Ranna Urszula przeszła już trzy poważne operacje.
- W dniu zdarzenia, 19 grudnia, podczas trwającego prawie 10 godzin zabiegu, amputowano jej prawą dłoń, łatano lewą rękę i ratowano rozerwane narządy brzucha, ponieważ paczka wybuchła na tej wysokości. Kolejne dwie operacje oczu i miednicy polegały na wyjęciu odłamków, które w ilości kilkudziesięciu sztuk przekazano policji" – powiedział PAP Marcin Banaszkiewicz.
Po operacji oczu pokrzywdzona kobieta widzi niewyraźne, zamglone obrazy. "Nie potrafi nam odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę widzi" – dodał mąż siostry rannej Urszuli.
"Rozpacz odłożyliśmy na bok, zaczęliśmy działać"
31-latka ma dwóch braci i dwie siostry.
- Kiedy to się stało, rozpacz odłożyliśmy na bok, zaczęliśmy działać. Odcięliśmy się od myśli, kto mógł być sprawcą. Zostawiliśmy to policji, choć mamy swoje podejrzenia. Moja żona, z którą przyjechaliśmy z Warszawy, zamieszkała w szpitalu przy siostrze. Jeden z braci krążył między szpitalem i sądem, załatwiał wszystkie dokumenty, żeby można było w imieniu Uli wykonać niezbędne czynności prawne. Pozostałe rodzeństwo zajęło się organizowaniem pomocy i remontem domu, żeby był gotowy na powrót dzieci ze szpitala. Udało się wyremontować kuchnię, która była najbardziej zniszczona" - powiedział.
Ula pracuje z dziećmi ze spektrum autyzmu
Urszula samotnie wychowuje dwoje dzieci, z zawodu jest nauczycielem wychowania przedszkolnego dla dzieci ze spektrum autyzmu. Pracuje w ośrodku w Żaganiu. W dniu wybuchu szykowała się do pracy. - Paczkę znalazła przed domem. Była wielkości 20 na 20 cm w kształcie kuferka do kosmetyków. Otworzyła ją w kuchni na meblach. Nastąpił wybuch" – zrelacjonował pan Marcin.
Ranna została zabrana do szpitala w Zielonej Górze przez śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i od razu trafiła na salę operacyjną. Jej dzieci do tego samego szpitala przewieziono karetkami.
Do pierwszej rozmowy pokrzywdzonej z członkami rodziny doszło 28 grudnia - 10 dni po wybuchu. - Najpierw zapytała o mamę i dzieci. Powiedziała, że bardzo ich kocha – mówił szwagier pokrzywdzonej.
Na miejscu wybuchu przez wiele godzin były prowadzone oględziny i inne czynności procesowe, m.in. z udziałem techników kryminalistyki, pirotechników oraz prokuratora. Śledczy pracowali zarówno w domu, w którym doszło do eksplozji, jak i sprawdzili pobliską okolicę. Teraz trwa analiza zebranych śladów i informacji oraz inne czynności.
Zbiórka pieniędzy "Razem dla Uli"
Na stronie internetowej zrzutka.pl członkowie rodziny 31-latki rannej w wyniku wybuchu paczki uruchomili zbiórkę pieniędzy: "Razem dla Uli".
- Link do zrzutki: RAZEM DLA ULI
"Wydarzyła się ogromna tragedia. Nieznany sprawca postanowił przerwać spokojne życie Uli i jej dzieci. W poniedziałkowy poranek Ula znalazła przed domem paczkę, która chwilę później eksplodowała w jej dłoniach, poważnie raniąc ją i dwójkę jej małych dzieci. Cała trójka przebywa aktualnie w szpitalu.(…) Apelujemy do ludzi dobrej woli o wsparcie" – napisała rodzina.
Pieniądze ze zbiórki - jak wyjaśnił Marcin Banaszkiewicz - zostaną przeznaczone na remont domu, opłacenie pomocy psychologicznej i rehabilitację.
Podał, że 7-letnia córka kobiety odniosła obrażenia ręki i będzie wymagała rehabilitacji. 31-latka straciła prawą rękę. Nie wiadomo, czy lewa odzyska wszystkie funkcje.
"Lekarze uratowali dłoń, ale będzie potrzebna pomoc do przywrócenia jej motoryki. To będzie wymagało długiej i kosztownej rehabilitacji. W przyszłości, jak pozwolą na to środki, trzeba będzie też pomyśleć o zakupie protezy prawej dłoni" - wskazał.
W szpitalu nadal przebywa córka Urszuli, z którą w jednym pokoju mieszka siostra pokrzywdzonej. 2,5-roczny syn oraz babcia wrócili już do domu.
Zobacz wideo: Gazeta Lubuska. Klenica. Rodzinna tragedia. Są zarzuty prokuratury
