– Nasza grupa istnieje od niedawna, a jej głównym celem jest ochrona lasów – mówi jedna z członkiń Kolektywu Wilczyce. – Od kilku dni blokujemy wycinkę drzew w zagrożonym wydzieleniu 219a. Zależy nam, aby teren został włączony do Bieszczadzkiego Parku Narodowego lub aby powstał tutaj rezerwat przyrody. Chodzi nam o całkowite zaprzestanie wycinki drzew w tym miejscu.
"Wilczyce", jak mogłaby wskazywać nazwa, skupiają nie tylko kobiety, ale również mężczyzn i osoby niebinarne. W ich szeregi może wstąpić każda chętna osoba, która identyfikuje się z celami grupy.
Większość aktywistek zdecydowała się zamieszkać w lesie na zagrożonym wycinką terenie. Uważają, że w ten sposób doprowadzą do realizacji żądanych przez grupę postulatów. Mają rozbite obozowisko na terenie Nadleśnictwa Stuposiany, w pobliżu miejscowości Muczne. Przez całą dobę przebywają w namiotach i na drewnianych platformach umocowanych na drzewach. Nie straszny im mróz i głód.
Aktywistki są zdeterminowane i gotowe do wielu poświęceń, aby chronić bieszczadzką przyrodę i zmienić decyzję Lasów Państwowych. Przebywają w ekstremalnych warunkach, a ponieważ zależy im na ochronie danych personalnych, najczęściej protestują w maskach i kominiarkach.
CZYTAJ TEŻ: Leśnicy kontra ekolodzy. Bratobójcza bitwa o drzewa?
Jedną z prób zwrócenia uwagi na problem wycinki drzew przez Lasy Państwowe jest wieszanie banerów protestacyjnych, co miało miejsce na przykład na wieży widokowej w Mucznem.
– W ten sposób chcemy wyrazić naszą opinię na temat działalności leśników i ich dominującej pozycji w lesie – zaznacza członkini Kolektywu Wilczyce. – Nasze działanie nie mają jednak na celu krzywdzenie konkretnej osoby, ale są krytyką instytucji i sposobu jej funkcjonowania.
"Wilczyce" nie poddają się i w dalszym ciągu zamierzają pozostać w lesie. Nie powstrzymuje je także niszczenie przez innych ich obozowiska.
– Kilka dni temu w nocy miał miejsce przykry incydent – wspomina kobieta. – Nie wiemy, kim był sprawca. Przyszedł do naszego obozowiska i zniszczył namiot, w którym akurat nikogo nie było. Przeciął również liny podtrzymujące platformę. Gdyby ktoś akurat znajdował się na drzewie, to spadłby z wysokości 10 metrów, co mogłoby zakończyć się tragicznie.
Aktywiski liczą, że przedstawiciele Lasów Państwowych zdecydują się na dialog.
– Wierzymy, że możemy funkcjonować tak, jak chciałybyśmy, żeby funkcjonował świat - bez hierarchii, dominacji ludzi nad pozostałymi istotami, patriarchatu, queerfobii i faszyzmu. Z radykalną empatią i troską – mówią zgodnie aktywistki.
