„Niezbyt piękny widok - pomyślał szef Wydziału Zabójstw Marcus Jacobsen, zastawszy rosłego podkomisarza policji siedzącego za biurkiem z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami, zupełnie wypompowanego.
Ostrożnie trącił jego leżące na stole nogi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym, Carl - powiedział z krzywym uśmieszkiem.
Zaspany mężczyzna był najwyraźniej zbyt nieprzytomny, by zareagować na ironię.
- Ach, to rzecz względna, Marcus. - Ziewnął. - Musiałem jedynie przetestować, czy odstęp między brzegiem biurka a moimi nogami jest odpowiedni.
Marcus skinął głową. Remont piwnicy Komendy Głównej ciężko doświadczył jego kolegów z Departamentu Q i prawdę mówiąc, szef Wydziału Zabójstw bynajmniej nie był zadowolony z tego, że jego najbardziej anarchistyczną sekcję przeniesiono tak blisko niego do nowej siedziby na Teglholmen w Sydhavnen, gdzie mieściły się teraz komórki dochodzeniowe kopenhaskiej policji. Obecność skwaszonej gęby Carla Mørcka i wiecznie niewyparzonej gęby Rose Knudsen potrafiła wytrącić z równowagi każdego. W skrytości ducha Marcusowi od czasu do czasu marzyło się, by Carl i spółka wrócili do czeluści piwnicy Komendy Głównej, ale przecież dobrze wiedział, że nie ma na to szans. Choć właśnie w tym feralnym, dotkniętym koronawirusem roku byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby Departament Q został w podziemiach dawnej komendy.
- Carl, musisz na to spojrzeć. - Jacobsen otworzył teczkę sprawy i wskazał na nekrolog wyrwany z gazety. - Co ci to mówi?
Mørck przetarł oczy i przeczytał. >>Maja Petersen, 11 listopada 1960 - 11 listopada 2020. Będziemy bardzo tęsknić.Rodzina<<.
Carl podniósł wzrok.
- Cóż, kobieta zmarła w swoje sześćdziesiąte urodziny, ale poza tym nie widzę tu nic szczególnego. O co chodzi?
Marcus spojrzał na niego z powagą.
- Już ci mówię. Jeśli o mnie chodzi, przypomina mi się wyraźnie pierwszy raz, kiedyśmy się spotkali.
- Rety, jakie nieprzyjemne skojarzenie. Pierwszy raz, powiadasz? Kiedy to było?
- W styczniu tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku. Byłeś inspektorem w komisariacie na Store Kongensgade, a ja podkomisarzem w Wydziale Zabójstw.
Carl podciągnął nogi i wyprostował się na krześle.
- Dlaczego, do licha, o tym pamiętasz? Przecież w osiemdziesiątym ósmym wcale mnie nie znałeś.
- Pamiętam, bo ty i twój kolega przybyliście jako pierwsi do płonącego warsztatu samochodowego, który właśnie wyleciał w powietrze. Pamiętam, jak zająłeś się na wpół przytomną kobietą, której dziecko zginęło w eksplozji.
Najlepszy detektyw Marcusa siedział przez chwilę, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Potem podniósł ze stołu gazetę i spojrzał na nekrolog. Czyżby zaszkliły mu się oczy? Aż trudno uwierzyć.
- Maja Petersen - powiedział powoli. - To ta Maja Petersen?
- Tak, to ona - potwierdził Marcus. - Dwa tygodnie temu Terjego Plouga i mnie wezwano do jej mieszkania. Już od kilku dni wisiała w przedpokoju. Nie trzeba było gruntownego śledztwa, by stwierdzić, że odebrała sobie życie. Na podłodze koło jej stóp leżało zdjęcie małego chłopca, które prawdopodobnie ściskała w ręce aż do samej śmierci.
Jacobsen pokręcił głową.
- Na stole w salonie znaleźliśmy lekko zapleśniały, nietknięty tort, na którego wierzchu za pomocą delikatnej jasnoniebieskiej glazury starannie napisano dwa imiona: „Maja 60 lat. Max 3 lata”. I trzeba stwierdzić, że trochę nietypowo ciasto udekorowano dwoma krzyżami zamiast świeczkami i flagami. Krzyż przy każdym imieniu.
- Okej. - Carl odłożył gazetę i ciężko oparł się w fotelu. - Smutne wieści. Powiadasz, że to samobójstwo, ale czy wiesz to na pewno?
- Tak, wiem. Przedwczoraj odbył się jej pogrzeb, w którym zresztą uczestniczyłem. Nie licząc pastora, niżej podpisanego i jakiejś starszej pani, kaplica była całkiem pusta, więc trudno sobie wyobrazić smutniejszy widok. Po uroczystości rozmawiałem z tą kobietą, okazało się, że jest kuzynką zmarłej. Przyznała, że to ona podpisała się w nekrologu jako „rodzina”.
Carl spojrzał na Marcusa z namysłem.
- Powiadasz, że wtedy przed laty też znajdowałeś się na miejscu eksplozji. Akurat tego sobie nie przypominam. Pamiętam śnieg, przeraźliwe zimno i wiele innych rzeczy, ale nie ciebie.
Jacobsen wzruszył ramionami. Minęło ponad trzydzieści lat, jak miałby pamiętać?
- Ogień był wyjątkowo gwałtowny, więc technicy nie potrafili określić na sto procent, w jaki sposób doszło do eksplozji i pożaru - stwierdził Marcus.
- Ale okazało się, że w warsztacie mieściła się nigdzie niezarejestrowana lakiernia, więc w budynku znaleziono tyle materiałów łatwopalnych, że o nieszczęście nie było trudno. I owszem, dotarłem na miejsce krótko po wybuchu, i to wręcz przez przypadek, bo po prostu miałem coś do załatwienia parę ulic stamtąd.
Carl kiwnął głową do swoich myśli.
- Pamiętam, że od razu się zorientowałem, iż ten chłopczyk nie żyje. Jego drobne ciałko leżało po skosie na krawężniku, zmiażdżona głowa spoczywała w śniegu. Takich widoków się nie zapomina. Musiałem mocno przytulić jego matkę, by nie podeszła za blisko dziecka i nie zobaczyła, jak potwornie jest zmasakrowane.
Mørck podniósł wzrok na szefa.
- Dlaczego byłeś na pogrzebie Mai Petersen, Marcus?
- Dlaczego? - westchnął Jacobsen. - Po prostu nigdy nie otrząsnąłem się z tej sprawy. Już wtedy zalatywała mi na kilometr. - Postukał w akta śledztwa leżące na stole. - Przez ostatnie dni przeczytałem je jeszcze raz i przemyślałem je sobie.
- I do czego doszedłeś? Że wybuch nie nastąpił w wyniku nieszczęśliwego wypadku?
- W to akurat nigdy nie wierzyłem, ale na drugiej stronie raportu technicznego natknąłem się na zdanie, na które wtedy nie zwróciłem uwagi. Przed ponad trzydziestu laty nie było ku temu powodów.
Wyjął z teczki kartkę i podsunął Carlowi.
- Zaznaczyłem je zakreślaczem.
Carl Mørck oparł przedramiona na podłokietnikach i pochylił się do przodu. Przeczytał kilkakrotnie zakreślone zdanie, nim uniósł wzrok i spojrzał na Marcusa pociemniałymi oczami.
- Sól?! - powtórzył kilka razy.
Marcus skinął głową.
- Widzę, że myślisz to samo.
- Tak, chodzi o sól, ale kiedy to było? Naprowadź mnie trochę.
- Nie wiem dokładnie, która to była sprawa, ale na pewno miała coś wspólnego z solą. Zgadza się?
- Tak, zdecydowanie.
Carl myślał, aż się kurzyło, ale najwyraźniej na próżno.
- Może Rose albo Assad będą pamiętać - powiedział w końcu.
Marcus pokręcił głową.
- Nie sądzę, to było jeszcze przed ich nastaniem. Ale może Hardy?
- Hardy jest znów w Szwajcarii na jakiejś terapii.
- Wiem, ale chyba słyszałeś o całkiem sprytnym urządzeniu zwanym telefonem, co, Carl?
- Tak, tak, zadzwonię, pewnie. - Mørck ściągnął brwi. - Miałeś dobrą chwilę, by się nad tym zastanowić, Marcus. Byłbyś tak miły i uchylił przede mną rąbka tajemnicy, co takiego odkryłeś wtedy w Sydhavnen?
Jacobsen skinął głową. Zrobił to niemal z ulgą (...)”.
Jussi Adler-Olsen
„Chlorek sodu”,
wyd. Sonia Draga,
Katowice 2022,
cena 44,90 zł
