Tak kręcił się biznes z udziałem rzeszowskiego boksera Dawida K.

Andrzej Plęs
Sformułowany przez lubelską prokuraturę akt oskarżenia to Dawidowi K. przypisuje kierowanie grupą przestępczą. Pięściarza (zdjęcie z gali boksu w Krakowie) pogrążają zeznania współoskarżonych
Sformułowany przez lubelską prokuraturę akt oskarżenia to Dawidowi K. przypisuje kierowanie grupą przestępczą. Pięściarza (zdjęcie z gali boksu w Krakowie) pogrążają zeznania współoskarżonych Andrzej Banas
Ukraść luksusowy wóz, ze “spalocha” wziąć dla niego VIN, podłożyć w urzędzie “lewe papiery”, sprzedać, wyłudzić od państwa VAT, uciec z kasą: tak przez trzy lata działała rzeszowska grupa przestępcza, którą miał kierować znany bokser Dawid K.

To był mało wyrafinowany, ale skuteczny sposób na zdobycie „lewych” pieniędzy. Tak wynika z aktu oskarżenia, z którym mogliśmy się zapoznać. Jeden celnik, jeden znany bokser z koneksjami, jeden „mózg operacji”, jedna księgowa bez zahamowań etycznych plus kilku prezesów - słupów kilku spółek, które poza wystawianiem faktur nie zajmowały się niczym.

Ukraść, sfałszować, sprzedać. Proste, skuteczne, ale krótkie nogi miało, bo po trzech latach funkcjonowania takiej grupy lubelska Prokuratura Krajowa kilkanaście osób postawiła w stan oskarżenia. I gdyby nie postać znanego boksera, opinie społeczna potraktowałaby tę „wpadkę” jako zwykły dzień w życiu szemranej przedsiębiorczości w Polsce.

Jak puka się chamów

Rzeszowianin Krzyszof K. od dawna był na celowniku służb, ścigających przestępczość gospodarczą. W 2011 roku musiał być w gwałtownej potrzebie finansowej, skoro kumplowi skarżył się telefonicznie: „Nie mam pieniędzy na święta i myślę, co tu ukraść”.

Michał próbował kumpla ratować, toteż radził, żeby Krzysztof pożyczył jakieś samochody i mu podesłał. To on sprzeda, bo kiedyś się nie dało, a teraz się da. Na to, żeby „puknąć” przedsiębiorcę z Poznania, wpadł właśnie Krzysztof. Michał nie miał nic przeciwko temu, tym bardziej, że - jak zapewniał Krzysztofa - prezes poznańskiej firmy, „pan Lech to cham ze wsi”. Dużo później okazało się, że: pan Lech ”wcale nie jest głównodowodzącym w firmie, a jedynie prezesem - słupem dla firmy wypożyczającej samochody. Co i tak pewnie Krzysztofowi by nie przeszkadzało, bo akceptację kolegi przyjął z entuzjazmem: „To wyp…my go, k...wa, wyp…my go fachowo”.

System był prosty: wypożyczyć z firmy auto-rent samochód, najlepiej „na firmę”, a nie na człowieka, żeby trudniej było dojść, kto tak naprawdę wypożyczył. Samochodu nie zwracać, wstawić do zaprzyjaźnionej dziupli, przebić numery, sfałszować mu papiery, sprzedać najlepiej za granicą.

Nie wiadomo, czy Krzysztof zaczął pukanie od przedsiębiorcy z Poznania, wiadomo, że z czasem rozszerzył zakres działalności terytorialnie i branżowo. Pukać próbował też skarb państwa i to do spółki z rzeszowskim pięściarzem Dawidem K. i dwoma celnikami. Zaczęło się do wizyty Krzysztofa i Dawida w warszawskiej firmie I. Dariusza B. Ten do niedawna był celnikiem i zaledwie cichym wspólnikiem firmy, której współwłaścicielką była jego żona. Prezesem został dopiero wtedy, kiedy rzucił robotę celnika, bo prawo zakazuje celnikom prowadzenie działalności gospodarczej. Drugim cichym współwłaścicielem i „głośnym”, bo czynnym celnikiem był Adam P., bo jawnym była jego matka. To właśnie Adam P. przyprowadził Krzysztofa i Dawida do warszawskiej firmy.

Obaj panowie pochwalili się prezesowi, że mają hutę szkła i mogą z firmą I. wejść w interes. Interes miał polegać na handlu szklanymi wazonami i karafkami do whisky. I rzeczywiście interes zaczął działać. Karafki od I. masowo kupowała firma M. Tomasza Sz. Prezes Tomasz zameldowany był wprawdzie w Głogowie Młp., ale mieszkał w Warszawie. Poza prezesowaniem był bezrobotnym elektrykiem. Formalnie, bo w rzeczywistości zajmował się kradzieżą samochodów i pomocą w ukrywaniu ich. Firma I. płaciła. To jednak nie była ta skala, która by satysfakcjonowała, więc Krzysztof pojechał do Belgii, żeby tam szukać odbiorców karafek. Znalazł firmę M.M. w Antwerepii, prowadzoną przez polskie małżeństwo. Firma M.M. była bardzo głodna karafek do whisky, bo masowo kupowała je od firmy M. Przynajmniej dopóki polskie służby skarbowe nie doszukały się nieścisłości w dokumentacji księgowej tych operacji. Wtedy panowie uznali, że M.M. się spalił, ale przecie firmy M. i I. wciąż chciały karafki sprzedawać. Krzysztof Namówił Piotra K., by ten na Słowacji założył spółkę F. W ten sposób Piotr K. został prezesem, a firmy I. oraz M. sprzedawały karafki na Słowację.

Zdaniem śledczych, w całym tym gospodarczym obrocie prawdziwe były tylko pieniądze. Zatrzymani przez policję prezes firmy I. i Krzysztof K. z firmy F. przyznawali skwapliwie, że żadnych karafek nie było, faktury były fikcyjne, zamieszane w proceder firmy nie zajmowały się niczym, prócz wystawiania faktur. Chodziło tylko o wyłudzenie od skarbu państwa podatku i ukrywanie pieniędzy pochodzących z przestępstwa. Czyli z kradzieży samochodów, fałszowania dla nich dokumentów i oszukiwania urzędników miejskich, by kradzione pojazdy legalizowali. I ponadto: ukrywanie pieniędzy, pochodzących ze sprzedaży kradzionych aut.

Interes na kółkach

„Chama ze wsi”, czyli prezesa firmy R. z Poznania, grupa Krzysztofa i Dawida przekręciła w ten sposób, że podstawiona przez nich osoba wypożyczyła samochód, nie oddała, wóz trafił do zaufanego mechanika, który „przebił” numer VIN (Vehical Identification Number) samochodu. Krzysztof K. i Dawid K. zajmowali się legalizacją takich pojazdów, by można je było sprzedać na rynku wtórnym. Legalizacja prosta nie była, ale grupa obu panów radziła sobie: na oryginalnych blankietach niemieckich dowodów rejestracyjnych wpisywano nowe dane samochodu, dołączano fikcyjną umowę kupna-sprzedaży. Że niby wóz został kupiony np. w Niemczech. Zdarzało się, że panowie namawiali przypadkowych obywateli niemieckich, by zgodzili się w dokumentach występować jako sprzedający. Dbano o to, by numery VIN nie były fikcyjne, bo rejestry natychmiast by to wychwyciły. Toteż VIN-y pochodziły zwykle od samochodów zaginionych albo spalonych. Jak to określił Krzysztof w rozmowie telefonicznej z kumplem Michałem: Samochód „został zrobiony na spalocha”. Krzysztof K. na ogół trzymał się sugestii kumpla,, że jak kraść, to BMW z wyższej półki, bo na takie jest popyt.
I w takie celowali. BMW X6M skradziony został w Niemczech, Dawid K. zarejestrował go w rzeszowskim urzędzie miasta na podstawie sfałszowanego niemieckiego dowodu rejestracyjnego i sfałszowanej umowie kupna. Wóz wyceniono na 420 tys. zł. W podobny sposób zarejestrował w warszawskim ratuszu kradzione BMW 560L za 220 tys. zł. BMW 330D zostało ukradzione w Belgii, Dawid K. zarejestrował je w Rzeszowie. Kradziony w Niemczech ciężarowy MAN TGA10 wyceniono na 400 tys. Nie gardzono wyższej klasy mercedesami i terenowymi KIA.

Kradzież, przebicie numerów VIN, spreparowanie pojazdom fałszywej dokumentacji i legalizacji w urzędach miejskich Warszawy i Rzeszowa, to była tylko część procederu. Może nawet ta łatwiejsza. Druga część, to - jak ukryć, albo „wyprać” pieniądze z takiego interesu.

W tym celu Krzysztof z Dawidem (a mieli jeszcze do towarzystwa Michała O.), zaangażowali kilkunastu ludzi, którzy już mieli firmy albo zgodzili się firmy założyć. Przelewy pomiędzy kontami tych firm i faktury krążyły bez ustanku, czuwała nad tym księgowa Zofia B. z Rzeszowa. Na fakturach figurowało, że to zwrot pożyczki albo wynagrodzenie za…”, albo pożyczka, albo zaległa zapłata, albo na zapłatę dla kontrahenta”, albo „pożyczka na inwestycję”.
Pieniądze i faktury krążyły pomiędzy kontami firm, ale to jeszcze nie była żywa gotówka. Gotówkę z firmowych kont pobierano albo w bankomatach, albo przy kasach bankowych. Ulubionym był bankomat przy ul. Okulickiego w Rzeszowie. Tylko jednego dnia z konta takiej firmy wypłacono za pośrednictwem bankomatu 60 tys. zł. Interes działał jeszcze, kiedy Dawid K. trafił do Zakładu Karnego w Załężu za czerpanie korzyści z cudzego nierządu. W lipcu 2012 roku z prywatnego rachunku jego kolegi Krzysztofa K. na konto ZK w Załężu przeksięgowano 1 tys. zł z adnotacją - „dla Dawida K.”.

Nie tylko o ukrycie i „wypranie” pieniędzy ze sprzedaży kradzionych samochodów szło, ale także o unikanie podatku. Jak czytamy w akcie oskarżenia, biegli obliczyli, że grupa chciał orżnąć Skarb Państwa na prawie 10 mln zł.

Sypał z zemsty

Dawida K. i Krzysztofa K. lubelski prokurator uznał za tych, którzy założyli i kierowali grupą przestępczą. A ta - zdaniem prokuratora - w ciągu dwóch lat ukradła na terenie Niemiec, Belgii i Polski kilkanaście luksusowych samochodów osobowych i ciężarówek. To oni skłonili kilka innych osób do założenia spółek, których jedynym zadaniem było pranie brudnych pieniędzy, ucieczka przed podatkami i wyłudzenia VAT. Ale także „legalizacja” kradzionych samochodów, bo często to te spółki albo kupowały lub sprzedawały (też fikcyjnie) pojazdy, wystawiając dokumenty kupna - sprzedaży. Prezes jednej z takich wyznał, że dostał 2 tys. zł tylko za to, żeby został prezesem. Śledczy uznali też, że to do Dawida K. trafiały pieniądze z przestępczej działalności i to on je rozdzielał członkom grupy „według zasług”.

Dawida K. policjanci Centralnego Biura Śledczego zgarnęli w Lublinie. Ledwie dwa lata cieszył się wolnością po odbyciu wyroku za czerpanie korzyści z cudzego nierządu. Tymczasowy areszt mija mu w połowie sierpnia. Początkowo przyznał się do stawianych mu zarzutów i prosił o możliwość dobrowolnego poddania się karze bez przeprowadzania procesu, ale kiedy prokurator „dorzucił mu” do oskarżenia także przestępstwa karno-skarbowe, wycofał się z przyznania się do winy. Niemal wszyscy z kilkunastu osób oskarżonych o działanie w grupie, również prosili o dobrowolne poddanie się karze. Krzysztof K. też. W kręgach policyjnych mówi się, że to on, a nie Dawid K. był mózgiem operacji. I to on „sypał” kumpla Dawida. I wcale nie dlatego, że liczył na łagodny wymiar kary, ale z zemsty: Kiedy siedział w więzieniu, dotarło do niego, że Dawid wykazał się wobec niego daleko posuniętą nielojalnością. Natury obyczajowej. Lubelscy prokuratorzy przyznają: Krzysztof K. „złożył obszerne wyjaśnienia, na podstawie których ustalono znaczną część stanu faktycznego”.

Wśród objętych oskarżeniem o działanie w grupie przestępczej świętych nie było: każdy z nich był już wcześniej karany. Nawet księgowa z Rzeszowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tak kręcił się biznes z udziałem rzeszowskiego boksera Dawida K. - Nowiny

Komentarze 22

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

B
Benek

Cygan zawsze bedzie cyganem :P

b
benek
teraz bedą pukać tego rzeszowskiego bokserka w pyszczek pod celą buhhhaaaahaaaaaaa!
G
Gość

dosypać korbie

a
aaa

ja p13rd0l3 co za bełkot. czytać się nie da

b
boxero

No i prawilnie. Bravo !!!

r
radek

Ktoś chyba z  władz miasta  imitacji chwalił się że ma pas boksera.Mało tego prawdopodobnie wystawił ten pas na aukcję w orkiestrze świątecznej pomocy.Faktem jest również chyba to, że władze miasta poręczyły za pięsciarza-boksera-sutereniarza a teraz również chyba również  za oszusta.Czy teraz władze również  poręczy za oszusta spod Jasła,milicjanta drogówki Ryszarda P,który chyba się będzie odraczał o wczasów na jakie ma skierowanie od sądu okręgowego,którego był ostatnio częstym gościem.A czy czasem ten bokser nie woził niektórych urzewdników z miastra  na , co prawda niewiele skorzystali ale za to sie opatrzyli za darmo.Przy okazji władze miasta wyremontowały drogę do jednego takiego lokalu na obrzeżach miasta chyba to był Olimp,gdzie podobno przebywali bogowie......

r
rzeszow miasto imitacji
W dniu 31.07.2016 o 13:15, rzeszowianin napisał:

a czy przypadkiem ten znany rzeszowski bokser Dawid K. to nie ten sam za którego osobiście ręczył miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc???   taaaaak, ten sam! a czy przypadkiem miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc nie jest przyjacielem Ryszada P "rzeszowskiego magnata galeryjek handlowych" stawianych bez pozwoleń które dorabia się dopiero później?   taaaa, fajnych ma kupli miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc!!!

jeszcze na dodatek jako osoba uboga dostał od miasta mieszkanie kwaterunkowe

b
bloger

No ,to teraz nalezy się spodziewać szybkiego procesu i tylko surowych i sprawiedliwych wyrokow polskiego wymiaru sprawiedliwości

G
Gość
W dniu 01.08.2016 o 09:19, kkkkkkk napisał:

Wielkie gratulacje dla autora tekstu, zwłaszcza za przytoczenie urywków aktu oskarżenia : "Jak czytamy w akcie....grupa chciała orżnąć Skarb Państwa". Wnioskuję iż nie tylko autor cierpi z powodu niskiego poziomu inteligencji ale i prokuratura. Skoro piszemy o tak poważnych sprawach, wypadałoby zachować odpowiedni styl i powagę. Niestety przez nieudolność w pisowni tekst stracił na sile i...powadze. 

Ogólnie mam wrażenie że osoba pisząca ten tekst minęła się z powołaniem blogera internetowego. Bo tekst na poziomie redaktora to to nie jest. 

k
kkkkkkk

Wielkie gratulacje dla autora tekstu, zwłaszcza za przytoczenie urywków aktu oskarżenia : "Jak czytamy w akcie....grupa chciała orżnąć Skarb Państwa". Wnioskuję iż nie tylko autor cierpi z powodu niskiego poziomu inteligencji ale i prokuratura. 

Skoro piszemy o tak poważnych sprawach, wypadałoby zachować odpowiedni styl i powagę. 

Niestety przez nieudolność w pisowni tekst stracił na sile i...powadze. 

k
konrad
W dniu 31.07.2016 o 13:15, rzeszowianin napisał:

a czy przypadkiem ten znany rzeszowski bokser Dawid K. to nie ten sam za którego osobiście ręczył miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc???   taaaaak, ten sam! a czy przypadkiem miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc nie jest przyjacielem Ryszada P "rzeszowskiego magnata galeryjek handlowych" stawianych bez pozwoleń które dorabia się dopiero później?   taaaa, fajnych ma kupli miłościwie panujący nam w Rzeszufku prezydent Tadeusz Ferenc!!!

 


Mieszkańcy Rzeszowa o tym doskonale wiedzą. Nie przeszkadza im to. W wyborach bezpośrednich na prezydenta wybrano pana Ferenca  kilka razy.  

G
Gość
W dniu 01.08.2016 o 07:54, Gość napisał:

Towarzystwo zajebiiście lojalne kolega koledze pier...kobietę :D  :D  :D  :D gdzie są jakieś zasady?!Powiem wprost dla nas ludzi z zasadami to zwykłe frajerstwo taki koleś nie ma żadnych zasad kompletne zero,a o moralności tej Pani to się nie będę wypowiadać bo zapewne każdy czytelnik tego artykułu ma juz zdanie na ten temat.

 


Wybacz ,ale mylisz kobietę z najzwyklejszą dziwką . Jakby nie chciala to by nie dała.Amen

G
Gość

Towarzystwo zajebiiście lojalne kolega koledze pier...kobietę :D  :D  :D  :D gdzie są jakieś zasady?!Powiem wprost dla nas ludzi z zasadami to zwykłe frajerstwo taki koleś nie ma żadnych zasad kompletne zero,a o moralności tej Pani to się nie będę wypowiadać bo zapewne każdy czytelnik tego artykułu ma juz zdanie na ten temat.

...

"Kiedy siedział w więzieniu, dotarło do niego, że Dawid wykazał się wobec niego daleko posuniętą nielojalnością. Natury obyczajowej."
Szkoda, że Pan Panie redaktorze Andrzeju nie pociągnął (w tej sprawie to dwuznaczne ;)) tematu i nie opisał go. I nie napisał Pan w jakich okolicznościach sprawa ta wyszła na jaw. Hit murowany :)

O
Oldres

a gdzie w tym łańcuszku biznesowym było miejsce niejakiego Tadeusza F. z zawodu wodzireja kilku rajców Rzeszowa. :D :D :D

Wróć na i.pl Portal i.pl