Słynna formacja armii amerykańskiej została rozmieszczona w Europie po raz pierwszy od 80 lat.
Mowa o 101. Dywizji Powietrznodesantowej – nazwana „Krzyczące Orły” – rozmieściła 4700 żołnierzy. Te elitarne oddziały stacjonują obecnie w Rumunii, która graniczy z Ukrainą na wybrzeżu Morza Czarnego. To obszar ważny strategicznie, gdyż siły Putina próbują wkroczyć do regionu chersońskiego.
Wojska amerykańskie rozpoczęły już wraz z oddziałami rumuńskimi ćwiczenia na tym terenie.
Generał brygady John Lubas, zastępca dowódcy dywizji, powiedział stacji CBS News: Jesteśmy gotowi do obrony każdego centymetra ziemi NATO.
Dywizja jest znana ze swoich wyczynów w głównych bitwach, takich jak wojna w Wietnamie, bitwa o Ardeny, Operacja Overlord i Operacja Market Garden podczas II wojny światowej.
Rumuński generał dywizji Lulian Berdila porównał przybycie „Krzyczących Orłów” do czasu, gdy alianci lądowali w Normandii. - Prawdziwe znaczenie ma dla mnie mieć tutaj wojska amerykańskie. To tak jakbyś miał sojuszników w Normandii, zanim pojawi się tam jakikolwiek wróg - powiedział.
Jest mało prawdopodobne, aby wojska Putina były zdolne do zaatakowania ziemi NATO i nie ma wątpliwości, że oznaczałoby to prawdopodobieństwo eskalacji, która przekształciłaby się w pełnowymiarową wojnę światową.
Ćwiczenia 101. Dywizji Powietrznodesantowej są więc prawdopodobnie używane jako środek odstraszający, ale także w przypadku mało prawdopodobnego ataku.
dś
