Pod siedzibą kuratorium zbiera się dzień w dzień kilkadziesiąt osób. Niektórzy z transparentami z wykrzyknikiem - symbolem strajku nauczycieli. Inny taki sam emblemat mają przytwierdzony do kurtek. Jeszcze inni trzymają po prostu kartki: wspieramy nauczycieli. Większość jednak nie ma nic. I tak przecież wiadomo, po co tu przyszli: by wspierać się nawzajem, by wspierać nauczycieli.
- Musimy pomóc nauczycielom. I wytłumaczyć społeczeństwu, że nie jest metodą to, co od dziesięcioleci robią kolejne rządy. Rządy lekceważą nauczycieli i starają się wmówić im wielką misję. A dzień codzienny przykrywa tę misję i marzenia, ponieważ nauczycielom brakuje pieniędzy. Za tak wartościową pracę powinni zostać solidnie nagrodzeni. Przecież opiekują najwyższą wartością naszą, osób dorosłych - czyli dziećmi - mówi Janusz Borowik z partii Wiosna.
To właśnie Wiosna jest organizatorem co popołudniowego wydarzenia "Wspieramy nauczycieli". Spotykają się tu od piątku. - Zgłoszenie zgromadzenia jest na 10 dni. Ale jeśli będzie potrzeba, to je przedłużymy - zapowiadają organizatorzy.
A nauczyciele? Lżej im trochę, gdy widzą wsparcie.
- Jestem nauczycielem od 30 lat. Pracuję w świetlicy. I wcale nie mam nic przeciwko temu, by pracować po osiem godzin dziennie. Tylko proszę dać mi możliwość, by przygotować się do kolejnych zajęć w miejscu pracy - mówi Elżbieta Simson, nauczycielka z SP 45.
Od kilku dni jednak przychodzi do pracy, ale nie opiekuje się dziećmi. Strajkuje. - Bo zaczęłam mieć świadomość, że coś stanęło w miejscu, nic się nie zmienia. To jest chora sytuacja, w której wszyscy do wszystkich mają o coś pretensje, a nikt nie jest w stanie tak naprawdę spełnić oczekiwań drugiej strony. Do swoich umiejętności i możliwości nie dostałam takiego warsztatu ze strony państwa, by spełniać te oczekiwania. A one wciąż rosną. Ostatnio od pracowników szkoły zażądano podnoszenia kompetencji. A za dodatkowe kursy, studia trzeba płacić. A wciąż mówi się, jakim jestem nierobem! A ja nie czuję się nierobem - denerwuje się.
I opowiada, że o tym, ile ona tak naprawdę pracuje, wiedzą chyba tylko koledzy nauczyciele i rodzina. - Mój syn na moim zaangażowaniu w pracę tylko tracił. Tracił finansowo - bo nie miał dobrych wakacji. Bo co z tego, że mam dwa miesiące wakacji, skoro nie mam za co na nie pojechać?
Kolejna nauczycielka nie chce się przedstawić. Mówi, że się boi. Pracuje w szkole i jest mamą gimnazjalisty. Strajkuje. I to mimo to, że jej dziecko było w tak stresującej sytuacji. Nie wiadomo było przecież do końca, czy egzaminy gimnazjalne się odbędą. - Nie ma innego wyjścia. Dzieci uczą się ode mnie walki o swoje przekonania. A dla mnie tak naprawdę priorytetem nie jest podwyżka płac, tylko protest przeciwko temu wszystkiemu, co się działo przez ostatnie kilka lat. To totalne zniszczenie systemu, który bardzo dobrze funkcjonował. Na miejsce tego jest ogromny chaos - mówi.
Nauczycieli wspierają też nauczyciele akademiccy. - Nauczyciele walczą o swoją godność, ale i także o naszą godność - przekonuje dr Barbara Olech, wykładowczyni w Uniwersytecie w Białymstoku. - Nie ma porządnego państwa bez dobrej oświaty. Oni nie walczą tylko i wyłącznie o pieniądze, ale walczą także o to, by szkoła była szkołą przyjazną dla ucznia, szkołą nowoczesną, szkołą, w której liczy się podmiotowość. A my musimy wspierać tych, którzy zajmują się oświatą, a zarabiają żenująco mało - dodaje.
Nauczyciele i ich sympatycy zapowiadają, że pod Podlaskim Kuratorium Oświaty spotkają się również w poniedziałek.
