SPIS TREŚCI
Wysiedlenie palestyńskich mieszkańców Strefy Gazy, jako jeden z kluczowych warunków zaprowadzenia tam trwałego pokoju, to pomysł Donalda Trumpa. Który ochoczo poparł Benjamin Netanjahu. I właściwie nikt inny. Palestyńczycy i świat arabski jest przeciwny. No i nikt się nie kwapi do przyjęcia przesiedleńców. Właściwie nikt się nie kwapił, bo w końcu znalazł się kraj gotów to rozważyć. Za odpowiednio wysoką cenę. Czyli przede wszystkim uznanie jego niepodległości. Bo choć Somaliland de facto jest samodzielnym państwem od 1991 roku, to świat tego nie uznaje. Teraz może próbować wykorzystać sytuację w Strefie Gazy, aby osiągnąć korzyści polityczne w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem.
Gazańczycy w Rogu Afryki?
Opcji przyjęcia mieszkańców Strefy Gazy nie wyklucza Somaliland, powiedział w środę rano izraelskiemu nadawcy publicznemu KAN minister spraw zagranicznych tego nieuznawanego afrykańskiego państewka Abdirahman Dahir Adan. „Jesteśmy otwarci na dyskusję w każdej sprawie, ale nie chcemy spekulować na temat spraw, które nie zostały jeszcze omówione. Wszystkie kraje, które są zainteresowane omówieniem z nami pewnych kwestii, muszą najpierw nawiązać z nami stosunki robocze i otworzyć misje dyplomatyczne w Somalilandzie” – oznajmił Adan. „Najważniejszą rzeczą dla nas jest otrzymanie uznania po pokazaniu światu, że jesteśmy miłującym pokój i demokratycznym krajem, który jest niepodległy od 33 lat”.
14 marca agencja Associated Press poinformowała, że amerykańscy i izraelscy urzędnicy skontaktowali się z przedstawicielami trzech wschodnioafrykańskich rządów w celu omówienia potencjalnego transferu wysiedlonych Palestyńczyków ze Strefy Gazy na ich terytoria. Te trzy państwa to Sudan, Somalia i separatystyczny Somaliland – formalnie część Somalii, ale od wielu lat de facto samodzielne państewko. Według AP, sudańscy urzędnicy odrzucili propozycje USA, podczas gdy urzędnicy z Somalii i Somalilandu powiedzieli, że nie kontaktowano się z nimi w tej sprawie. Minister spraw zagranicznych Somalii Ahmed Moalim Fiqi powiedział, że jego kraj kategorycznie odrzuci „każdą propozycję lub inicjatywę, pochodzącą od jakiejkolwiek strony, która podważyłaby prawo narodu palestyńskiego do pokojowego życia na ziemi swoich przodków”. Pozostaje Somaliland. Adan zasugerował, że jeśli amerykańska administracja uzna Somaliland, będzie można rozmawiać o wszystkim, nawet jeśli nie wspomniał konkretnie o absorpcji wysiedlonych ze Strefy Gazy Palestyńczyków.
Trudny związek i rozwód z Somalią
Historia Somalilandu jako odrębnego regionu Somalii sięga końca XIX wieku. Terytorium to było brytyjskim protektoratem do 1960 r., kiedy to uzyskało niepodległość i utworzyło unię z Somalią (wcześniej kolonią włoską), która zresztą nigdy nie została ratyfikowana przez somalijski parlament. W latach 80. XX w. w Somalilandzie pojawiła się grupa rebeliantów, Somalijski Ruch Narodowy (SNM), sprzeciwiająca się juncie wojskowej prezydenta Siada Barre, która przejęła władzę w Somalii w 1969 roku. W styczniu 1991 r. SNM i inne grupy powstańcze obaliły Barre. SNM odmówiło uznania tymczasowego rządu Somalii, a w maju 1991 ogłosiło niepodległość Somalilandu, ze stolicą w Hargeisie.

Somaliland zerwał więzi z rządem w Mogadiszu po ogłoszeniu niepodległości w 1991 roku i od tego czasu region ten dąży do międzynarodowego uznania jako niezależne państwo. Żaden zagraniczny rząd nie uznaje jego suwerenności, ale wiele faktycznie uznaje Somaliland za odrębny od Somalii. Podczas gdy reszta kraju podzieliła się na liczne walczące ze sobą frakcje, w Somalilandzie, który zajmuje około 20% terytorium Somalii i jest domem dla około jednej trzeciej populacji, sytuacja jest stosunkowo spokojna, a standard życia jest znacznie wyższy. W 2003 roku w Somalilandzie odbyło się referendum, w którym około 99% uczestników zagłosowało za niepodległością i przyjęciem konstytucji Somalilandu.
Amerykanie w Port Berbera?
Według doniesień „Financial Times”, administracja prezydenta USA Donalda Trumpa rozważa uznanie Somalilandu w zamian za pozwolenie na założenie na jego terytorium bazy marynarki wojennej w pobliżu portu Berbera na wybrzeżu Morza Czerwonego. Najsilniejszym argumentem przemawiającym za uznaniem Somalilandu przez Stany Zjednoczone może być jego strategiczne położenie na przecięciu ważnych morskich szlaków handlowych. Port Berbera, który znajduje się nad Zatoką Adeńską, ma bezpośredni dostęp do cieśniny Bab el-Mandab, ważnego morskiego wąskiego gardła, które łączy Morze Czerwone z Zatoką Adeńską i Morzem Arabskim. Ten szlak żeglugowy ma kluczowe znaczenie dla handlu międzynarodowego, w tym eksportu ropy naftowej, i jest główną arterią dla handlu między Europą, Azją i Bliskim Wschodem.
Stany Zjednoczone od dawna interesują się bezpieczeństwem międzynarodowych szlaków żeglugowych, zwłaszcza w obliczu rosnących zagrożeń ze strony regionalnych potęg, takich jak wspierani przez Iran rebelianci Huti w Jemenie. Baza w Berberze zapewniłaby wysuniętą obecność w celu obrony i monitorowania tych kluczowych korytarzy morskich. Oprócz zwiększenia bezpieczeństwa morskiego, obecność wojskowa w Berberze przyniosłaby również znaczne korzyści w zakresie zwalczania terroryzmu. Ze względu na sąsiedztwo z Somalią, gdzie dżihadystyczna al-Shabaab nadal zagraża stabilności regionu, amerykańska baza wojskowa w Berberze mogłaby być wykorzystywana jako punkt startowy dla operacji antyterrorystycznych.
Somaliland chce uznania
Rząd Somalilandu twierdzi, że spełnia większość wymogów suwerennego państwa demokratycznego: przeprowadza wolne i uczciwe wybory, ma własną walutę i siły bezpieczeństwa oraz wydaje własne paszporty. Twierdzi również, że jego roszczenie o niepodległość jest zgodne z wieloletnią normą Unii Afrykańskiej, zgodnie z którą granice z czasów kolonialnych powinny zostać utrzymane. Niektórzy analitycy zauważają również, że Somalilandczycy pochodzą głównie z klanu Isaaq, a zatem etnicznie różnią się od innych Somalijczyków. Terytorium to jest powszechnie postrzegane jako „oaza” stabilności w niespokojnym regionie. W 2024 r. organizacja Freedom House zajmująca się demokracją i swobodami obywatelskimi oceniła Somaliland jako „częściowo wolny”, uzyskując czterdzieści trzy punkty na sto, podczas gdy Somalia w tym samym roku uzyskała tylko osiem - co jednoznacznie oznacza status „nie wolny”.
Somaliland, który ma odrębną historię i pozostaje bardziej stabilny niż reszta Somalii, ma mocne argumenty za niepodległością. Jednak jego międzynarodowe uznanie zachęciłoby inne ruchy secesjonistyczne w Afryce. W ostatnich latach Somaliland jednostronnie zawarł duże umowy inwestycyjne z zagranicznymi potęgami, w tym z Etiopią i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (ZEA), zwiększając napięcia z Somalią i dodatkowo prowokując tarcia w szerszym regionie Rogu Afryki. Róg Afryki w ostatnich latach stał się teatrem rosnącej rywalizacji geopolitycznej, ponieważ światowe mocarstwa spieszą się, aby umocnić swoje interesy w regionie, który jest tak ważny dla światowego bezpieczeństwa, a także stabilności gospodarczej.
Na krawędzi wojny
W styczniu 2024 r. Somaliland wywołał burzę, kiedy zgodził się wydzierżawić Etiopii prawa do około trzydziestu dwóch kilometrów linii brzegowej i dostępu do Berbery w celach handlowych i wojskowych na pięćdziesiąt lat w zamian za formalne uznanie. To wywołało ostrą reakcję wrogiej Etiopii Somalii. Włączyła się we wszystko Turcja, zawierając umowę wojskową z Mogadiszu.
Somalia nadal odrzuca wezwanie Somalilandu do niepodległości i zdecydowanie potępia jego jednostronne próby negocjowania głównych umów międzynarodowych. Somaliland pozostaje jednak nieugięty w swoich ambicjach. Ewentualna próba wdrożenia planu przesiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy – w zamian za uznanie przez USA i Izrael, a pewnie i wielu ich sojuszników – może wywołać nowy konflikt w Rogu Afryki. Na pewno nie zgodzi się na to Somalia, a za nią i Turcja. Zwłaszcza, że Ankara nie chce w tej części świata wzmocnienia wpływów wrogiego Izraela.
