Proces 48-letniego Sebastiana Z. rozpoczął się dziś od nieoczekiwanego zwrotu. Okazało się, że rodzina ofiary przyjęła przeprosiny oskarżonego i 50 tys. zł w ramach zadośćuczynienia.
Ugoda nie wstrzymała jednak procesu karnego. Prokuratura oskarżyła Sebastiana Z. o spowodowanie ciężkiego uszczerbku, który zakończył się śmiercią pieszego, Roberta S.
Sebastianowi Z. grozi za to do 12 lat więzienia.
Sprawa była niezwykle głośna. W sierpniu 2017 roku Sebastian Z. wracał z kolegami z treningu rowerowego. Na alei Wojska Polskiego w Szczecinie, doszło do sprzeczki między rowerzystami a dwójką mężczyzn wracających z koncertu w klubie Sorento.
- Oskarżony 23 sierpnia 2017 uderzył pięścią w twarz Roberta S. w wyniku czego pokrzywdzony upadł na ziemię i stracił przytomność. Doznając złamania kości czaszki i ściany bocznej oczodołu. To spowodowało chorobę realnie zagrażającą życiu, a w efekcie zgon - oskarżał prokurator.
Sebastian Z. przyznał się do zadania ciosu, ale zaprzecza, że chciał zrobić krzywdę. Dziś przedstawił swoją wersję wydarzeń.
Po trzygodzinnym treningu rowerowym w Lesie Arkońskim wracał z dwoma kolegami do centrum Szczecina. Planowali zjeść pizzę na ul. Jagiellońskiej. Na alei Wojska Polskiego natknęli się na dwóch mężczyzn, którzy wracali z koncertu.
Pieszym miało się nie spodobać, że rowerzyści jadą chodnikiem, a nie ulicą. Doszło do kłótni.
- Pokrzywdzony ruszał rękoma, bo może nie widział, że ja jadę z tyłu jako ostatni - relacjonował oskarżony. - Zatrzymałem się, zdjąłem jedną nogę z pedału roweru. Wtedy usłyszałem wyzwiska. Pokrzywdzony zrobił ruch jakby chciał mnie zaatakować. Wtedy ja uderzyłem go pięścią w okolicę brody i ust. To była chwila. Widziałem, że się przewrócił – mówił Sebastian Z.
Ale nie zainteresował się stanem pokrzywdzonego, który stracił przytomność. Rowerzyści ruszyli dalej. Dopiero z telewizji dowiedział się, co się stało. W tym czasie córka Roberta S. prowadziła już prywatne śledztwo i przez portal społecznościowy szukała świadków.
Wideo: Wyjaśnienia oraz przeprosiny oskarżonego
Po kilku dniach oskarżony razem z adwokatem przyszli na policję.
- Lekarz zadzwonił do mnie i powiedział, żebym przyjechała do szpitala, bo stan taty jest zły. Powiedział, że tata ma dwie rany. Z tyłu głowy i z przodu od ciosu – mówiła dzisiaj córka pokrzywdzonego.
Bezpośredni świadek zdarzenia – kolega Roberta S. - zmarł niedawno. Sąd ma jego zeznania złożone jeszcze w śledztwie.
Na następnej rozprawie sąd wysłucha m.in. biegłego lekarza, który przeprowadzał sekcję zwłok ofiary.