O tym, że mężczyzna nadal zajmuje się hodowlą lisów, jako pierwszy poinformował Onet. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że oficjalnie właścicielką fermy w Kościanie jest obecnie żona skazanego hodowcy, ale on sam regularnie bywa na miejscu, dogląda i w zasadzie - prowadzi przedsiębiorstwo. Przepisując gospodarstwo na żonę obszedł więc prawo.
Czytaj też: Właściciel fermy lisów odpowie za znęcanie się nad zwierzętami?
W 2016 r. został bowiem skazany przez sąd za dręczenie zwierząt. Usłyszał wyrok ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i - co kluczowe w tej sprawie - zakaz prowadzenia działalności związanej z hodowlą zwierząt na pięć lat.
Sprawa była efektem materiałów ujawnionych w 2014 r. przez organizacje walczące o prawa zwierząt. Na tych i kolejnych nagraniach widać było, jak traktowane są zwierzęta na fermie w Kościanie. Dostrzec można było schorowane lisy, wszechobecny brud, zalegające odchody czy nawet gnijące zwłoki zwierząt.
Sprawdź: Obrońcy zwierząt: Tak wyglądają hodowle lisów [ZDJĘCIA, FILM]
Teraz Onet ponownie opublikował nagrania, na których widać podobnie drastyczne obrazy. Mają one wskazywać, że na fermie, mimo wyroku sądu, niewiele się zmieniło.
– Lisy, które zobaczyliśmy, są w skandalicznym stanie. Kolejny raz musiało dojść do interwencji w tym miejscu, kolejny raz doszło do cierpienia zwierząt. Tej sytuacji można było uniknąć – mówi w rozmowie z portalem Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Jak sprawę komentuje właściciel wielkopolskiej fermy? Przekonuje, że zwierzęta traktuje z sercem, a zarzuty ze strony aktywistów są bezpodstawne. Zapewnia, że hodowlą zajmuje się żona, a on jej pomaga, bo musi zapewnić byt rodzinie.
Zobacz:
