Dramat wydarzył się pod koniec stycznia. Ofiara – 26 – latek – siedział we wrocławskim areszcie trzy dni. Trafił tu ze szpitala psychiatrycznego w Złotoryi. Już tam próbował się zabić. Chciał się podpalić. Dlatego zbadał go lekarz psychiatra, przepisał leki. Umieszczono go w monitorowanej celi. Przez całą dobę w specjalnym pomieszczeniu oddelegowany strażnik miał patrzyć, co się dzieje. Ma obraz z sześciu kamer, pokazujących sześć cel.
Wszystko, co działo się krytycznego dnia, nagrał monitoring. Wiemy co widać na nagraniu. Kilka minut po godzinie 17 mężczyzna zaczyna się dziwnie zachowywać. Zdejmuje but i wyciąga z niego sznurówkę. - To był but sportowy, więc wyciąganie takiej sznurówki długo trwa – opowiada nam osoba, która widziała nagranie. Nasz rozmówca odniósł wrażenie, że być może chłopak chciał tylko coś zamanifestować, że może nie chciał umierać.
Ale to tylko prywatna opinia człowieka, który widział co się dzieje w celi. Kamera nagrała jak 26-latek przywiązuje sznurówkę do kraty, obwiązuje ją sobie wokół szyi. Siadł na krześle i zaczął się dusić. Minutę i czterdzieści sekund później przestał się ruszać. Można odnieść wrażenie jakby pod sam koniec próbował się ratować, ale był już za słaby. Wszystko widać było na kamerze pokazywał monitoringu.
Czy ten mężczyzna powinien być w ogóle w areszcie? TU PRZECZYTASZ więcej o tej tragedii
Nieżyjący już młody mężczyzna siedział tak uduszony sznurówką jeszcze kilkadziesiąt minut. Tragedię odkrył dopiero kolejny funkcjonariusz, który rozpoczął dyżur w pomieszczeniu z monitorami. Zauważył sznurówkę, przywiązaną do kraty, zbliżył obraz i już wiedział co się stało.
Jak się dowiadujemy, przy okazji tej sprawy, wyszło na jaw, że złamany został regulamin. Choć nie miało to wpływu na tragedię. - Zgodnie z przepisami w pomieszczeniu z kamerami może być tylko dyżurujący strażnik. Swoją służbę w tym miejscu może pełnić tylko godzinę. Żeby cały czas w skupieniu oglądał obraz z cel. Ma na wyposażeniu specjalny „bezpieczny” nóż. Właśnie na takie sytuacje. - Jedynie dowódca zmiany może tam wejść - opowiada nasz rozmówca, znający szczegóły sprawy. Tymczasem między 17.20 a 18.00 w pomieszczeniu pojawiło się trzech nieuprawnionych funkcjonariuszy służby więziennej.
- Straszna tragedia – mówi nasz rozmówca. - Wydarzyła się w areszcie na Świebodzkiej, a to najlepsza jednostka penitencjarna w naszym okręgu – dodaje. Teraz prokuratura i wewnętrzne postępowanie Służby Więziennej odpowiedzą na pytanie jak doszło do dramatu i kto ewentualnie zawinił.
Ale konieczna jest odpowiedź na jeszcze jedno pytanie. Czy do tej tragedii w ogóle musiało dojść? Czy naprawdę 26 – latek powinien był trafić do więzienia. Według naszych informacji, problemy ze zdrowiem psychicznym miał od piątego roku życia. Wiele razy próbował samobójstwa i ratowała go matka.
W Legnicy 21 grudnia ubiegłego roku przeciął przewód gazowy w kamienicy. Został zatrzymany, ale nie trafił do aresztu tylko do szpitala psychiatrycznego. Właśnie wtedy próbował się podpalić. Po kilku tygodniach biegli psychiatrzy orzekli, że mężczyzna może odpowiadać za przestępstwo. Dlatego prokuratura postawiła mu zarzuty. Sąd – na jej wniosek – aresztował go. Trafił do aresztu z zaleceniami, by leczono go psychiatrycznie „w trybie ambulatoryjnym”. Uznano go za osobę zagrożoną samobójstwem, przepisano leki. Pracownicy aresztu pilnowali, by je regularnie zażywał. Trzeciego dnia wydarzył się dramat.
Zobacz także