Maciej B. ma 21 lat, Daniel K. - 22 lata. Obaj są studentami. Trzeci z oskarżonych to 25-letni Adam J. Wszyscy zostali oskarżeni o gwałt zbiorowy. Ofiara to dziewczyna, którą poznali w październiku ubiegłego roku we wrocławskim Pasażu Niepolda. Była pijana, wyszła z dyskoteki. Zaproponowali jej „after party” w wynajętym niedaleko mieszkaniu. Tu doszło do gwałtu. Godzinę później ofiara została przez Macieja B. zabrana do niego do domu i tu kolejny raz zgwałcona.
Śledczy w akcie oskarżenia sugerowali, że sprawcy mogli wykorzysta tzw. „pigułkę gwałtu”, czyli substancję odurzającą, która doprowadza do tego, że ofiara traci wolę oporu. Dowodem miały być m.in. wyniki badań toksykologicznych. Wśród innych dowodów przedstawionych w sądzie przez prokuraturę były m.in. przechwałki jednego z oskarżonych. Jakie? Komu? Gdzie? Tego nie wiadomo. Treść aktu oskarżenia nie została ujawniona. Również cały proces prowadzony był z wyłączeniem jawności. Prokuratura mówiła tylko mediom, że oskarżeni chwalili się „innym osobom”, jak wynajdowali ofiary gwałtów. Stąd przypuszczenia śledczych – choć dowodów nie znaleziono – że ofiar mogło by więcej.
ZOBACZ KONIECZNIE: Porno za pieniądze czy za darmo? Czy porno szkodzi?
Maciej B. usłyszał jeszcze jeden zarzut. Na początku marca miał dopuścić się gwałtu, ale już sam. Okoliczności były bardzo podobne jak w sprawie z października 2015. Dziewczyna poznana w Pasażu Niepolda po dyskotece. Maciej – twierdziło oskarżenie – miał ją zabrać do domu, zgwałcić nagrywając wszystko telefonem komórkowym.
Sąd zdecydował dziś, że Maciej B. spędzi w więzieniu 7 lat, Daniel K. - 5 i pół roku, a Adam J. - 4 lata. Mają też dziesięcioletni zakaz zbliżania się do zgwałconej przez siebie dziewczyny na bliżej niż 50 metrów.
Sąd nie miał wątpliwości, że młodzi wrocławianie podali swojej ofierze "pigułkę gwałtu". Jeden z dowodów to przechwałki samych oskarżonych. Miało do nich dojść tuż po ich zatrzymaniu w związku z podejrzeniem gwałtu. I to właśnie wtedy - jeszcze zanim zostali aresztowani - mieli opowiadać innym zatrzymanym, że podawali dziewczynom te pigułki i patrzyli "która padnie jak mucha".
Sędzia Artur Kosmala - uzasadniając wyrok skazujący za gwałt zbiorowy - ostro skrytykował obrońców i ich sugestie, że ofiara sama jest sobie winna, bo upiła się na dyskotece.
- To anachroniczne i niedopuszczalne - mówił sędzia w emocjonalnym wystąpieniu, odnosząc się do argumentów obrońców, którzy mieli oceniać "zachowanie dorosłej kobiety i sposób spędzania przez nią wolnego czasu"
Argumenty obrońców prowadziłyby do wniosku, że "ofiara może płacić gwałtem za własną wolność gwarantowaną konstytucyjnie". Sąd - usłyszeliśmy w uzasadnieniu wyroku - nie oceniał moralności oskarżonych i pokrzywdzonych. "Przeciwne myślenie prowadziłoby do absurdalnego wniosku, że jeśli kobieta nie jest bez skazy to można ją gwałcić".
Gwałt - mówił sędzia - to efekt pogardy i przemocy wobec drugiego człowieka. Sprowadzenie ofiary do roli rzeczy".
- Obrona nigdy nie mówiła, że skoro ofiara się upiła to można było ją zgwałcić - przekonuje mecenas Krzysztof Budnik, jeden z obrońców w tej sprawie. - Linia obrony polegała na tym, że do zbliżenia doszło za zgodą pokrzywdzonej.
Obrona zapowiada apelację.