Trwa śledztwo, bardzo intensywne, gdyż sytuacja jest "na ostrzu noża". Niektórzy politycy brytyjscy oskarżają o próbę zamachu na Skripala władze rosyjskie. Pojawiły się nawet głosy, by reprezentacja Anglii w ramach bojkotu nie pojechała na zaplanowany na czerwiec 2018 roku piłkarski Mundial do Rosji. Są też pomysły, by wraz z Anglikami do Rosji nie pojechali sojusznicy, w tym m.in. reprezentacja Polski. Ale to raczej political fiction, podobnie jak było z pomysłami bojkotu zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014. Skończyło się na nieśmiałych wezwaniach. Tak zapewne będzie i tym razem. Polityka swoje, sport (i pieniądze) swoje.
Ale wracając na ziemię. Śledztwo jest bardzo intensywne, tak przynajmniej zapewniają Brytyjczycy. W sobotę do Salisbury pojechało aż 180 żołnierzy w tym także specjaliści-chemicy. W śledztwie policja naliczyła już ponad 200 świadków. Minister spraw wewnętrznych Amber Rudd przewodniczyła pilnemu spotkaniu w Londynie, które odbyło się w sobotę po południu. Co z niego wyniknie, nie wiemy. Na pewno Anglicy nie zostawią sprawy bez wyjaśnienia, nie wiadomo tylko, czy uda się dojść do faktycznych sprawców i ich mocodawców.
W niedzielę właścicielom 500 pubów i restauracji w Salisbury nakazano wielkie sprzątanie i mycie, by wyeliminować ryzyko ewentualnego skażenia. Śladowe ilości substancji użytej do ataku na Skripala i jego córkę znaleziono w pubie Mill i restauracji Zizzi. Sceny w Salisbury przypominają w weekend filmy fantastyczne, niczym w filmie "Epidemia" z Dustinem Hoffmannem.
Tymczasem prof. Dame Sally Davies powiedziała, że ryzyko ewentualnego skażenia przez osoby trzecie jest "niskie". Chociaż, jak poinformowała w niedzielę, po rygorystycznej analizie naukowej istnieje obawa, że długotrwałe pozostawianie resztek trującej substancji może powodować problemy zdrowotne. Zaraz jednak dodała - nie powinno być to powodem do paniki. Typowe dmuchanie na zimne? Miejmy nadzieję.
Media oczywiście porównują sprawę sprzed tygodnia do otrucia Aleksandra Litwinienki, który zmarł w 2006 r. w Londynie krótko po tym, jak w herbacie podano mu radioaktywny polon. Litwinienko należał do największych krytyków polityki Władimira Putina, szczególnie w kontekście Czeczenii.
Stacja BBC 5 rozmawiała w sobotę z Molly Cook, właścicielką salonu fryzjerskiego w Salisbury, która powiedziała, że większość jej klientów zadzwoniła, aby odwołać wizytę w salonie z powodu strachu. Czy to już panika? Sytuacja jest poważna. Portal BBC News dotarł do znajomej Julii z czasów dzieciństwa. Irina Petrowa wspomina rodzinę Skrpiali jako idealną. Jak dodaje, ponieważ znajomi boją się o swoje życie, dlatego nie za wielu ma ochotę mówić cokolwiek o ich życiu, czy o sprawie w ogóle. I jak przypomina Petrowa, niewielu członków rodziny otrutego tydzień temu Rosjanina zostało przy życiu.
**CZYTAJ TAKŻE:
Siergiej Skripal, rosyjski agent umiera. Londyn wściekły. Moskwa: to nie my**
W piątek śledczy odwiedzili cmentarz na którym pochowano żonę Skripala, Ludmiłę. Kobieta zmarła w październiku 2012 roku - jak się do tej pory uważa - na nowotwór. Syn podwójnego agenta, 43-letni Aleksander, zmarł w zeszłym roku w St. Petersburgu podczas spędzania wakacji ze swoją dziewczyną, rzekomo z powodu niewydolności wątroby. Ciało Aleksandra zostało skremowane, a postument na jego cześć stanął na cmentarzu w Salisbury.
Szefowa MSW Amber Rudd oznajmiła w tygodniu, że atak substancją paraliżującą układ nerwowy (tzw. nerve agent) na brytyjskiej ziemi to zuchwały i bezwstydny czyn. Stwierdziła jednocześnie, jak to Anglicy mają w zwyczaju, że trzeba zachować zimną krew, gromadzić fakty i nie opierać się na plotkach.
Przypomnijmy, że ciężkim stanie w szpitalu znalazł się detektyw Nick Bailey, który jako pierwszy znalazł się na miejscu znalezienia Sergieja Skripala i jego córki Julii. Do szpitali trafiło do tej pory 21 osób, wszystkie w związku z atakiem na Skripala i jego córkę.
Kreml oczywiście odrzuca oskarżenia o jakikolwiek udział w próbie otrucie agenta i jego córki.
POLECAMY: