Od początku kwietnia fotografii jest już kilkadziesiąt. Wszystkie skatalogowane na dysku w komputerze, a te najlepsze, najbardziej znaczące i najważniejsze - można zobaczyć na platformie Flickr i Instagramie Przemysława Błaszkiewicza. Od 2012 r. pracuje on jako pielęgniarz Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. J. Strusia przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu, a od 6 lat na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.
Jednak w marcu szpital, jaki pracownicy znali do tej pory, praktycznie przestał istnieć. Na czas epidemii koronawirusa został przemianowany na szpital jednoimienny zakaźny. To do niego trafiają chorzy z cięższym przebiegiem COVID-19 i to w nim walczą o życie.
Czytaj też: Starosta krytykuje lekarkę, która złamała zasady kwarantanny. Szef SOR-u uważa, że to "bezczelne hejtowanie"
"Wszystko jak w postapokaliptycznym filmie"
- Marzec, kiedy szpital był przekształcany w jednomienny, a epidemia w Polsce się zaczynała, to był dla nas bardzo trudny miesiąc. Nasz świat praktycznie się zawalił, a szpital i nasza praca zaczęły wyglądać zupełnie inaczej. Ubieranie środków ochronnych, wyznaczenie specjalnych dróg "brudnych" i "czystych", korzystanie i w jakimś stopniu - zejście do korytarzy piwnicznych, gdzie przebiegała część z nich, pojawienie się dodatkowych ścianek, tak by wszystko można zorganizować. Wyglądało to naprawdę, jak w postapokaliptycznym filmie
- relacjonuje nam Przemysław Błaszkiewicz.
Zdjęcia dokumentujące pracę szpitala w czasie epidemii koronawirusa zaczął robić z początkiem kwietnia, bo jak przyznaje - wcześniej nawet nie miałby na to czasu. - Od początku czułem, że wokół dzieją się wielkie rzeczy. Znaleźliśmy się w oku cyklonu, towarzyszyły nam ogromne emocje - tłumaczy Błaszkiewicz.
W końcu fotograficzna pasja wzięła górę. - Zaczęła się w liceum i zawsze fascynowała mnie fotografia reporterska. Postanowiłem spróbować i dzisiaj na dyżurach praktycznie nie zjawiam się bez aparatu - podkreśla nasz rozmówca.
Z pierwszych zdjęć nie był zadowolony - nieco przeszkadzało specyficzne szpitalne światło, kolory nie były takie, jakich oczekiwał autor. Więc postanowił z nich zrezygnować, a czerń i biel sprawdziła się w trudnych warunkach.
- Obecnie powoli wracam do koloru. Tym bardziej, że staramy się przenosić na zewnątrz tyle pracy, ile to możliwe. Pracujemy w trybie 24-godzinnym w trzech zespołach - wyjaśnia pielęgniarz.
"Nikt mi nie wmówi, że koronawirusa nie ma"
Dla załogi szpitala przy Szwajcarskiej maj był niejako miesiącem nadziei na to, że być może nadszedł początek końca, czas uspokajania epidemii.
- Pracuję na SOR, więc odnotowujemy praktycznie każdego pacjenta, który zjawia się w szpitalu. I faktycznie - w maju ta liczba sukcesywnie spadała. Tyle że wraz z początkiem czerwca znów zaczęła wyraźnie rosnąć. Każdego dnia pacjentów jest coraz więcej, nierzadko trafiają do nas w ciężkim stanie, z rozległymi dusznościami
- tłumaczy Błaszkiewicz.
Czy choroba atakuje najostrzej jedynie starsze osoby? Nie. Nasz rozmówca ma 41 lat i jak mówi - nigdy nie zapomni kobiety w podobnym wieku, która na SOR przyjechała praktycznie na krańcu wydolności oddechowej, z siną skórą.
- Trafiła na OIOM. Walka o jej życie trwała około 2-3 tygodnie. Regularnie zaglądałem sprawdzić, czy jej stan się poprawia. Lekarze naprawdę robili co mogli. Przy różnych ustawieniach respiratora, wszelakich sposobach leczenia. Niestety, nie udało jej się uratować
- mówi członek załogi szpitala.
Sprawdź również: Siedem tygodni poznańscy lekarze walczyli o życie zakażonego koronawirusem. Problemy z oddychaniem, depresja - skutków Covid-19 jest wiele
Podsumowuje, że nikt nie przekona go do żadnej spiskowej teorii dotyczącej pandemii koronawirusa. Zbyt wiele widział osób, które w normalnych warunkach mogłyby pożyć jeszcze naprawdę długo.
- Nikt mi nie wmówi, że koronawirusa nie ma. To jest naprawdę poważna choroba
- podkreśla Przemysław Błaszkiewicz.
Zobacz zdjęcia dokumentujące pracę medyków w szpitalu jednoimiennym w Poznaniu:
Tak wygląda walka z koronawirusem. Pielęgniarz fotografuje c...
Chcesz wiedzieć więcej?
Sprawdź też:
