Mała Nikola urodziła się w sylwestra, po 21. Na świat przyszła jednak w dość nietypowych okolicznościach - w windzie bloku przy ul. 11 Listopada na sosnowieckim Zagórzu.
Jak do tego doszło?
To miał być normalny sylwester. Pani Anna termin porodu miała wyznaczony na 2 stycznia. Nic dziwnego, że Nasidłowscy wraz z 5-letnią córką Zuzią, postanowili powitać rok 2013 u rodziców pana Dariusza.
- Z rodziną spotkaliśmy się ok. godz. 19 - relacjonuje Dariusz Nasidłowski. - Odwiedziła nas także ciocia z Włoch i koleżanka mamy z dawnych lat. Siedzieliśmy i jedliśmy. Kto mógł ten także pił alkohol. W pewnym momencie, gdzieś około 21, żona wyszła do kuchni. Chwilę później poprosiła mnie żebym przyniósł jej telefon komórkowy: chciała sprawdzić częstotliwość skurczów. Już po chwili zawołała, żeby wezwać karetkę. I tak też zrobiłem - opowiada.
Pan Dariusz wsiadł do samochodu i pojechał do domu po najpotrzebniejsze rzeczy dla żony.
- Mieszkamy na sąsiednim osiedlu, jakiś kilometr od rodziców. Nie było mnie może 20 minut - wspomina. Jak się okazało, to wystarczyło, aby "przegapić" poród.
Karetka pogotowia na miejscu zjawiła się bardzo szybko. Pielęgniarki Grażyna Bochenek i Tatiana Nowak wprowadziły przyszłą mamę do windy. W czasie jazdy rozpoczął się poród.
- Jechałyśmy windą, kiedy kobieta powiedziała, że chyba zaczęła już rodzić - mówi Tatiana Nowak. - Na parterze nacisnęłam jeszcze guzik czwartego piętra. Myślałam, że uda się wrócić do mieszkania. Było jednak za późno. Cała akcja trwała ok. 20 min. Nie było komplikacji. Wystarczyło, że tylko podłożyłam ręce - wspomina pani Tatiana, która w ten sposób odebrała pierwszy poród w swoim życiu.
- Owinęliśmy dziecko w ręczniki, prześcieradło i zanieśliśmy do mieszkania. Dopiero później zabezpieczyliśmy pępowinę. Potem młoda matka wraz z córeczką zostały przewiezione w dobrym stanie do sosnowieckiego szpitala, ale już przez inną karetkę - dodaje Nowak.
- Kiedy wróciłem, chciałem ściągnąć windę na parter jednak nie udało się - opowiada Dariusz Nasidłowski. - Słyszałem jednak, że coś się w niej dzieje. Pomyślałem, że pielęgniarki przygotowują moją żonę, by zjechać z nią na dół. Dlatego nie pobiegłem na górę. Chwilę później wychodzący z klatki schodowej sąsiad powiedział mi, że w windzie na moim piętrze coś się dzieje. Jak najszybciej pobiegłem na górę. Kiedy tam dotarłem byłem już ojcem - dodaje Nasidłowski.
Członkowie rodziny Nasidłowskich byli zaskoczeni całą sytuacją. - Nikt się tego nie spodziewał. Mimo, że Ania miała skurcze myśleliśmy, że to przedwczesny alarm, przecież termin był wyznaczony na 2 stycznia - mówi Wioletta Zabagło, siostra Dariusza Nasiłowskiego. - W tej sytuacji szczególnie gorąco chciałbym podziękować pielęgniarkom, które w tak nietypowej sytuacji potrafiły zachować, do samego końca zimną krew - podkreśla.
Pani Anna, mama Nikoli, jest zmęczona, ale bardzo szczęśliwa. - Byłam zaskoczona tą sytuacją. Po przyjeździe do szpitala nie potrafiłam powstrzymać łez, cieszyłam się, że moje dziecko jest wreszcie bezpieczne - mówi z uśmiechem.
Mała Nikola i jej mama czują się dobrze. Dziewczynka ma 2700 g i 52 cm.
- Córeczka też jest w dobrym stanie, jednak są jej podawane antybiotyki. To z powodu warunków, w jakich przyszła na świat - tłumaczy sosnowiczanka. Teraz wreszcie emocje i strach ustąpiły miejsca zachwytowi. Mama Nikoli nie może się na nią napatrzeć.
- Nikola jest śliczną dziewczynką. Jest bardzo spokojna i dużo śpi - dodaje Anna Nasidłowska.
*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY