Publikację „Putin. Wojna” zaprezentowano w siedzibie opozycyjnej partii Parnas w maju 2015 roku. Pomysłodawcą raportu o udziale Rosji w wojnie na Ukrainie w latach 2014-2015 był Borys Niemcow. - Trzeba napisać raport, wydać go w ogromnym nakładzie i rozdawać na ulicach. Opowiemy, jak Putin wszczął tę wojnę. Tylko tak zwyciężymy propagandę - mówił popularny lider opozycji swoim współpracownikom. Nie doczekał końca prac nad raportem – został zastrzelony pod murami Kremla 27 lutego 2015. Niewykluczone, że właśnie sprawa tego raportu była jednym z motywów działania zamachowców. Okazała się być nimi grupa kadyrowców. Zleceniodawców zabójstwa oczywiście nigdy nie ustalono. Publikacja została ukończona przez zespół działaczy opozycyjnych, niezależnych ekspertów i dziennikarzy. „Naszym zadaniem jest opowiedzieć prawdę o ingerencji Kremla w ukraińską politykę” – napisali we wstępie.
Raport składa się z jedenastu rozdziałów: (1) Dlaczego Putin potrzebuje tej wojny; (2) Kłamstwa i propaganda; (3) Jak wzięli Krym; (4) Rosyjski wojsko na wschodzie Ukrainy; (5) Ochotnicy czy najemnicy?; (6) Ładunek 200; (7) Składnica wojskowa Putina; (8) Kto zestrzelił boeinga?; (9) Kto rządzi Donbasem?; (10) Humanitarna katastrofa; (11) Ile kosztuje wojna z Ukrainą?. Same tytuły są na tyle jasne, że wiadomo, czego poszczególne rozdziały dotyczą. Raport jest jednym wielkim oskarżeniem Putina i jego otoczenia o narażanie społeczeństwa rosyjskiego na ogromne koszty społeczne i finansowe wynikające z wojny.
Krym i Donbas
Dlaczego Putin zdecydował się wykorzystać destabilizację polityczną na Ukrainie i obalenie reżimu Wiktora Janukowycza, aby anektować Krym i rozpętać wojnę w Donbasie? „Od jesieni 2011 roku notowania Putina zaczęły wyraźnie spadać. Przed wyborami prezydenckimi w 2012 roku pojawiła się ewentualność, że nie da się zwyciężyć w pierwszej turze. Taki scenariusz stwarzał ryzyko znacznego osłabienia pozycji Putina i zakwestionowania legalności jego władzy. Kierować krajem w tradycyjnym dla niego autorytarnym stylu byłoby znacznie trudniej” – piszą autorzy raportu.
Zamieszczają grafikę pokazującą dynamikę poparcia dla Putina. 2008-2009 to jeszcze 60%. Ale potem następuje spadek i jeszcze w lutym 2014 roku to 45%. Miesiąc później, po zajęciu Krymu, skok do 58%. Zaś w sierpniu 2014 r., po rozbiciu ukraińskiej ofensywy w Donbasie, już 70%. Marzec 2015 roku, a więc po zwycięskiej bitwie o Debalcewe i porozumieniach mińskich – 74%. Mówiąc krótko, w ciągu roku wzrost popularność o ponad połowę.
Zdaniem raportu przygotowania do aneksji Krymu rozpoczęły się jeszcze zanim rewolucja 22 lutego 2014 r. zmusiła do ucieczki z kraju Wiktora Janukowycza. Później ujawnione informacje, także ze strony rosyjskiej, w pełni potwierdziły tę tezę, wiosną 2015 roku wydającą się jeszcze bardzo śmiałą. Aneksja Krymu – przy wielkim wsparciu propagandy - pozwoliła Putinowi wzmocnić mandat do rządzenia, a notowania sięgnęły rekordowo wysokiego poziomu. Krymski sukces miał zaś przekonać Putina, iż także inne obwody Ukrainy, te z dużą grupą ludności rosyjskojęzycznej, są gotowe stać się częścią Federacji Rosyjskiej. „Chodziło faktycznie o tzw. zbieranie ziem ruskich, i to zadanie było dla Putina atrakcyjne, nie zważając na wady tego rozwiązania” – czytamy w raporcie.
Ale pojawia się w publikacji ciekawa teza mająca tłumaczyć decyzję Putina o rozpętaniu wojny w Donbasie. „Konflikt zbrojny został sprowokowany przez niego w celu stworzenia wygodnej pozycji negocjacyjnej z państwami zachodnimi. Rozejm, który może zagwarantować Kreml, może stać się powodem zniesienia sankcji gospodarczych i politycznych przeciwko Rosji, które były nie do uniknięcia po aneksji Krymu” – uważali autorzy raportu „Putin. Wojna”.
Rosjanie na wojnie
Od początku walk w Donbasie Moskwa trzymała się narracji, że to wojna domowa na Ukrainie. Raport Niemcowa i jego współpracowników przeczy tej tezie. Choćby gromadząc w usystematyzowanej formie relacje rosyjskich żołnierzy poszkodowanych w wyniku działań wojennych na Ukrainie. Raport stanowi podsumowanie wcześniejszych publikacji na temat obecności na Ukrainie regularnych jednostek rosyjskiej armii, najemników opłacanych przez Rosję oraz rosyjskiego sprzętu wojskowego. Po stronie tzw. separatystów walczyło ok. 10 tys. „ochotników” z Rosji. Zginąć miało co najmniej 220 obywateli Rosji. Raport przedstawia też dowody na wspieranie tzw. separatystów w Donbasie przez Kreml poprzez dostawy sprzętu wojskowego. Od rosyjskiej armii „separatyści” dostawali duże ilości czołgów T-72, wyrzutnie artylerii rakietowej Tornado, zestawy Pancyr-S czy Buk (z takiej zestrzelono w lipcu 2014 roku malezyjskiego boeinga).
Autorzy publikacji dowodzą, że żołnierze sił zbrojnych Rosji uczestniczyli bezpośrednio w konflikcie w Donbasie. W ocenie raportu ofensywa armii ukraińskiej w sierpniu 2014 roku załamała się właśnie z powodu włączenia się do walk po stronie tzw. separatystów posiłków przybyłych z terytorium FR. Dowodem na to są relacje żołnierzy rosyjskich w niezależnych mediach oraz fakt wzięcia do niewoli przez Ukraińców rosyjskich wojskowych z jednostek położonych w głębi Rosji. Jak wyglądał proceder wysyłania wojskowych do Donbasu? Na żądanie przełożonych żołnierze i oficerowie przed wyjazdem na Ukrainę składali wniosek o bezpłatny bezterminowy urlop. W ten sposób walczyli w Donbasie niejako prywatnie, jako „ochotnicy”.
Do samego Niemcowa zgłosili się przedstawiciele rodzin żołnierzy, którzy zginęli w Donbasie. Szukali pomocy, by otrzymać od resortu obrony rekompensaty za śmierć bliskich. Niemcow dowiedział się od nich, że jadący do Donbasu wojskowi dostawali obietnicę 3 mln rubli (wtedy ponad 200 tys. zł) dla rodziny w razie ich śmierci. Ale to była obietnica ustna. Za to zobowiązanie do zachowania całej sprawy w tajemnicy pod groźbą odpowiedzialności karnej było już przez nich podpisywane na papierze. Odszkodowań więc nigdy nie wypłacono, zaś krewni nawet nie mieli podstaw, by pójść do sądu.
Koszty? Nieważne!
Autorzy raportu pokusili się o próbę oszacowania strat finansowych Rosji związanych z aneksją Krymu i kampanią w Donbasie. Jeśli chodzi o koszty wojny, to współautor raportu, ekonomista Siergiej Aleksaszenko ocenił, że co najmniej 53 mld rubli (1 mld dolarów) z rosyjskiego budżetu zostało przeznaczonych na konflikt na Ukrainie: 21 mld na wysłanie kilku tysięcy „ochotników” do Donbasu, 25 mld na wsparcie „separatystów”, a 7 mld na sprzęt i broń. Kolejne wielkie wydatki to pomoc uchodźcom z terenów objętych walkami (1,5 mld USD). Ale nawet nie bezpośrednie koszty wojny najbardziej obciążyły rosyjską gospodarkę. Jeśli policzyć konsekwencje aneksji Krymu i wojny w Donbasie, choćby nowe zobowiązania socjalne państwa rosyjskiego, skutki sankcji zachodnich czy inflację, to wyszło według autorów raportu nawet 55 mld dolarów.
Raport powstał na bazie źródeł otwartych: publikacji prasowych, doniesień medialnych, wpisów z mediów społecznościowych czy też relacji ustnych. Był skierowany do odbiorców w Rosji, gdzie udział rosyjskiej armii w konflikcie na Ukrainie pozostawał tematem tabu. Jednak jak dziś widzimy, że ani liczne ofiary, ani olbrzymie koszty ekonomiczne wynikające z sankcji i kontrsankcji, ani polityczna izolacja Rosji, ani zerwanie więzów ze społeczeństwem ukraińskim, nie wpłynęły na postawę zdecydowanej większości społeczeństwa rosyjskiego. Putin cieszy się wciąż ogromną popularnością, a obecna wojna z Ukrainą ma poparcie większości Rosjan.
