
Co najmniej 21 miast w Rosji i na okupowanym Krymie nie będzie organizowało 9 maja parad z okazji zwycięstwa ZSRS nad Niemcami w II wojnie światowej. Niezależny portal Wiorstka pisze, że na tej liście są m.in. Kursk, Biełgorod, Kaługa, Riazań, Saratów i Tiumeń. W Pskowie i Wielkich Łukach władze rezygnację z parady tłumaczą troską o samopoczucie żołnierzy, którzy przyjeżdżają z frontu na rehabilitację i odgłosy fajerwerków „odbierają zupełnie inaczej”. Parady nie odbędą się także najpewniej w Krasnodarze i Soczi. Ze „względów bezpieczeństwa” nie będzie ich również w Kerczu i Symferopolu na okupowanym Krymie. Bez parady pozostanie również Sewastopol. Generalnie lokalne władze rezygnują z obchodów Dnia Zwycięstwa tłumacząc się względami bezpieczeństwa.
Rezygnacja z defilad
Na początku kwietnia władze kilku rosyjskich obwodów graniczących z Ukrainą – Biełgorodu, Briańska i Kurska – podjęły decyzję o rezygnacji z organizacji defilady wojskowej z okazji Dnia Zwycięstwa 9 maja. Gubernator Biełgorodu Wiaczesław Gładkow oświadczył, że nie chce „prowokować wroga dużą ilością sprzętu i personelu wojskowego w centrum miasta”. Tym samym sytuacja w Rosji zaczyna przypominać sytuację przegranej armii, gdyż koncentracja wojsk rosyjskich w jakimkolwiek regionie nie oznacza już bezpieczeństwa miejscowej ludności. Wręcz przeciwnie, obecność ta powoduje, że regiony obawiają się, że staną się łatwym celem ukraińskiej kontrofensywy.
Dziś „specjalna operacja wojskowa” Kremla, podczas której planowano zająć Kijów w niecałe dwa tygodnie, po ponad roku zaciętych walk wygląda zupełnie inaczej. Teraz same regiony rosyjskie zostały zmuszone do wzmocnienia postawy obronnej. Co więcej, odwołano inne defilady 9 maja nie tylko w regionach sąsiadujących z Ukrainą, ale także w miastach dość oddalonych od linii frontu, w tym w Pskowie, a nawet w Tiumeniu na Dalekim Wschodzie. W przeciwieństwie do ubiegłego roku, kiedy ukraińskie siły zbrojne nie dysponowały zbyt wieloma bezzałogowymi statkami powietrznymi, regiony te obawiają się teraz ukraińskiego ataku dronów. Główna defilada wojskowa na Placu Czerwonym w Moskwie jednak się odbędzie. Ale to wyjątek.
Klęska projektu Putina
Odwołano marsze Nieśmiertelnego Pułku, podczas których uczestnicy niosą portrety swoich bliskich, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. To był pomysł putinowskiego Kremla mający wzmacniać nacjonalizm. Teraz tego nie będzie, bo mogłyby się nagle na ulicach pojawić tysiące portretów Rosjan poległych na Ukrainie. Choć generalnie widać, że reżim nie chce większych zgromadzeń ludzi, choćby to miało być z powodu świętowania Dnia Zwycięstwa. Warto wspomnieć, że rok temu 9 maja za antywojenne protesty zatrzymano 125 osób.
Ta procesja, która rozpoczęła się w czasach Władimira Putina, jest ważnym narzędziem w militarnej propagandzie Kremla. Jego nagłe odwołanie wiąże się również ze względami bezpieczeństwa, ale innego rodzaju. Rosyjskie władze obawiają się, że ludzie będą nosić portrety swoich bliskich, którzy zginęli już w wojnie z Ukrainą.
Jednak wraz z wymuszonym masowym odwołaniem niektórych wydarzeń z okazji Dnia Zwycięstwa, reżim Putina najwyraźniej strzela sobie w stopę, ponieważ prawie cała rosyjska neoimperialna propaganda opiera się w dużej mierze na tej historycznej dacie. Putin uważa 9 maja za „główne rosyjskie święto”, choć tak naprawdę należy ono do sowieckiej historii. W ten sposób rosyjski prezydent pokazuje, że epoka sowiecka może być dla niego ważniejsza niż okres postsowiecki.
Narzędzie polityków
W okresie powojennym Dzień Zwycięstwa był uważany za jedno z głównych świąt w Związku Sowieckim; jednak jego znaczenie zmieniało się pod rządami różnych przywódców Kremla. Kiedy oficjalna ideologia była zorientowana na przyszłość, jak to miało miejsce za Nikity Chruszczowa, święto to nieco odeszło w cień. Ale potem, w 1965 roku, Leonid Breżniew nadał mu nową skalę: 20 lat po wojnie w całym kraju zaczęto budować gigantyczne pomniki Ojczyzny, zapalono „wieczne światła” i nie tylko. Ta zmiana wektora ideologicznego z przyszłości na przeszłość była spowodowana uświadomieniem sobie, że obietnica Chruszczowa zbudowania „komunistycznego społeczeństwa opiekuńczego” w Związku Sowieckim była nierealna i dlatego uczyniła kult „Wielkiego Zwycięstwa” głównym historycznym filarem.
Następnie, w okresie pieriestrojki pod rządami Michaiła Gorbaczowa, ten kult dawnego zwycięstwa ponownie ustąpił miejsca społecznemu pragnieniu nowej, wolnej przyszłości. Jednak pierwszy prezydent „wolnej” Rosji, Borys Jelcyn, uczynił parady wojskowe 9 maja corocznym wydarzeniem w 1995 roku, co nie miało miejsca nawet w czasach sowieckich. Wraz z dojściem do władzy Putina militarna retoryka „Wielkiego Zwycięstwa” nasila się z każdym rokiem i dziś w Rosji każdy uczeń i przedszkolak jest zmuszany do maszerowania w mundurach wojskowych z czasów II wojny światowej. Moskwa uzasadnia narrację „Wielkiego Zwycięstwa” zarówno ideologiczną jednością wszystkich rosyjskich regionów, jak i imperialnymi ambicjami Kremla, który dąży do przywrócenia globalnych wpływów z czasów sowieckich.
Reżim sięga do przeszłości
Obecna ideologia Kremla opiera się na absolutnym kulcie przeszłości, ponieważ obecne „imperium” nie widzi dla siebie przyszłości. Znamienny jest fakt, że główny atrybut Dnia Zwycięstwa, wstęga św. Jerzego, pojawił się i zaczął być szeroko rozpowszechniany w Rosji dopiero w 2005 roku, jako przeciwwaga dla pomarańczowej wstęgi, która rok wcześniej symbolizowała ukraińską pomarańczową rewolucję. Ale jeśli pomarańczowa wstążka symbolizowała nadzieję na wolną przyszłość, to wstążka św. Jerzego wręcz przeciwnie, oznaczała chęć zachowania imperialnej przeszłości Rosji i walkę z „kolorowymi rewolucjami”. W rezultacie w 2014 roku wstęga św. Jerzego stała się de facto oficjalnym emblematem prorosyjskich rebeliantów na wschodniej Ukrainie, a później jako symbol terrorystyczny została zakazana w wielu krajach posowieckich.
Obecna rosyjska narracja sprowadza się zasadniczo do obsesji, że dzisiejsza wojna z Ukrainą jest kontynuacją II wojny światowej, z mitycznymi „ukraińskimi faszystami” w roli wrogów. Jednak prawdziwa historia jest tutaj całkowicie ignorowana. Na przykład Putin twierdzi, że bez Ukrainy Rosja wygrałaby II wojnę światową, choć wtedy taki obraz był nie do wyobrażenia. A rola zachodnich sojuszników została maksymalnie zminimalizowana lub zniekształcona – do tego stopnia, że sami są porównywani do „faszystów”. W dzisiejszej Rosji zabrania się obiektywnego studiowania wczesnego okresu II wojny światowej (1939–1941), kiedy obowiązywał pakt Ribbentrop-Mołotow.
źr. Radio Free Europe, Jamestown Foundation