Gracias Alberto
Ale dla Hiszpanów to wszystko liczyło się o wiele mniej niż zwycięstwo Contadora. „El Pistolero” na zakończenie kariery zafundował swoim kibicom thriller, który trzymał wszystkich w napięciu do samego końca. Okładka niedzielnego dziennika sportowego „Marca” to tak naprawdę wielki plakat tego kolarza z ogromnym napisem „bohater”. Bardzo krytykowany jest za to inna gazeta sportowa, „AS”, która na okładce rozlicza Real Madryt za remis z Levante, a pożegnanie Contadora zajmuje co najwyżej jedną ósmą strony. No bo jakże to tak, przecież to on, swój chłopak z Madrytu, „madrileño”, jak mówią kibice kolarscy ze stolicy Hiszpanii. Pożegnanie najbardziej lubianego w tym kraju kolarza ostatniej dekady zajmie znacznie więcej dni niż tylko niedzielna fiesta na Plaza de Cibeles.
We wtorek w Pinto, rodzinnej miejscowości Contadora (to małe podmadryckie miastaeczko) będzie prawdziwa fiesta na kilka tysięcy osób. Będą łzy, okrzyki podziękowania i typowo hiszpańskie święto.
Łzy już były w sobotę. Płakali kibice na Angliru, płakali w madryckich knajpkach przed telewizorami. Płakał też komentator brytyjskiego Eurosportu Carlton Kirby, płakał wreszcie sam bohater. Wzruszeni byli wszyscy, nawet zwycięzca Vuelta Espana Chris Froome. Wzruszony Contador tuż po wywiadach dla hiszpańskiej telewizji - jeszcze na wizji - podszedł do Brytyjczyka i go mocno uściskał.
Wszyscy, nie tylko kibice czy komentatorzy, ale i sami kolarze mają poczucie, że wraz z odejściem Contadora kończy się pewna era w kolarstwie. Era romantyków, którzy nie kalkulowali, atakowali z dystansu, nie patrzyli na pomiary mocy. - Nie patrzę w komputer, jadę sercem - mówił w ostatnich dniach utytułowany Hiszpan. „Najlepszy grandtourowiec ostatniej dekady kończy karierę w najlepszy możliwy sposób” - napisał na Twitterze były kolarz Michael Rasmussen. Ten sam, z którym Contador rywalizował podczas Tour de France w 2007 r. i w sumie tę walkę przegrał, choć wszystko zakończyło się jego zwycięstwem w klasyfikacji generalnej, bo Duńczyk został wycofany przez własną ekipę na sam koniec Wielkiej Pętli w związku z podejrzeniami o doping.
Kariera Hiszpana też nie była usłana różami, ma na koncie bowiem dwuletnią dyskwalifikację w związku ze znalezieniem w jego organizmie nikłych śladów clenbuterolu.
Dlatego też oficjalne źródła podają, że Contador wygrał siedem wielkich tourów, on z uporem maniaka podkreśla, że dziewięć, bo dolicza sobie Tour de France 2010 oraz Giro d’Italia 2011. Włoski tour wygrał już w czasie trwania wielomiesięcznej batalii przed sądami arbitrażowymi, która ostatecznie skończyła się banem między lipcem 2010 a sierpniem 2012.
Zaraz po zakończeniu kary Contador wrócił na trasy hiszpańskiej Vuelty i… ją wygrał, w brawurowy sposób odjeżdżając rywalom na etapie do Fuente Dé. Jak sam powiedział - ma w domu jedno kolarskie zdjęcie na ścianie i jest to właśnie jego wjazd na metę w tym miasteczku. Czy obok zawiśnie fotografia z Angliru? Niewykluczone, bo jego atak znów był niesamowity, a Ilnur Zakarin (Katusha Alpecin) cudem obronił miejsce na podium, które szturmował Hiszpan.
Dublet Froome’a
Zrobiliśmy wszystko, by doścignąć Alberto, ale nam się to nie udało - deklarował elegancko na mecie Froome, który przekroczył kreskę zaraz za Hiszpanem i swoim kolegą z drużyny Woutem Poelsem. Niektórzy hiszpańscy kibice bardzo chwalili Holendra za to, że gonił tak, by nie dogonić. Jak było naprawdę, dowiemy się pewnie po latach, gdy ci kolarze napiszą swoje biografie. Ale też i Froome nie miał żadnego interesu, w tym, by Contadora dogonić. W zasadzie dublet miał już w kieszeni, a najgroźniejsi rywale zostali z tyłu. Odebranie Hiszpanowi zwycięstwa na Angrilu przez Poelsa lub Froome’a byłoby bardzo źle odebrane, a kto wie, czy tłumy hiszpańskich kibiców nie wybuczałyby Brytyjczyka na podium.
A tak może liczyć na ich przychylność, zwłaszcza, że jest pierwszym kolarzem od czasu Bernarda Hinault, który to w 1987 r. roku wygrał Tour de France i Vuelta Espana, z tym, że hiszpański wielki tour był wówczas rozgrywany wiosną. Jest też pierwszym kolarzem od 1998 r., który wygrał dwa następujące po sobie wielkie toury (wtedy tym bohaterem był Marco Pantani, który zwyciężył w Giro d’Italia oraz Tour de France), wreszcie pierwszym od 2008 r., który w ogóle wygrał dwa wielkie toury w sezonie (Contador triumfował w Giro d’Italia i Vuelta Espana). Jednym słowem, co podkreślają brytyjskie media - historia dzieje się na naszych oczach.
Polska fiesta
To była również historyczna Vuelta Espana dla polskiego kolarstwa. Po raz pierwszy w historii na jednym wielkim tourze wygrywało etapy dwóch Polaków. Tomasz Marczyński (Lotto Soudal) zwyciężał dwa razy, Rafał Majka raz, ale za to w pięknym stylu. Marczyński próbował swoich sił jeszcze w sobotę, na Angliru, ale nie był w stanie konkurować z Contadorem, choć przyznać trzeba, że Polak był ostatnim kolarzem z ucieczki, którego minął Hiszpan w drodze na metę. Rafał Majka mimo zapowiedzi nie włączył się w walkę o etap. Polak przyznaje, że to nie był dla niego najlepszy sezon - głównie ze względu na nieudany Tour de France (upadek) oraz pechową Vueltę (choroba w pierwszym tygodniu) i już powoli zaczyna myśleć o przygotowaniu do kolejnego roku.
