66 okrążeń – to był cel biegaczy, którzy wspólnie ze Stanisławem Majkowskim z Bytowa świętowali jego 66. urodziny. W sumie do pokonania było 26 kilometrów i 400 metrów. Stanisław Majkowski potrzebował na to 3 godzin i 41 minut. Razem z nim na metę dotarli Tomasz Mikołajczyk, Zbigniew Domaszk i Edward Kobierowski. Sam jubilat linie przekroczył ze Stanisławem Leonikiem, który obchodził 69 urodziny oraz Zbigniewem Domaszkiem. I co nietypowe, to Stanisław Majkowski rozdawał prezenty w postaci pakietów startowych. Wśród nich nie mogło zabraknąć… kaktusów, bo biegacz jest ich zapalonym hodowcą.
Stanisław Majkowski – człowiek instytucja - biegająca
Jesienią 2019 roku Stanisław Majkowski otrzymał brązową odznakę „Za Zasługi dla Sportu” nadawaną przez ministra sportu i turystyki. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że ten szczupły biegacz jest wizytówką powiatu bytowskiego. Podejmowane przez niego inicjatywy zawsze odnoszą się do popularyzacji biegania oraz promowania zdrowego trybu życia. I co chyba najważniejsze - obejmują coraz większą grupę odbiorców oraz na stałe wpisują się w kalendarz imprez sportowo-rekreacyjnych gminy Bytów. Był organizatorem wielu wydarzeń charytatywnych i sportowych o zasięgu regionalnym jak i ogólnopolskim m.in.:
- Półmaraton Gochów w Bytowie,
- Bieg i Rajd Nordic Waking na Mount Everest – Piękno Natury w Bytowie,
- Pielgrzymkę Maratońską Bytów-Sianowo,
- Bieg i Marsz Nordic Walking o Puchar Komendanta Powiatowego Policji w Bytowie,
- Tropem Wilczym - Bieg i Marsz Nordic Walking Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Bytowie,
- Bieg Św. Katarzyny Patronki Bytowa,
- Festyn Biegowy Biegaj z Gochem.
Nawiązał również współpracę z Klubem SC POLONIA w Hannoverze, dzięki której biegacze z Bytowa co roku biorą udział w Półmaratonie Wennigsen. Stanisław Majkowski w 2019 roku obchodził też 40-lecie biegania i pracy społecznej na rzecz sportu. Tyle samo lat miał z kolei w 2020 roku Półmaraton Gochów. A skoro jesteśmy już przy maratonach, to Stanisław Majkowski w 1979 roku był pierwszym maratończykiem z Bytowa. Wystartował dokładnie 30 września.
Od 2009 roku Stanisław Majkowski pełnił funkcję prezesa Klubu Biegacza ,,Goch” w Bytowie, którego był również współzałożycielem. To na tyle wstępu. Dość obszernego. W końcu jednak Majkowski to człowiek instytucja. W dodatku biegająca.
Bieganie w latach 70. tylko dla zawodowców
Wszystko zaczęło się w latach 70. ubiegłego stulecia. Wówczas młodzieniec o blond włosach postanowił wystartować po raz pierwszy w imprezie biegowej. Trzeba zaznaczyć, że w żadnej nie mógł brać udziału amator. Wszystkie były zarezerwowane dla zawodowców. W 1979 roku jednak coś drgnęło. Dwie imprezy w Polsce zostały otwarte dla każdego uczestnika. To Bieg Lechitów w Gnieźnie i Półmaraton w Warszawie.
- To były inne czasy. W sklepach nie było butów, dresów… Każdy radził sobie jak potrafił. Pamiętam, że po swój pierwszy dres musiałem jechać do Kościerzyny. Po pierwsze buty też. Pamiętam, że biegałem w tym, co miałem. Były takie buty „wałbrzychy”. Trzeba było z gąbki do kąpieli wyciąć podkładkę, żeby można było w tym biegać. Koledzy ze Słupska biegali w sandałach, bo nie mogli odpowiedniego numeru „wałbrzychów” kupić. Na 42 kilometry braliśmy kostki cukru do kieszeni. Nie było przecież odżywek, batoników. Tak się kiedyś biegało
– wspomina Stanisław Majkowski, który 30 września 1979 w Warszawie pobiegł swój pierwszy maraton.
- Stadion 10-lecia był zamknięty. Tylko biegacze mogli tam być. Całość transmitowała telewizja. Czuło się, że to jest wydarzenie. To był pierwszy Maraton Pokoju w Warszawie, w którym mogli startować amatorzy – wspomina Majkowski i dodaje, że pamięta też swój czas.
- Startowało 1800 zawodników. Jako pierwszy na mecie przekroczyłem trzy godziny. Miałem dokładnie czas trzy godziny i siedem sekund
– mówi pan Stanisław i przypomina, że nie tylko zdobycie odpowiedniej odzieży dla biegacza graniczyło z cudem. - Żeby dotrzeć na stadion w Warszawie, musiałem pociągami jechać często prawie dobę. Ileż to razy spałem na dworcu. A ile razy musiałem na poniedziałek brać wolne w pracy – zaznacza.
Ile płacili Majkowskiemu za bieganie?
Warto też zaznaczyć, że Stanisław Majkowski jest jedynym zawodnikiem biorącym udział w Półmaratonie Gochów od samego początku istnienia tej imprezy.
- Pamiętam rok 1981. W telewizji co niedzielę był program o biegaczach. Zawsze na niego czekałem. Jednak 13 grudnia nie został wyemitowany. Byłem bardzo zawiedziony. Dopiero po jakimś czasie dotarła do mnie informacja, że wprowadzony został stan wojenny – wspomina Majkowski, na którego bieganie wpływu nie miały ani przemiany polityczne, ani nawet to, że często był postrzegany, jak… kosmita.
- W tamtych czasach biegający tak sobie człowiek nie był częstym widokiem. Wiele razy ludzie przerywali prace w polu, żeby na mnie popatrzeć. Inni dopytywali ile mi płacą za to bieganie. Nie zrażałem się. Biegałem dalej
– mówi Majkowski, który swoje 40-lecie biegania uczcił wyjątkowo… bieganiem. Od września 2018 roku dokładnie przez rok wziął udział w 40 imprezach biegowych.
- W taki sposób uczciłem swój jubileusz. Praktycznie co tydzień brałem udział w biegach. Pamiętam, że kiedy minąłem metę biegu w Tczewie, od razu musieliśmy jechać do Sztumu na nocny bieg – wyjaśnia pan Stanisław, który nigdy nie myślał o tym, żeby zostać zawodowym biegaczem.
Filozofia biegania? Żadna
- W tym 1979 roku miałem już 23 lata, więc na zawodowstwo było już trochę za późno. Biegałem i nadal biegam bo sprawia mi to frajdę. Robię to dla siebie. Uważam, że moim największym sukcesem jest to, że w ogóle biegam. To trzeba po prostu pokochać. To sport indywidualny. Nic tu nie zależ od grupy, od kogoś. Wszystko ode mnie. Mam też kontakt z przyrodą, jestem na świeżym powietrzu. Człowiek odpoczywa od stresu. Zawsze mi się wydawało, że bieganie jest proste. Jakaż to filozofia? Biega się do przodu – wylicza zalety biegania Majkowski i jednocześnie przyznaje, że cieszy go moda na bieganie.
- Jeszcze kiedyś wszyscy biegacze z Bytowa znali się. Dziś muszę powiedzieć, że niewiele jest biegających osób, które kojarzę. Czasem jest mi trochę wstyd, bo ktoś mówi mi „dzień dobry”, a ja nie wiem skąd tę biegającą osobę znam
– mówi pan Stanisław, któremu marzy się w Bytowie muzeum sportu albo może chociaż izba pamięci o sportowcach. - Każdy z nas, nie tylko biegaczy, a sportowców, ma stare zdjęcia, puchary, medale... Szkoda, żeby to leżało w szufladach i kurzyło się - mówi.
Pierwszy chłop na macierzyńskim!
Majowski zarzeka się także, że po rezygnacji ze stanowiska prezesa Klubu Biegacza „Goch” w Bytowie, nie nudzi się w domu. - Zawsze jest coś do zrobienia. Z biegania na pewno nie zrezygnuję. Może zacznę więcej ciast piec? - zastanawia się głośno.
Nie wszyscy wiedzą lub pamiętają, że Majkowski w domu czuje się jak ryba w wodzie. To właśnie on w 1981 roku był pierwszym w Polce mężczyzną, który zdecydował się pójść na urlop macierzyński. Rozpisywały się o nim ogólnopolskie media.
- To nie była dla mnie żadna ujma. Policzyliśmy sobie z żoną, że ona ma lepszą pensję więc lepiej, żebym to ja został z dzieckiem w domu. Potem pojawiło się drugie i na macierzyńskim spędziłem cztery lata
– wspomina Majkowski.
Zaznacza także, że niestety nikt w rodzinie nie zaraził się bakcylem do biegania. - Liczę na swoją trzyletnią wnuczkę. Kiedy mnie tylko zobaczy, biega po całym domu – mówi pan Stanisław.
Nawet Jurka Saldata zamęczył...
Dziś nie jest w stanie zliczyć osoby, które zaraził swoją miłością do biegania. Pamięta jedynie wyjątkowe zdarzenia związane oczywiście z bieganiem.
- Na dworze było już szaro. Biegałem sobie kółka wokół stadionu. W pewnej chwili zauważyłem leżącego faceta. Podbiegłem do niego, odwróciłem na plecy, a on był cały w drgawkach i toczył pianę z ust. To były czasy bez telefonów komórkowych. Wokół ani jednego człowieka. Pobiegłem do Fortechu na dyżurkę, żeby pogotowie wezwali. Potem od jego rodziny dowiedziałem się, że miał padaczkę i chyba uratowałem mu życie
– wspomina biegacz z Bytowa.
- A Jurka Saldata to pani na pewno zna. Kiedyś przyłączył się do mnie. Po jakimś czasie wspólnego biegania zabrałem go na trasę, bo ile można razy biegać w kółko stadionu. Już na trasie Jurek podbiega do mnie i dopytuje o najbliższą drogę asfaltową, bo chce złapać okazję i wrócić do domu. Pytam go, dlaczego. A on mi wypalił, że ja to nawet bym konia zamęczył – śmieje się Majkowski i namawia wszystkich, żeby nie szukali wymówek, a ruszali na trasy.
Najlepsze imprezy robią biegacze
- Na początku nie należy iść po wyniki. Po co się zamęczać? Bieganie ma być przyjemnością. Jeśli się zmęczysz, przejdź w marsz. Na początku nie są Ci potrzebne żadne specjalne buty, dresy, czapka, zegarek z bajerami. Wystarczą zwykłe trampki. Na naturalnej nawierzchni nie nabawisz się kontuzji – wylicza Majkowski, którego codziennie można spotkać, jak biega po Bytowie.
- Biegać mi się zawsze będzie chciało. Nie chciało mi się już tylko być prezesem klubu. Naprawdę wierzyłem, że ktoś to pociągnie – zaznacza Majkowski i wylicza ile czasu zajmowało mu przygotowanie tylko jednej imprezy biegowej.
- Najpierw trzeba mieć pomysł. Potem ustalić termin i postarać się o wpisanie go do kalendarza biegowego. Kolejne są pisma i wnioski o zgody i pozwolenia. Podobne trzeba wysłać do sponsorów. Kolejna rzecz to trasa, wolontariusze, dyplomy, puchary, projekty medali, pakiety startowe, nagrody… Przyznam, że często po nocach nie spałem, a moje mieszkanie zamieniało się w magazyn. I jeszcze człowiek się martwił, żeby była frekwencja i pogoda nam sprzyjała
– wylicza Majkowski, który zaznacza również że zawsze może służyć radą i pomocą dla organizatorów biegów.
- Teraz to chyba już każda gmina w Polsce chce mieć swoją imprezę biegową. I ma. Nikt jednak nie przygotuje jej na takim poziomie, jak biegacz. W końcu to on wie najbardziej czego uczestnicy potrzebują – mówi Majkowski.
