Ile kłamstw można zawrzeć w jednym krótkim zdaniu? To zależy od punktu widzenia. Formalnie wszystko się zgodziło. Miejscem spektaklu był Teatr Dramatyczny, a grał Białoruski Państwowy Teatr Młodzieżowy z Mińska. Trzeba jednak pamiętać, że "białoruski" to tylko nazwa. Aktorzy grali po rosyjsku. Czy mieszkają w więzieniu, łagrze? To słowo padało ze sceny, ale sam spektakl niewiele miał wspólnego z białoruską rzeczywistością. Bo autorem był Ugo Betti, ten sam od sztuki "Trąd w pałacu sprawiedliwości". "Delitto all'isola delle capre" napisał zaledwie rok później, czyli w 1946 roku. Zatem na scenie była to nowość sprzed bagatela 70 lat. Czy to świadczy o kondycji białoruskiego teatru? Tematy bezpieczne, odległe w czasie i miejscu od Mińska? Grane sobie a muzom? Zdaje się, że niewykluczone.
Formalnie "Kozia wyspa" to kameralny dramat, psychologiczna rozgrywka pomiędzy trzema kobietami i jednym mężczyzną. Wchodzi on z butami do ich życia, zastępując zmarłego męża i ojca dwóch z nich, kuzyna trzeciej. Jak można się domyślić, panie gdzieś na włoskim odludziu zajmują się hodowlą kóz, żyją w swego rodzaju bańce. Wkroczenie wyposzczonego więzieniem obszarpańca, ale jednak mężczyzny, wywoła w nich olbrzymie napięcie. Rozpoczną się umizgi, rywalizacja, matka będzie się chciała pozbyć córki, córka będzie rywalizowała o względy napalonego obdartusa z matką, a pobliskie miasteczko zacznie huczeć od plotek, że ów facet sypia z wszystkimi trzema naraz. W końcu ta bomba musi wybuchnąć.
Gdyby Białorusini zagrali tę tragikomedię ludzkich namiętności w kameralnej przestrzeni, skupiając się na moralnych i psychologicznych rozgrywkach pomiędzy kobietami i manipulującym nimi mężczyzną, mogłoby być ciekawie. Jednak Iskander Sakayev podobno z z samego Sankt Petersburga postawił na stronę wizualną przedstawienia. Świetna scenografia oddająca jakieś sycylijskie kamieniste pustkowia, pomysłowo pokazana studnia (w dwóch planach) i wspomniane kozy zachowujące się jak grecki chór w komedii antycznej i ucharakteryzowane na pierwotne i pewnie okrutne bóstwa, odwracają uwagę od kameralnej intrygi.
Na scenie było bogato, widowni się podobało, szczególnie że i na ten spektakl, jak i na cały festiwal Kierunek Wschód II wstęp był bezpłatny. Czy jednak w tym anturażu sztuka rzeczywiście porusza, czy była li tylko sposobem na zajęcie aktorów i widzów uteatralnioną ramotą - każdy musi sobie sam odpowiedzieć.