Wojna na Ukrainie. Byli budowlańcami, dziś są żołnierzami. Ukraińcy z Pomorza wrócili do swojego kraju i walczą

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Leszek, Dima i Jurij - wspólne zdjęcie, krótko przed wyjazdem z Pomorza. Kierunek: granica polsko-ukraińska.
Leszek, Dima i Jurij - wspólne zdjęcie, krótko przed wyjazdem z Pomorza. Kierunek: granica polsko-ukraińska. Tomasz Chudzyński
Bracia Jurij i Dima pochodzą z Iwano Frankowska, miasta na zachodzie Ukrainy. Ostatnie miesiące mieszkali w Nowym Dworze Gdańskim na Żuławach. Pracowali w lokalnej firmie budowlanej. Są w wśród tysięcy ukraińskich mężczyzn, którzy ruszyli do kraju po ataku Putina. Do czwartku 24 lutego byli budowlańcami, dziś są żołnierzami.

Ukraińcy z Pomorza wrócili do swojego kraju i walczą

Nawet 80 tys. mężczyzn, ukraińskich pracowników, wyjechało z Polski od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę – wynika z szacunkowych danych ukraińskiej Straży Granicznej. Wielu z nich to młodzi chłopcy, którzy w 2014 r., gdy Ukraińcy walczyli najpierw na Majdanie, a potem z separatystami z Donbasu i Ługańska byli nastolatkami. Wśród nich nie brakuje jednak i doświadczonych weteranów tamtych starć.

Wojna na Ukrainie. Idę na front

Jurij jest nieco starszy od brata, ma rodzinę. Na razie ma inne zadania, niż żołnierze regularnej armii.

- Działam w specjalnej grupie wolontariuszy – mówi Jurij w piątek 4 marca, dziewiątego dnia ukraińskiej obrony. -Pomagamy kobietom z dziećmi wyjechać za granicę, dostarczamy zaopatrzenie. Gdy ktoś przybywa do Iwano Frankowska, pomagamy znaleźć nocleg. A ludzi uciekających z terenów walk jest mnóstwo. Oni nie mają nic, uciekali przed „ruskim mirem”, jak stali. U nas na razie jest spokój… Jeśli można to tak nazwać. Ale wiemy, że prędzej czy później będą chcieli i na nasze miasto zrzucić bomby.

Dima, młodszy, zanim jeszcze wyjechał z Polski, znał już służbowy przydział. - Idę na front – mówił. - Też mam przeszkolenie wojskowe. Jeśli armia wezwie… pójdę – mówi Jurij.

Jurij odbiera też z granicy dary docierające z Polski i innych krajów europejskich.
- Ludzi do walki nam nie brakuje. Wciąż jednak potrzebujemy sprzętu wojskowego, kamizelek kuloodpornych, hełmów, latarek, leków... - podkreśla.

Serhij, mieszkający od trzech lat w Gdańsku przyznaje, że Ukraińcy spodziewali się, że Rosja prędzej, czy później, po ich kraj przyjdzie.
- Trzeba było się na to szykować. I takie przygotowania były, choć wszyscy chcieliśmy, by do tej wojny nie doszło – mówi Serhij.

A widziałeś filmik?

Z Leszkiem Szczepkowskim, Jurijem, Dimą rozmawialiśmy pierwszy raz w piątek, 25 lutego. Było popołudnie, trwał drugi dzień rosyjskiej agresji na Ukrainę. To nie była długa rozmowa. Chłopaki ruszali w drogę. Jechali na Ukrainę. Spieszyli się… Bus załadowany po dach – żywność, materiały medyczne, opatrunkowe, paliwo.

- To wszystko Leszka zasługa – mówi Jurij. - To taki nasz prawdziwy brat. Nawet urodziny ja i on mamy tego samego dnia – mówił.

Leszek Szczepkowski z Nowego Dworu Gdańskiego jest przed czterdziestką. Ma firmę budowlaną. Zatrudniał wielu pracowników z Ukrainy.

- Pomoc jest ważna, tyle możemy zrobić by wesprzeć chłopaków w walce z Rosją. I tak jak trudno jest zrozumieć, po co Putinowi jest Ukraina, niszczenie ukraińskich miast, tak chyba łatwo jest się domyśleć, że jeśli Rosja zdobędzie ten kraj, to później ruszy na Polskę. W tym sensie Ukraińcy walczą dziś za nas, za Polskę i cały wolny świat – mówi Leszek Szczepkowski.

Jurij pyta, co sądzę o szansach Ukrainy w starciu z Rosją. Wszyscy mieliśmy przed oczami filmy pokazujące uderzenia rosyjskich rakiet czy przelot masy rosyjskich śmigłowców z oddziałami szturmowymi na pokładach, zmierzające w kierunku lotniska w Hostomelu, a w uszach alarmowe syreny ostrzegające . Cóż, sytuacja niełatwa. Przewaga Rosji jest wielka… W dodatku metody walk znane z obu czeczeńskich konfliktów czy bombardowań syryjskich miast...

- A widziałeś filmik, co zrobił nasz Bayraktar z ich oddziałem? - mówi jednak Jurij, na twarzy którego pojawia się cień uśmiechu. Bayraktar to nazwa słynnych już dronów uderzeniowych będących na wyposażeniu ukraińskiej armii. - Wszystko poszło w drobny mak. Rozwalone. Rakiet dużo zestrzeliliśmy. Znajomy mówił, że ich żołnierze nie chcą walczyć. Cały oddział się poddał. Mam filmik nawet… - w tym momencie pokazuje nagranie. - My po prostu musimy wygrać…Nie mamy innego wyjścia. Bo Rosja nas zamęczy. Damy radę. Wiemy, że wszyscy chcą pomagać. I to jest niesamowite.

Dima stoi obok z lekkim uśmiechem. W tej atmosferze niepewności towarzyszącej temu pożegnaniu czuć jednak ponurą determinację.

Pytanie o strach Dimę, człowieka, który opuszcza spokojne miejsce, w którym nic mu nie grozi, i jedzie w najbardziej niebezpieczne miejsce na ziemi, gdzie znajdzie się w sytuacji ekstremalnej, nie ma sensu. I nie ma też potrzeby o to pytać. Wszyscy są świadomi niebezpieczeństwa. I chcieliby przeżyć.

Jurij dzwoni kilka godzin później, odkąd się pożegnaliśmy.

- Jesteśmy w trasie. Proszę, podziękujcie od nas wszystkim Polakom – mówił. - A to co robi Leszek… Trudno uwierzyć, że tak można komuś dać takie wsparcie.

„Lekka” abstrakcja

Serhij mieszka prowadzi portal informacyjny dla Ukraińców, którzy przyjeżdżali do Polski do pracy.

- Przed wojną zamieszczałem informacje o tym, jakie dokumenty trzeba w Polsce wyrobić, co trzeba ze sobą mieć – dużo porad urzędowych i takich, które pomagały się urządzić. Były też newsy dotyczące wydarzeń na Ukrainie i w Polsce. Teraz przekazujemy właściwie tylko informacje o tym jak w Polsce znaleźć pomoc, kto pomaga, telefony, adresy… - mówi Serhij. - Ukraińcy, którzy pracowali w Polsce zajmowali się głównie pracą fizyczną. To budowlańcy, pracownicy przemysłu. Przyjeżdżali na trzy miesiące, pół roku... Dziś są na Ukrainie i walczą. Prawie wszyscy wyjechali. Straż Graniczna szacuje, że to niemal 80 tys. ludzi. Wielu wywozi swoje dzieci, żony, matki, a potem wraca walczyć.

Serhij pochodzi z miasta Kropywnycki w centralnej Ukrainie, miasta oddalonego o ponad 170 km na północ od Mikołajowa, o który toczą się walki.

- Mam bliskich, którzy zostali na Ukrainie, niektórzy mają już swoje lata, nie wyjadą. W Kropywnyckim jest jeszcze spokojnie, nie ma nalotów, nie słychać syren. Wszyscy się jednak martwimy, bo widzimy, że Rosja nie waha się ostrzeliwać miast – mówi Serhij.
- Wiesz, to jest „lekka” abstrakcja – mówi Leszek. - Dzwoniłem do kumpli, moich pracowników, którzy dziś walczą w obronie swojej ojczyzny. I jeden z nich oznajmił mi w pewnym momencie rozmowy, że właśnie zestrzelili rosyjski samolot… Mówił to spokojnym głosem. Trudno pojąć nam w tej chwili rzeczywistość, w jakiej znaleźli się nasi przyjaciele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

POLITYCY jako dzieci

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl