Celem organizacji Asz-Szabab – somalijskiej komórki Al-Kaidy, był hotel Nasahablod Two, w którym często zatrzymują się żołnierze oraz politycy. Znajduje się on około 600 metrów od pałacu prezydenckiego. Jak podaje BBC News, w sobotę po południu czasu lokalnego samochód pułapka wjechał w hotel i eksplodował. Do drugiego wybuchu doszło chwilę później, niedaleko znajdującego się w pobliżu parlamentu. Zginęło w nich co najmniej 20 osób, wielu jest rannych. Wśród zabitych są głównie policjanci, którzy stacjonowali niedaleko hotelu - powiedział policjant Ali Nur Reutersowi.
Po eksplozjach policja zastrzeliła trzech z pięciu dżihadystów, dwóch wtargnęło jednak do hotelu i wzięło zakładników. Szef policji w Mogadiszu Mohamed Hussein powiedział, że wcześniej udało się ewakuować z budynku 30 osób. Wśród nich był członek somalijskiego rządu. Siły bezpieczeństwa usiłowały odbić hotel w nocy z soboty na niedzielę, napastnicy bronili się przez blisko 15 godzin. Świadkowie mówią, że co jakiś czas w hotelu słychać było strzały. Hussein podkreślił, że w środku budynku może być wiele zabitych.
Do zamachu przyznała się organizacja Asz-Szabab. Jej rzecznik Abdiasis Abu Musab powiedział agencji Reuters, że celem grupy byli znajdujący się w hotelu ministrowie oraz przedstawiciele służb bezpieczeństwa. Sam hotel wybrano również ze względu na fakt, że jego właścicielem jest somalijski minister ds. bezpieczeństwa Mohammed Abukar Islow – dodał Musab. Na niedzielę zwołano nadzwyczajne spotkanie lokalnych polityków, policji oraz członków somalijskiego wywiadu.
To kolejny śmiertelny zamach w Mogadiszu w przeciągu dwóch tygodni. 14 października w eksplozji ciężarówki zginęło aż 358 osób. 56 nadal jest zaginionych. To największy zamach w Somalii od 2007 r., kiedy Asz-Szabab rozpoczęło działalność. Jednak organizacja nie przyznała się do tego zamachu.
ZOBACZ TEŻ | Aneta Sarna z PAH o pracy w Somalii
Źródło:
TVN