Nauczycielka Zofia H. została wychowawczynią pierwszej klasy w szkole podstawowej w Tulcach. Wśród uczniów był syn innej nauczycielki. Uzdolniony i sprawiający kłopoty wychowawcze.
W czerwcu 2014 roku Zofia przygotowywała świadectwa opisowe dla „swoich” pierwszaków.
- Przed radą pedagogiczną powiedziałam koleżance z pracy, że napiszę, że jej syn sprawia trudności wychowawcze. Odpowiedziała: „nie wyobrażam sobie inaczej”. Na radzie przeczytałam informację, również o tym uczniu. Nikt niczego nie zakwestionował – opowiada Zofia.
Inni nauczyciele dodają, że ocena faktycznie była surowa, ale sprawiedliwa. Zofię opisują jako osobę z zasadami, zdyscyplinowaną i poukładaną.
Oceny zaakceptowane na radzie, przynajmniej w teorii, nie podlegają zmianom. W Tulcach stało się inaczej. Zofia opowiada, że po ostatniej radzie jedna z wicedyrektorek poleciła jej poprawić świadectwo synowi nauczycielki. Zofia nieco zmieniała opis na świadectwie.
Jednak konflikt narastał. W dniu uroczystego zakończenia roku szkolnego rozdawała świadectwa swoim uczniom.
- Nagle ta nauczycielka, matka ucznia, wpadła do sali ze słowami: „ty s..., oblałaś moje dziecko pomyjami”. Powiedziała to przy rodzicach i dzieciach. I jeszcze dodała, że mam się przyznać, że niby wszystkim musiałam zmieniać świadectwa - relacjonuje Zofia.
Dyrekcja tej sprawy nie wyjaśniała. Za to pod koniec wakacji zapadła decyzja, by do klasy Zofii skierować tzw. nauczycieli wspomagających. Kilku rodziców, w tym wspomniana nauczycielka, kwestionowało metody pracy Zofii. W teorii „wspomagający” mieli pomagać trudnym dzieciom z tej klasy. W praktyce, jak słychać w szkole w Tulcach, mieli kontrolować Zofię i patrzeć jej na ręce. Jednym z nauczycieli wspomagających została matka chłopca, która wcześniej miała publicznie wyzwać Zofię. Ta nauczycielka twierdziła zresztą, że pojawiała się w klasie Zofii, "by dzieciom nie stała się krzywda".
Zofia wyglądała coraz gorzej: wymiotowała przed wyjazdem do pracy, czuła się zaszczuta i odrzucona. Nauczyciele z Tulec przyznają, że gasła w oczach. 3 października 2014 roku, po kolejnej trudnej rozmowie z nauczycielką - matką chłopca, Zofia zasłabła i straciła przytomność. Doznała udaru mózgu, 40-procentowego uszczerbku na zdrowiu. Wprost ze szkoły trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej w Poznaniu. Gdy po kilku dniach odzyskiwała przytomność, nauczycieli wspomagających wycofano z jej klasy. Już nie byli potrzebni.
Emerytowana nauczycielka Alina Kizierowska, która pracowała w Tulcach, mówi, że Zofia została skrzywdzona:
- Dyrektor szkoły w Tulcach to dobry, poczciwy człowiek, ale nie radzi sobie z „babińcem”. Mam na myśli kilka pań nauczycielek, które bywają wulgarne, pełne nienawiści. Nie lubią dzieci i swojej pracy. O uczniach mówią "ten debil" lub "ten idiota". Dyrektor działa pod ich presją. Te kobiety są drapieżne, konfliktowe. Pani Zosia im się naraziła, bo miała własne zdanie i chciała go bronić. Skrzywdziły ją - przekonuje Alina Kizierowska.
Konflikt, rozpoczęty w czerwcu 2014 roku, trwa.
To tylko fragment artykułu. Zobacz całość w serwisie Plus:
Nauczycielka doprowadzona do udaru, gdy wystawiła złą ocenę
W dalszej części przeczytasz:
- Szczegóły konfliktu między nauczycielkami.
- Kto konspirował przeciw nauczycielce?
- Grupka rodziców zarzucała Zofii „skrajną dyscyplinę”. Co miała nakazywać dzieciom?
- Kuratorium oświaty nie zajęło się skargą Zofii. Dlaczego?
- Jak wyglądała postawa szkoły?
POLECAMY:

Co jest na zdjęciach? [TEST GWARY]
Wszystko o tragedii na Dębcu
Stary Poznań na zdjęciach!
Loty z Poznania w 2018 roku
Wszystko o Lechu Poznań

Szybki test dla poznaniaków