Tajemnicze zaginięcie Iwony. Adam Puzio od 23 lat szuka córki

Anna Gronczewska
Nie ma dnia, by Adam Puzio nie modlił się za córkę. Nosi przy sobie jej zdjęcia
Nie ma dnia, by Adam Puzio nie modlił się za córkę. Nosi przy sobie jej zdjęcia Krzysztof Szymczak
Od zaginięcia Iwony minęły 23 lata. Dokładnie 10 listopada. Adam Puzio już nie wierzy, że córka żyje. Ale przed śmiercią chciałby poznać prawdę. I złożyć jej kości do rodzinnego grobu. Choć czasem nadzieja, że odnajdzie ją żywą, powraca...

Niedawno sprawa zaginięcia Iwony Mogiły-Lisowskiej powróciła w programie Michała Fajbusiewicza „Z archiwum 997”. Po nim do ojca dziennikarki zgłosił się łódzki detektyw.

- Ale nic nie wniosło to do sprawy - mówi Adam Puzio. - Do końca życia będę walczył o rozwiązanie tej sprawy! Czasu jest coraz mniej. Moje życie się kończy. Nie chce zostawiać z tym najmłodszej córki i wnuka...

O córce nie mówi inaczej jak tylko Iwonka. Lubi o niej opowiadać. O tym, jaka była zdolna, mądra, poważna, że skończyła kulturoznawstwo i chciała zostać dziennikarką. Pracowała w stacji Tele 24...

Tyle że ostatnio nawet mu się nie śniła. Kiedyś kilka razy przychodziła w snach. Uśmiechała się do ojca. Jeszcze raz widział jej czarne włosy, oczy.

- Ostatni raz przyśniła mi się kilka lat temu, gdy byłem w sanatorium w Kołobrzegu - mówi jej ojciec. - Ładnie wyglądała... Powiedziała do mnie stanowczym głosem: Tato, weź się do roboty!

Ślad po niej zaginął

Iwona Mogiła-Lisowska zaginęła w 1992 roku. Miała 32 lata.

Jej ojciec pamięta prawie każdy szczegół ostatniego spotkania. 10 listopada rano wrócił z Jugosławii, gdzie pojechał na handel. Już kilka minut po ósmej był w domu córki przy ul. Świetlików w Łodzi. Iwonka chodziła po mieszkaniu, paliło się w kominku.

- Postawiłem na stole szampana, bo Iwonka bardzo lubiła ten trunek - wspomina. - Podziękowała, że o niej pamiętałem. Zapytała czy będę coś robił na budowie, bo pomagałem przy wznoszeniu garażu i budynku gospodarczego. Powiedziałem, że zajmę się tym następnego dnia, bo jestem zmęczony po podróży. Wróciłem do domu. Nie żegnałem się z nią, bo wiedziałem, że wieczorem ma przyjść do nas....

Około 16 Iwona razem z mężem przyjechała do matki, która pracowała w sklepie rybnym. Wzięła klucz od domu rodziców, tak jak zwykle zabrała obiad i wróciła do siebie.

- Żona widziała jak Iwonka siedziała w polonezie, nawet jej nie pomachała... - dodaje Adam Puzio. - Wieczorem już do nas nie przyszła. Kiedy rano pojechałem na ul. Świetlików, zastałem tylko zięcia. Zapytałem, gdzie Iwonka.

Usłyszał, że nie wróciła na noc. Pomyślał, że pewnie córka jest w pracy. Jako dziennikarka pracowała nieraz nocą. Kiedyś robiła relację z Miss Mokrego Podkoszulka. Tak samo myślała jego żona.

Adam Puzio twierdzi, że następnego dnia zięć powiedział mu, że córka wyjechała na tydzień do Niemiec. Jeździła tam wcześniej, bo pracowała jako kelnerka w restauracji koło Mannheim, prowadziła też jej właścicielom księgowość.

Zaginięcie Iwonki zgłoszono więc dopiero 19 listopada, dziewięć dni po jej zniknięciu. Dziś Adam Puzio żałuje, że nie zrobił tego wcześniej.

- Ale zięć tłumaczył, byśmy poczekali, bo Iwonka przyjedzie z Niemiec, a my jej narobimy wstydu, bo będą jej w całej Łodzi szukać - wyjaśnia.

Od tego czasu po Iwonie Mogile-Lisowskiej nie ma śladu. Przepadła jak kamień w wodę. Prokuratura Rejonowa Łódź-Bałuty blisko dwadzieścia razy zawieszała, umarzała i wznawiała śledztwo w tej sprawie. Adam Puzio interweniował nawet w Ministerstwie Sprawiedliwości. Bez rezultatu.
Sprawa zaginięcia Iwony Mogiły-Lisowskiej była kilkanaście razy przedstawiana w magazynie kryminalnym Michała Fajbusiewicza „997”.

- Trzeba podziwiać pana Puzio za determinację, z jaką dąży do wyjaśnienia sprawy zaginięcia córki - mówił nam popularny dziennikarz telewizyjny. - Pamiętam, że kiedyś czekał trzy noce w samochodzie przed moim domem, by spotkać się ze mną. Ja akurat byłem poza Łodzią na nagraniu...

Adam Puzio pojechał szukać córki do Niemiec. Nie znalazł śladu. Nie wierzy, że Iwonka, tak jak niektórzy z zaginionych, chciałaby uciec od dotychczasowego życia. Miała kiedyś propozycję zamążpójścia za granicą, zostania na stałe, nie chciała. Tłumaczyła, że poza krajem może być najwyżej dwa - trzy miesiące. Nie dłużej, bo bardzo tęskni za rodziną.

- Gdyby żyła, to na pewno dałaby mi znać! - twierdzi jej ojciec. - Zawsze we wszystkim się mnie radziła. Mam wyrzuty sumienia, że nie zamieszkałem z córką, gdybym tam cały czas był, nie doszłoby do tego wszystkiego...

Adam Puzio sam odwiedził kilku jasnowidzów. Reszta zgłaszała się po kolejnych programach telewizyjnych. Było ich ze trzydziestu. Nie było jednego, który powiedziałby, że Iwona żyje.

- Kobieta z Łodzi stwierdziła, że Iwonka się kąpała i zabił ją w łazience wysoki, starszy mężczyzna - opowiada. - Inni kazali szukać zwłok na terenie działki, na której stał jej dom. Przekopaliśmy całą. Jasnowidz z gór wskazał miejsce, gdzie postawiony był mur oddzielający dom od ogrodu. Pod nim znaleźliśmy rzeczy, w które miała być ubrana Iwonka w czasie wyjazdu do Niemiec i dywan, który w chwili jej zaginięcia zniknął ze stołowego pokoju...

Inny jasnowidz wskazał Zalew Sulejo-wski. Ojciec wynajął płetwonurków. Nie znaleźli ciała. Wielu kazało szukać zwłok w lasach koło Tomaszowa Mazowieckiego. Jasnowidz z Zielonej Góry wskazał kwartał Łodzi, gdzie miały znajdować się zwłoki.

- Kazał mi zrobić dokładną mapę tego terenu - wspomina Adam Puzio. - Drogo mnie to kosztowało. Okazało się, że tym miejscem jest Cmentarz Żydowski przy ul. Brackiej. Chodziłem tam całymi dniami, zaglądałem do grobów. Nic nie było. Choć, jak mówią niektórzy, może to być dobry ślad. Ciała podrzuca się do grobów...

Zbadano szambo znajdujące się na terenie ogrodu córki. Podejrzewał, że tam mogą być zwłoki Iwonki. I w szambie odnaleziono kości. Pan Adam był przekonany, że to szczątki córki. Nadzieja, że zagadka jej zaginięcia zostanie rozwiązana, była ogromna. Niestety, znów się nie udało. Biegli sądowi uznali, że znalezione w szambie kości nie są szczątkami człowieka. To kości zwierzęce...

Ostatnio dwa lata temu złożył wniosek do Prokuratury Rejonowej Łódź- Bałuty o wznowienie zawieszonego śledztwa w sprawie zaginięcia Iwony Mogiły-Lisowskiej. Zwracał się w tej sprawie do prokuratury okręgowej. W odpowiedzi słyszał, że nie ma nowych przesłanek do wznowienia śledztwa.

- Cały czas wierzę, że nastąpi przełom w sprawie i prawda zostanie ujawniona - mówi ojciec Iwonki.

Nie ma dnia, by Adam Puzio nie modlił się za córkę. Nosi przy sobie jej zdjęcia. Wyciąga je z pożółkłych kopert. Iwonka w czasie pierwszej komunii, z tacą w restauracji, z koleżanką. Na wszystkich widać ładną, ciemnowłosą dziewczynę.

- Chciałem, żeby była lekarzem, ale nie lubiła widoku krwi - mówi ojciec z trudem powstrzymując łzy.

Pokochał ten krzyż

Iwonka urodziła się jako drugie dziecko państwa Puziów. Najstarszej Urszuli w czasie porodu uszkodzono nerw. Od urodzenia jest upośledzona. Ma padaczkę. Od pięciu lat nie wstaje z łóżka. Opiekują się nią rodzice. Nawet załatwili dla córki miejsce w domu opieki społecznej, ale stwierdzili, że nie mieliby serca jej tam oddać. Dopóki starczy sił, będą opiekować się Urszulą.

- Pokochałem ten krzyż - opowiada Adam Puzio. - Iwonka urodziła się trzy lata po niej. Pamiętam, że przed laty żona pojechała na pogrzeb siostrzenicy, jedynaczki, która zginęła w wypadku samochodowym. Wtedy miałem sen, w którym usłyszałem: Ty też masz jedno dziecko! Po nim urodziła się trzecia córka. Jak zaginęła Iwonka, żona stała w kuchni i płakała. Podszedłem do niej i powiedziałem, żeby podziękowała Bogu, że przez trzydzieści dwa lata mogła się cieszyć Iwonką. Przypomniałem jej wtedy sen sprzed lat...
Adam Puzio wystąpił do sądu o uznanie Iwonki za zmarłą. Wyrok zapadł po dwóch latach postępowania, w 2005 roku. Jako datę jej śmierci przyjęto 31 grudzień 2002 roku.

- Zrobiłem to, bo chciałem wreszcie uregulować sprawy związane z domem Iwonki - tłumaczy.

Dom, w którym przed zaginięciem mieszkała Iwona, dalej stoi pusty. Ojciec dziennikarki urządził w nim magazyn.

- Dalej opiekuję się tym domem - dodaje pan Adam.

Kiedyś najmłodsza córka przyznała, że od chwili zaginięcia Iwonki, rodzina nie funkcjonuje normalnie. Adam Puzio wie, że tak jest. Nieraz prokuratorzy pytali go, dlaczego nie da sobie spokoju z tą sprawą. Wtedy to on zadawał im pytanie. Czy widzieli w telewizji płaczących ludzi, którym zaginęły dzieci?

Inni mogą chodzić na groby

- Zaginięcie jest gorsze od śmierci dziecka - mówi Adam Puzio.

Jego sąsiedzi też stracili dzieci. Ale mają grób, gdzie idą się wypłakać, porozmawiać, wracają do domu i normalnie funkcjonują. Jemu została tylko pusta mogiła. Kilka lat temu kupił grób na cmentarzu w Łagiewnikach. Wcześniej dwa razy ktoś we śnie kazał mu to zrobić. Grób ogrodził, postawił krzyż. Umieścił tabliczkę z nazwiskiem Iwonki.

- Ale żona z córką ją zdarły - mówi.

On nadzieję stracił, choć gdy kiedyś zobaczył w telewizji dziewczynę, która odnalazła się po dziesięciu latach, zabiło mu mocniej serce. Iwonka miałaby dziś 55 lat. Byłaby dojrzałą kobietą. Może jej dzieci by już studiowały? A może miałaby już wnuki?

Zbliża się Wszystkich Świętych. To dla jego rodziny trudny czas. Znicze palą w ogrodzie, przed domem, w którym mieszkała Iwonka. I na pustym rodzinnym grobie... Nie traci nadziei, że kiedyś złoży w nim kości swojej ukochanej córki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tajemnicze zaginięcie Iwony. Adam Puzio od 23 lat szuka córki - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl