Właściciel fermy lisów w Kościanie zajmuje się hodowlą zwierząt mimo wyroku za dręczenie. Oficjalnie - pomaga żonie

Mikołaj Woźniak
Opracowanie:
Właściciel fermy w Kościanie, mimo zakazu hodowli, nadal się nią zajmuje. Fermę lisów przepisał oficjalnie na żonę.
Właściciel fermy w Kościanie, mimo zakazu hodowli, nadal się nią zajmuje. Fermę lisów przepisał oficjalnie na żonę. Pixabay
W 2016 r. właściciel kościańskiej fermy lisów został przez sąd skazany za dręczenie zwierząt. Oprócz wyroku pozbawienia wolności w zawieszeniu, otrzymał też pięcioletni zakaz prowadzenia takiej działalności. Jednak - jak informuje Onet - mężczyzna nadal zajmuje się hodowlą lisów, tyle że nie jako oficjalny właściciel fermy. Tym formalnie jest jego żona.

O tym, że mężczyzna nadal zajmuje się hodowlą lisów, jako pierwszy poinformował Onet. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że oficjalnie właścicielką fermy w Kościanie jest obecnie żona skazanego hodowcy, ale on sam regularnie bywa na miejscu, dogląda i w zasadzie - prowadzi przedsiębiorstwo. Przepisując gospodarstwo na żonę obszedł więc prawo.

Czytaj też: Właściciel fermy lisów odpowie za znęcanie się nad zwierzętami?

W 2016 r. został bowiem skazany przez sąd za dręczenie zwierząt. Usłyszał wyrok ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i - co kluczowe w tej sprawie - zakaz prowadzenia działalności związanej z hodowlą zwierząt na pięć lat.

Sprawa była efektem materiałów ujawnionych w 2014 r. przez organizacje walczące o prawa zwierząt. Na tych i kolejnych nagraniach widać było, jak traktowane są zwierzęta na fermie w Kościanie. Dostrzec można było schorowane lisy, wszechobecny brud, zalegające odchody czy nawet gnijące zwłoki zwierząt.

Sprawdź: Obrońcy zwierząt: Tak wyglądają hodowle lisów [ZDJĘCIA, FILM]

Teraz Onet ponownie opublikował nagrania, na których widać podobnie drastyczne obrazy. Mają one wskazywać, że na fermie, mimo wyroku sądu, niewiele się zmieniło.

– Lisy, które zobaczyliśmy, są w skandalicznym stanie. Kolejny raz musiało dojść do interwencji w tym miejscu, kolejny raz doszło do cierpienia zwierząt. Tej sytuacji można było uniknąć – mówi w rozmowie z portalem Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.

Jak sprawę komentuje właściciel wielkopolskiej fermy? Przekonuje, że zwierzęta traktuje z sercem, a zarzuty ze strony aktywistów są bezpodstawne. Zapewnia, że hodowlą zajmuje się żona, a on jej pomaga, bo musi zapewnić byt rodzinie.

Zobacz:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Rolnictwo

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl