Wojna hybrydowa młodszego brata Putina, czyli co się dzieje na granicy Polski i Białorusi

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Czy na granicy polsko-białoruskiej rozpoczęła się wojna hybrydowa? Z pewnością nie taka, jak wywołany przez Rosję konflikt na Ukrainie. Niemniej jednak migracyjna operacja specjalna przygotowana przez służby Aleksandra Łukaszenki nosi znamiona charakterystyczne dla narzędzi wojny hybrydowej. Wymierzona jest zaś nie tylko w Polskę, ale i w Litwę jak również pośrednio w pozostałe kraje Unii Europejskiej. Zaś jej główną bronią jest strach. W efekcie brutalnie budzimy się ze snu o końcu historii w rzeczywistości, w której Europa sama zamienia się w oblężoną twierdzę otoczoną drutem kolczastym.

Wojna hybrydowa to pojęcie o charakterze coraz bardziej pojemnego worka, jednak mimo to całkiem nieźle przystające do błyskawicznie zmieniających się realiów współczesnych konfliktów i napięć między państwami. Klasycznym przykładem nowoczesnej wojny hybrydowej stał się konflikt na Ukrainie zapoczątkowany aneksją Krymu przez Rosję.

Tam Rosja zastosowała całą gamę środków wymykających się tradycyjnemu rozumieniu agresji czy napaści zbrojnej. „Zielone ludziki”, czyli uzbrojeni po zęby żołnierze w nieoznakowanych mundurach zajmujący strategiczne obszary i obiekty, ataki cybernetyczne na ukraińskie sieci łącznościowe czy infrastrukturę krytyczną, działalność agenturalna na różnych szczeblach ukraińskiego dowodzenia i administracji, powołanie do życia marionetkowych „republik” separatystycznych, dostawy zaawansowanego sprzętu wojskowego na ich potrzeby, zakrojone na ogromną skalę działania dezinformacyjne i propagandowe - to wszystko były środki, które wystarczyły Rosji do opanowania części terytorium Ukrainy i trwałej zmiany układu sił w regionie, jednak bez wybuchu otwartego konfliktu wykraczającego poza założoną skalę.

W ten sposób osiągnięty został przez Rosję stan, w którym cele niejako zastrzeżone dotąd dla otwartych konfliktów zbrojnych - jak trwałe opanowanie części terytorium kraju przeciwnika, czy niszczenie siły żywej nieprzyjaciela, realizowane były bez przekraczania progu pełnoskalowej wojny - przynajmniej w rozumieniu Zachodu.

Rzecz jasna napięcie między Białorusią a Polską, czy raczej między Białorusią a jej sąsiadami z Unii Europejskiej przejawiające się w sytuacji na granicy zewnętrznej UE, nie osiągnęło poziomu znanego z wojny ukraińskiej, ani nawet do niego nie zbliżyło. Nie zmienia to jednak faktu, że zastosowane przez Białoruś środki można już zaliczać do sztafażu wojny hybrydowej. Może tylko niekoniecznie wojny z samą Polską.

Zaczęło się w czerwcu - wcale nie na granicy Białorusi z Polską, tylko z Litwą. W Polsce mamy nieco zastanawiający zwyczaj niedostrzegania czy też bardzo opóźnionego dostrzegania zdarzeń naprawdę istotnych dla naszych mniejszych sąsiadów, jednak nie dotykających bezpośrednio Polski. Tak było i tym razem. Od końca maja do dziś na granicy Litwy z Białorusią lub w jej bezpośrednim otoczeniu zatrzymano około 4-5 tysięcy nielegalnych imigrantów. Jakieś 40-50 razy więcej niż przez cały 2020 rok. Wszyscy oni próbowali przekroczyć granicę Litwy z terytorium Białorusi - poza przejściami granicznymi, przez lasy, mokradła i nieużytki.

W czerwcu i lipcu Litwa zdążyła zorganizować kilka improwizowanych obozów dla uchodźców, co zresztą natychmiastowo skutkowało konfliktami ze społecznościami lokalnymi reagującymi na to co najmniej niechętnie i bardzo ożywioną debatą na ten temat w mediach, w której jak zawsze w takich wypadkach łatwo było o bardzo gorące spory. Jeszcze pod koniec lipca zaś litewska straż graniczna zmieniła strategię i zamiast wpuszczać nowych migrantów na terytorium kraju zaczęła stosować praktykę określaną eufemistycznym mianem „pushback” - czyli zawracać ich z powrotem na terytorium Białorusi. Litewscy strażnicy graniczni a także funkcjonariusze unijnego Frontexu wielokrotnie udokumentowali przy tym bezpośredni udział białoruskich mundurowych w procederze podprowadzania migrantów do samej granicy, ba, zebrali również dowody, że umundurowani Białorusini co najmniej kilka razy przekroczyli przy okazji litewską granicę.

Na tym nie koniec. Bo dokładnie całą nową migrację na Litwę skierowały służby Aleksandra Łukaszenki w ramach szczegółowo rozplanowanej i szeroko zakrojonej operacji specjalnej. Początkowo nie miało to zresztą żadnego związku z sytuacją w Afganistanie. Towarzyszyły zaś temu dość jasne deklaracje Aleksandra Łukaszenki, który jeszcze w maju ogłosił, że dotąd „ratował Unię przed przemytem towarów i ludzi, a teraz Europa będzie musiała sobie radzić sama”. Zrobił to zresztą nie pierwszy raz - białoruski prezydent już lata wcześniej wymuszał w podobny sposób środki od Unii na „uszczelnienie granicy”, wtedy jednak posługiwał się głównie klasycznym przemytem. Tym razem postanowił jednak skierować do Europy całą nową falę migracyjną.

Dziennikarz białoruskiego niezależnego kanału NEXTA Tadeusz Giczan opisał ten proceder w opublikowanym po polsku materiale, był on także obiektem dziennikarskich śledztw innych niezależnych białoruskich mediów. Od maja znacząco zwiększyła się liczba lotów z Bagdadu (a później nawet lokalnych irackich lotnisk) do Mińska. Państwowa firma turystyczna Centrkurort (coś jak Orbis w PRL-u) zaczęła masowo organizować „wycieczki” na Białoruś w bardzo przystępnych cenach (sporo poniżej 1000 dolarów od osoby za tygodniowy pobyt). Jednocześnie białoruskie służby publikowały na bliskowschodnich forach internetowych dla osób zainteresowanych migracją do Unii Europejskiej całe szczegółowe instrukcje „tranzytu” przez Białoruś. Po lądowaniu w Mińsku chętni mieli przedostawać się przez granicę z Litwą, następnie z pomocą zajmujących się przemycaniem ludzi gangów przedostawać do Wilna i dalej - przez Suwałki - do Polski. Cała operacja ma mieć kryptonim „Śluza” i opracowywana była od ok. 2010-11 roku, jak podaje Giczan powołując się na źródła u byłych oficerów białoruskich służb.

Łatwo zauważyć, że opracowany przez służby Łukaszenki szlak przerzutowy miał prowadzić przez tak zwany „przesmyk suwalski” będący jednym z najbardziej newralgicznych miejsc na całej wschodniej granicy zewnętrznej Unii Europejskiej i zarazem na wschodniej flance NATO. Chodzi o obszar pomiędzy Suwałkami a 104 kilometrową granicą Polski z Litwą - przez który wiedzie najkrótsza potencjalna droga między należącym do Rosji Obwodem Kaliningradzkim, a terytorium Białorusi i który zarazem jest jedynym lądowym połączeniem trzech małych krajów bałtyckich - Litwy, Łotwy i Estonii z resztą terytorium Unii Europejskiej. Znaczenie „przesmyku suwalskiego” jest kluczowe dla bezpieczeństwa państw bałtyckich, bo to tędy można by najszybciej przerzucić siły NATO niezbędne do odparcia potencjalnego zagrożenia lub zniechęcenia potencjalnego agresora na ich terytorium. Dlatego też prawie każdy scenariusz ćwiczeń wojskowych obejmujących ten region (zarówno jeśli chodzi o scenariusze NATO, jak i Rosji i Bialorusi) zakłada albo próbę opanowania przesmyku, albo jakąś formę jego destabilizacji uniemożliwiającą lub utrudniającą transport w kierunku Litwy, Łotwy i Estonii.

Czy skuteczne utworzenie prowadzącego tamtędy „korytarza migracyjnego” mogłoby odegrać taką strategiczną rolę, to już kwestia mocno dyskusyjna, jednak ta operacja wpisuje się całkiem nieźle w budowane dotąd scenariusze stopniowej destabilizacji tego obszaru Polski i Litwy. Masowa migracja mogłaby wywołać uszczelnienie granicy pomiędzy tymi krajami - już wewnątrz Unii i strefy Schengen. Niezadowolona i przestraszona (dodajmy tu odpowiednią kampanię dezinformacyjną) ludność przygranicznych regionu obu krajów sama domagałaby się zaostrzenia środków kontroli granicy, co zresztą miało już miejsce na Litwie, spokojnie można byłoby też sobie wyobrazić scenariusz, w którym Polska zaczęłaby się odgradzać od Litwy, w atmosferze wzajemnych oskarżeń o doprowadzenie do nowego kryzysu migracyjnego. Zantagonizowanie dwóch sąsiadów, których łączy strategiczny interes - całkiem ciekawa to perspektywa z punktu widzenia Łukaszenki.

Lipcowe uszczelnienie granicy litewsko-białoruskiej zepsuło jednak Łukaszence ten plan. A masowo ściągani z Bliskiego Wschodu do Mińska migranci stali się w tym momencie problemem dla samego białoruskiego reżimu. W końcu gdzieś trzeba było ich skierować.

Już w lipcu polska Straż Graniczna zaczęła zatrzymywać na granicy z Białorusią coraz większe grupy osób próbujących wkroczyć na terytorium Polski. Do pierwszej połowy sierpnia było ich już łącznie około tysiąca, a największe grupy liczyły po kilkadziesiąt osób.

Granica Polski z Białorusią ma 418 kilometrów długości i dość niejednorodny charakter. 178 kilometrów tej granicy wyznacza rzeka Bug. Granicę na Bugu przekroczyć jest dość trudno. Nie chodzi o samą rzekę, bo jest wiele miejsc, w których da się przejść ją w bród, tylko o to, że kogokolwiek, kto by tego próbował, jest bardzo łatwo zauważyć - zakola Bugu ułatwiają strażnikom granicznym obserwację, także z użyciem środków elektronicznych, co jest od lat normą na granicach zewnętrznych Unii Europejskiej. Dlatego granica na Bugu interesowała i interesuje głównie „tradycyjnych” przemytników towarów, którzy wypracowali sporo pomysłowych metod przesyłania na drugą stronę czy to kartonów z papierosami, czy innych chodliwych dóbr. Drony były do tego przez nich stosowane już dekadę temu.

Oczywiście grupy migrantów próbowały już przedostawać się przez granicę także Bugiem, ale wykrywalność takich prób zawsze była wysoka, a one same relatywnie rzadkie.

Teoretycznie więc na bardziej stały szlak przerzutowy nadawałyby się tylko niektóre odcinki 240-kilometrowej granicy lądowej z Białorusią. Najlepiej takie, w których granica przebiega przez częściowo zalesione okolice o urozmaiconej rzeźbie terenu, relatywnie blisko sieci dróg umożliwiającej szybkie przemieszczenie się z „gorącego” otoczenia granicy w głąb kraju, gdzie prawdopodobieństwo natrafienia na wyrywkową kontrolę maleje prawie do zera.

Okolice Usnarza Dolnego - nadal czysto teoretycznie - całkiem nieźle się do tego nadają - podobnie, jak i wiele innych miejsc na granicy - pamiętajmy, że przebiega ona między innymi przez Puszczę Białowieską, obrzeża Puszczy Knyszyńskiej i fragment Puszczy Augustowskiej. Prawie cały pas nadgraniczny to tereny nisko zaludnione, sporo tam lasów, zagajników, łąk i nieużytków. Powiat sokólski ma zaś dodatkowo pofałdowaną rzeźbę terenu, zaś wschodnie krańce Puszczy Knyszyńskiej są bardzo słabo zaludnione.

W praktyce jednak same uwarunkowania terenowo-geograficzne to zdecydowanie za mało, by stworzyć skuteczną drogę forsowania granicy. Zwłaszcza tej. Zewnętrzna granica Unii Europejskiej na całej swej lądowej długości jest bardzo silnie obsadzona dobrze wyposażonymi strażnikami i wręcz nafaszerowana środkami elektronicznej obserwacji i wykrywania prób jej przekroczenia, na co od momentu przyjęcia nowych krajów do UE rok w rok szły znaczne środki finansowe. Pod tym względem granica Polski z Białorusią nie jest żadnym wyjątkiem, wręcz przeciwnie, bo relacje UE z Białorusią i lata wcześniejszych doświadczeń sprawiły, że ten odcinek granicy był bardzo dobrze doinwestowany już na lata przed pierwszym europejskim kryzysem migracyjnym.

Kamery termowizyjne, noktowizja, drony, do tego znaczna liczba klasycznych punktów obserwacyjnych i patroli o dużym zagęszczeniu - to jest rzeczywistość współczesnej ochrony granicy zewnętrznej UE. W relacjach zatrzymywanych migrantów stale przewija się motyw strażników „wyrastających jak spod ziemi” - nie ma w tym żadnej magii, jest za to taka oto tajemnica, że operatorzy systemów monitoringu granicy namierzali dane grupy na dłuższą chwilę przed zatrzymaniem i wysyłali zespoły interwencyjne precyzyjnie tam, gdzie migranci zmierzali.

No dobrze, a jaki właściwie cel ma białoruski reżim w uruchomieniu nowej fali migracyjnej? Niewykluczone, że o czysty odwet za wsparcie udzielane przez Litwę i Polskę białoruskim dysydentom i opozycjonistom, oraz osobom uciekającym z Białorusi w obawie przed represjami ze strony reżimu za udział w protestach przeciwko samozwańczym rządom Łukaszenki. Całkiem możliwe jednak, że chodzi także o mocną kartę przetargową, która ma posłużyć do rewizji stosunków Białorusi z Unią Europejską.

Wysyłając falę migrantów na wschodnią granicę Unii, Łukaszenka pokazuje, że może obudzić społeczne i polityczne demony z okresu kryzysu migracyjnego lat 2014-2015, jednocześnie doprowadzając do poważnego kryzysu humanitarnego na granicy. Jedno i drugie to dla europejskich klas politycznych horror, którego nie chcą ponownie przeżywać. W zamian za pomoc za rozwiązanie problemu, który sam stworzył, Łukaszenka mógłby zażądać - jak już wielokrotnie wcześniej - grubych milionów euro na „wzmocnienie ochrony granicy”, tym razem jednak będzie mu pewnie chodziło o coś znacznie większego - na przykład o szczyt, po którym będzie mógł sfotografować się z europejskimi przywódcami. Nieuznawany przez kraje Unii Europejskiej samozwańczy prezydent Białorusi mierzy się z silnym oporem społecznym we własnym kraju i ma elementarne problemy z samą legitymizacją swej władzy. Udział w rozwiązywaniu problemu nowego europejskiego kryzysu migracyjnego mógłby mu się tu nieco przysłużyć. I właśnie to mógł być cel, dla którego Łukaszenka ów kryzys wywołał.

Cierpiący, zmarznięci, głodni i przerażeni uchodźcy uwięzieni na granicy w Usnarzu Dolnym są ofiarami ułudy roztoczonej przed nimi przez służby Aleksandra Łukaszenki. Celowo i z rozmysłem zostali skierowani na jedną z najlepiej strzeżonych granic świata - przypominam, że mówimy o granicy zewnętrznej Unii Europejskiej na naturalnie newralgicznym odcinku - niemal bez szans na jej skuteczne przekroczenie. A my budzimy się ze snu o końcu historii w rzeczywistości, w której Europa świadomie zamienia się w oblężoną, otoczoną drutami kolczastymi twierdzę. Liczba ludzi chcących się znaleźć po tej lepszej stronie muru będzie zaś tylko rosnąć.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl