W środowy wieczór aktywiści z Białegostoku wyszli na ulice w geście solidarności z manifestującymi we Wrocławiu, Toruniu, Warszawie i w innych miejscowościach, w których marsze kobiet spotkały się ze zdecydowaną reakcją policji. W sieci znajdziemy dziesiątki filmów, w których widać starcia manifestujących z mundurowymi. W czasie sobotniego strajku m. in. posłanka KO Barbara Nowacka została potraktowana gazem łzawiącym.
Na Rynku Kościuszki zebrało się kilkadziesiąt osób, które nie zgadzają się na takie traktowanie obywateli. Mimo niesprzyjającej, mroźnej pogody wyrazili głośno swoje poglądy.
- Jesteśmy tu w imię całego naszego społeczeństwa. Każda i każdy z nas jest jak dziesięć tysięcy osób! Protestujemy solidarnie, bo to jest nasza jedyna siła - krzyczała do megafonu Małgorzata Linkiewicz, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet w Białymstoku. - To władza, trybunał swoją decyzją wywołał nas na ulice. To oni są prawdziwymi organizatorami naszych protestów. Rozliczamy ich z tego! Musi być w tym kraju odpowiedzialność za to co robi się obywatelom. Jesteśmy tu by walczyć o prawa, które są nam odbierane. I będziemy legalnie protestować i przy tym powinniśmy mieć ochronę policji. Agresja ze strony funkcjonariuszy jest niedopuszczalna - grzmiała Linkiewicz na Rynku Kościuszki. Zebrani skandowali za nią "rewolucja jest kobietą" i "solidarność naszą bronią".
Przypomnijmy, że protesty kobiet trwają od 22 października. To pokłosie decyzji Trybunał Konstytucyjnego, który orzekł, że aborcja z powodu wad płodu jest niezgodna z prawem. Wyrok powinien zostać opublikowany najpóźniej 2 listopada w Dzienniku Ustaw. To formalny warunek wejścia nowego prawa w życie. Polska Konstytucja stanowi, że wyroki TK należy publikować "niezwłocznie po ogłoszeniu". Tak się jednak nie stało. Decyzje w sprawie aborcji zostały zamrożone i nie wiadomo co dalej.
