Od roku akademickiego 2018/2019 na 19 uczelniach medycznych naukę ma rozpocząć 9211 studentów. To ponad 250 osób więcej niż w ramach ostatniej rekrutacji. Liczba miejsc na kierunku lekarskim w stosunku do roku 2017/2018 zwiększy się o 229 miejsc, a na kierunku lekarsko-dentystycznym o 28.
Na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu w tegorocznej rekrutacji na kierunek lekarski zostanie przyjętych 12 chętnych więcej niż rok temu. Od października na uczelni będzie studiowało 265 młodych lekarzy. Uczelnia nie planuje jednak zwiększać limitu na kierunku lekarsko-dentystycznym - ze względu na ograniczoną liczbę stanowisk do kształcenia.
Rektor Uniwersytetu Medycznego, prof. Marek Ziętek podkreśla, że tegoroczne zwiększenie liczby miejsc wynika z analizy możliwości uczelni w zakresie sal i kadry.
- Dużo większym problemem będzie zapowiadane przez ministerstwo zwiększenie naboru o 20 procent w roku kolejnym. Jeśli nie pójdą za tym środki finansowe na rozbudowę zaplecza, to trudno sobie realizację tych oczekiwań wyobrazić - zauważa. Rektor ocenia ruch ministerstwa jako dobry, ale podkreśla konieczność zwiększenia finansowania i zapewnienie absolwentom dobrych warunków zatrudnienia i rozwoju zawodowego w kraju.
Dużo więcej wątpliwości co do decyzji ministra mają lekarze, a zwłaszcza rezydenci, którzy niedawno sami walczyli o lepsze finansowanie ochrony zdrowia.
- Nic nie zmieni ilości specjalistów, jeżeli nie zwiększą się limity przyjęć na rezydentury, bo to właśnie tam jest sito, w którym tracimy ludzi - deklaruje Marcin Lewicki, wrocławski lekarz-rezydent i członek Porozumienia Rezydentów OZZL. Lewicki dodaje, że brak miejsc rezydenckich, oprócz niskiej pensji, jest jednym z głównych powód wyjazdów młodych lekarzy z Polski. - Jedynym rozwiązaniem na braki kadry lekarskiej jest urealnienie podaży miejsc specjalizacyjnych do zapotrzebowania na specjalistów. Poza tym brakuje nauczycieli akademickich. Obecnie grupy i tak są zbyt duże, co wpływa na jakość kształcenia - zauważa.
Podobne zdanie ma Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. - Po pierwsze trzeba pamiętać, że wykształcenie lekarza trwa 12 lat. Po drugie niewiele ponad połowa z absolwentów na Dolnym Śląsku dostaje się na specjalizacje w ramach rezydentur. Po trzecie jest jeszcze kwestia zarobków. Więc jak tak dalej pójdzie, to będziemy produkować lekarzy dla świata, a nie dla Polski.
Limity miejsc rezydenckich w województwach ustala ministerstwo. Większość to miejsca z medycyny rodzinnej, interny i pediatrii. W dwóch naborach - październikowym i marcowym, zapominano znów o kilkudziesięciu specjalizacjach, w tym o osławionej endokrynologii, na którą przewidziano jedynie dwa miejsca na Dolny Śląsk.
Przypomnijmy, że Polska, pod względem liczby lekarzy, jest w ogonie Europy. Według OECD na tysiąc Polaków przypada zaledwie 2,3 lekarza.