Druk pakietów wyborczych, jeszcze przed uchwaleniem ustawy o wyborach korespondencyjnych, zlecił premier. Ostatecznie wybory zaplanowane na 10 maja nie odbyły się, ale rząd liczył, że wydrukowane karty uda się wykorzystać w wyborach za kilka tygodni.
Już wiadomo, że nie będzie to możliwe, ponieważ weźmie w nich udział nowy kandydat - jego nazwiska nie ma na wydrukowanych kartach. 30 milionów kart przygotowanych na majowe wybory trzeba będzie zniszczyć i wydrukować nowe. Cała operacja pochłonie miliony złotych. Ile dokładnie? Kosztów nie chce zdradzić wicepremier Jacek Sasin, który nadzorował przygotowanie wyborów korespondencyjnych.
Opozycja domaga się dymisji Sasina.
Kiedy odbędą się wybory prezydenckie? Tego również nie wiadomo, niemal pewne jest natomiast, że odbędą się w formie mieszanej - tradycyjnej - w lokalach oraz korespondencyjnej. Za wybory w pełni ma odpowiadać PKW.
Datę nowych wyborów musi ogłosić marszałek Sejmu Elżbieta Witek (PiS). Zgodnie z przepisami, marszałek Sejmu ma 14 dni od ukazania się uchwały PKW (z 10 maja) w Dzienniku Ustaw. Ale dotychczas premier nie opublikował jej w Dzienniku Ustaw.
Wybory muszą odbyć się w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia przez marszałek.
Jednocześnie w Senacie trwają pracę nad nową ustawą dotyczącą wyborów prezydenckich. PiS chce, by marszałek Sejmu mogła skracać terminy z kalendarza wyborczego (np. na zbieranie podpisów pod kandydaturami) zapisane w Kodeksie wyborczym.
PiS chce, by wybory odbyły się możliwie szybko - np. w niedzielę 28 czerwca. Ewentualna druga tura odbyłaby się zatem 12 lipca, czyli jeszcze przed końcem kadencji urzędującego prezydenta, która zakończy się 6 sierpnia.
Pod uwagę brane są jeszcze 5 i 12 lipca.
