokurator Pietrasiński, który notabene żądał kary śmierci dla Piotrowskiego, i sędziowie Kujawa oraz Maciejewski byli w jakiś sposób powiązani z esbecją?
Nic mi na ten temat nie wiadomo. Prokurator żądał kary śmierci standardowo. Wiemy natomiast, że do siedzącego w areszcie Pietruszki przychodził Pudysz i mówił: „trzeba będzie posiedzieć, generale Pietruszka”, chociaż Pietruszka był wówczas pułkownikiem. Sugerowano więc, że jeśli będą siedzieć cicho, wszystko skończy się dobrze, odpowiednim awansem. Po skazaniu zabójców księdza zastosowano zasadę symetryzmu – wyciągnięto sprawców zabójstwa sierżanta Karosa i zaczęto równolegle obniżać kary osobom skazanym w procesie księdza Popiełuszki, równocześnie obniżając kary zabójcom Karosa. Chodziło o to, żeby pokazać społeczeństwu, że władza działa sprawiedliwie. Osoby skazane w procesie toruńskim zostały objęte amnestią w 1986 roku, potem po raz drugi. Kary zostały znacznie zredukowane, a za dobre sprawowanie mogli wyjść na wolność po 2-3 latach. Takie perspektywy przed nimi roztaczano. Nikt wtedy nie przewidywał, że komuna się skończy i że jednak nie wyjdą tak szybko z więzienia. Wydaje się, że ta trójka była przymuszana do wzięcia na siebie całej winy, prawdopodobnie szantażowano ich zagrożeniem dla ich rodzin. To była typowa metoda. Piotrowski musiał odsiedzieć całe 15 lat i nie puścił pary z ust. Zdaje się, że nawet po zakończeniu oficjalnym komunizmu, bezpieka miała jeszcze długie ręce. Gdyby Piotrowski zaczął mówić, groziło to konsekwencjami dla jego bliskich. System bezpieki mógł funkcjonować nawet po 1989 roku, a jego wpływy były wciąż realne. Mamy jeszcze w 1989 roku zabójstwa księży Zycha, Niedzielaka i Suchowolca, a także podpalenie domu redaktora Jachowicza, który napisał ponad 100 tekstów o nadużyciach służby bezpieczeństwa. Pietruszka doskonale wiedział, że jemu samemu może nic nie grozi w więzieniu, ale jego rodziną mogli się zająć. Wybrał więc absolutne milczenie, trwające zresztą do dziś.
Akcje SB przeciwko księdzu Popiełuszce były misterną, koronkową robotą: prowokacje, podrzucanie fałszywych dowodów, manipulowanie opinią publiczną. To znacznie bardziej wyrafinowana gra niż obecne porachunki prezydenta Putina z opozycją.
Gra operacyjna rzeczywiście była subtelna i wyrafinowana. Z drugiej strony, ze strony Jaruzelskiego i Kiszczaka płynęły bezceremonialne żądania, aby podjąć jakąś akcję w sprawie uciszenia księdza. Pod taką presją zastosowano rozwiązania, które niekoniecznie były dobrze przygotowane. Potem jednak, aby zamaskować całą sprawę, podjęto kolejne, szeroko zakrojone działania. Gdy ta czwórka, skazana w Toruniu, siedziała w więzieniu, spotykała się jednak na widzenia ze swoimi rodzinami. Rozpoczęto inwigilację tych rodzin, podjęto specjalną kontrolę – śledzono i podsłuchiwano rozmowy podczas widzeń, wszystko nagrywano. To były akcje "Teresa", "Trawa" i "Robot", w które zaangażowano ponad 50 funkcjonariuszy SB na czterech więźniów. Obawiano się, że mogą oni przekazać rodzinom jakieś elementy prawdy. Najbardziej odgrażał się Adam Pietruszka, że zacznie mówić. W pewnym momencie postanowiono zrobić z nim porządek. Aby jego żona Róża nie mogła go zbyt często odwiedzać, przeniesiono go do Barczewa pod Olsztynem. Zamknięto go w jednej celi z ostatnim więźniem politycznym, Józefem Szaniawskim.
A czy wiadomo, czy którykolwiek z tych wielu funkcjonariuszy SB, którzy brali udział w akcjach przeciwko księdzu Popiełuszce, wyraził skruchę, poszedł na współpracę, opowiedział o wszystkim, postanowił zmienić swoje życie?
Nie słyszałem o takich przypadkach. Piotrowski odgrywał skruszonego, nawet w mediach. Jednak później zaczął pisywać w różnych antykościelnych pismach.
Jakie wątki w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki wymagałyby jeszcze zbadania?
Pozostała cała masa różnych podań i plotek, które należałoby sprawdzić, choć niektórych z nich prawdopodobnie nigdy nie da się zweryfikować. Na przykład mówi się, że oględzin zwłok księdza dokonano w szpitalu wojewódzkim we Włocławku, po czym ciało zapakowano i wrzucono z powrotem do wody przy tamie. Czy ta wersja jest prawdziwa? Nie wiem. Tego typu teorii jest więcej, ale trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek da się je ostatecznie potwierdzić.
