Majówka trwa, pogoda dopisuje, ale kandydaci do prezydentury nie próżnują: ruszyli w Polskę przekonywać do siebie wyborców. I trudno się temu dziwić, przed nami ostatnia prosta przed finiszem. Jaką mamy dzisiaj polityczną rzeczywistość? Sondaże zwycięstwo w pierwszej turze wyborów wciąż dają Rafałowi Trzaskowskiemu, ale jego przewaga nad Karolem Nawrockim, kandydatem obywatelskim popieranym przez PiS, zmalała do czterech, w niektórych sondażach - ośmiu punktów procentowych. Z piętnastu do dwunastu punktów procentowych spada poparcie dla Sławomira Mentzena. Więc nie ma już raczej szans na mijankę, jak to określali niektórzy, z Karolem Nawrockim. Dalej jest marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który wciąż wierzy, że uda mu się wyprzedzić kandydata Konfederacji. Panowie nie szczędzą sobie zresztą złośliwości.
Podczas ostatniej debaty organizowanej przez „Super Express” Sławomir Mentzen podszedł do Szymona Hołowni zanim ten zadał mu swoje pytanie. Lider Konfederacji wyciągnął telefon i zrobił sobie z Hołownią selfie. Chciał w ten sposób nawiązać do zachowania marszałka Sejmu podczas pogrzebu papieża Franciszka w Watykanie.
Hołownia nie został mu dłużny. Wypomniał Sławomirowi Mentzenowi jego słowa z debaty w Końskich, kiedy Mentzen powtarzał przy każdej odpowiedzi: „Głosujcie na mnie, bo mam największe szanse na wygraną.”
- Chcę zapytać, dlaczego, jeśli nie chcemy, by Tusk dalej rządził Polską i by Trzaskowski wygrał, należy głosować na pana, skoro twierdzi pan, że ma największe szanse na wygraną z nim w drugiej turze? - zapytał Szymon Hołownia. - Dlaczego należy głosować na pana? - dopytywał nieco ironicznie. Między Hołownią i Mentzenem cały czas dochodziło do spięć, w każdym razie widać, że między politykami iskrzy.
Ale wracając do kandydatów, dalej w tym peletonie plasuje się Magdalena Biejat, Adrian Zandberg, Grzegorz Braun, Krzysztof Stanowski, Joanna Senyszyn - wszystkich trzynastu wymieniać nie będziemy. Zostając jednak na chwilę przy Magdalenie Biejat, na ocenę tej kampanii przyjdzie pewnie jeszcze czas, ale trzeba powiedzieć sobie jasno: ona z tego wyścigu na pewno wyjdzie wygrana. Do drugiej tury nie wejdzie, ale na debatach zyskuje, wypowiada się merytorycznie, zadaje trafne pytania, nie plącze się w odpowiedziach. Widać, że ma wiedzę i poglądy. W każdym razie jest wyrazista i jeśli wyborcy nie wiedzieli do tej pory, że ktoś taki jest wicemarszałkiem Senatu, to teraz wiedzą i zapamiętają.
Biejat nie zawiodła także podczas ostatniej, poniedziałkowej debaty, pojawił się na niej Rafał Trzaskowski, którego sztabowcy pewnie zdali sobie sprawę, że nieobecność podczas spotkania kandydatów na rynku w Końskich i zaraz później w TV Republika nie przysporzyła mu zwolenników, bo też wyborcy mogą sobie pomyśleć, że Trzaskowski boi się bezpośrednich starć. Więc tym razem prezydent Warszawy na ringu się stawił i zdaniem wielu zszedł z niego zwycięsko. Tak przynajmniej wynika z sondażu Instytutu Badań Pollster, który zapytał Polaków, kto ich zdaniem wygrał debatę „Super Expressu”. Najwięcej głosów - 31 proc. - zdobył właśnie Trzaskowski, za nim znalazł się Nawrocki - 27 proc. 12 proc. ankietowanych najlepiej oceniło Sławomira Mentzena z Konfederacji, a 7 proc. - kandydatkę Lewicy Magdalenę Biejat.
Rzeczywiście, wydawało się, że Trzaskowski tym razem dał radę. I tu musimy wrócić na chwilę do Końskich. Podczas debaty - nie tej na rynku, a w studiu telewizyjnym - Trzaskowski wypadł poniżej oczekiwań, inna rzecz, że te były wobec niego spore. Komentowano wówczas, że zarówno on jak i Karol Nawrocki, bo panowie zmierzą się pewnie w drugiej turze, „ustali” i tylko tyle. Trzaskowski cierpliwie odpowiadał na pytania konkurentów, nie dał się sprowokować, ale nie błyszczał. Ale też jako lider sondaży był najbardziej atakowany, co ciekawe, także przez kandydatów koalicyjnych partii, czego najwidoczniej nie przewidział.
Z kolei Nawrocki przetrwał, ale głównie dlatego, że nie był sam. Pomogli mu pozostali kandydaci. Odpowiadał na pytania, nie zaliczył gigantycznych wpadek, w sztabie Prawa i Sprawiedliwości zapanowała ponoć euforia, bo mogło być dużo gorzej niż było.
Na pewno w Końskich show skradł Szymon Hołownia, niektórzy mówili nawet: „Szymon pozamiatał”, zapunktowała Magdalena Biejat. W pewnym momencie Karol Nawrocki postawił przed kandydatem KO Rafałem Trzaskowskim tęczową flagę.
- Chciałam zaproponować Rafałowi Trzaskowskiemu, bo właśnie widziałam, że schował tęczową flagę. Ja się jej nie wstydzę, chętnie ją od pana przejmę - stwierdziła Biejat.
Podeszła do Trzaskowskiego i przejęła od niego flagę.
Potem, w sobotnich „Faktach po Faktach” w TVN24 stwierdziła, że nie zdziwiło jej, że Nawrocki wziął ze sobą flagę LGBTQ+.
- Raczej mnie zniesmaczyło, że próbuje znowu grać na wzbudzaniu jakichś niechęci do środowisk LGBT - powiedziała. I dodała, „to też są nasi obywatele i robienie na tym negatywnej kampanii jest po prostu obrzydliwe”.
- Natomiast to, co mnie zdziwiło, to to, że Rafał Trzaskowski zamiast powiedzieć: hej, proszę mnie tu nie próbować zawstydzić, bo ja się tej flagi nie wstydzę, po prostu jednak z pewnym wstydem schował ją pod mównicę - przyznała. - To mnie uderzyło i pomyślałam, że nie zasługują na to przedstawiciele tego środowiska, nie zasługują na to osoby homoseksualne, które przecież żyją w Polsce, domagają się tutaj swoich praw - dodała.
W każdym razie, jej sztabowcy mogli być zadowoleni.
Podczas ostatniej debaty widać było, że kandydaci odrobili lekcje. Tym razem to Trzaskowski pojawił się z flagą, którą ustawił na mównicy. Przerwał Adrianowi Zandbergowi z Partii Razem.
- Panie pośle, zanim odpowiem na pana pytanie, pozwoli pan, że powiem, co tu robi ta polska flaga - stwierdził Trzaskowski.
I dodał, że „to jest polska flaga, z którą pan Karol Nawrocki przyszedł na debatę do Końskich, a potem, jak zgasły światła, porzucił ją na sali, na której dumnie powiewała”.
- Wszyscy wiemy, co to oznacza porzucić flagę na placu boju. Każdy to wie z historii Polski. Każdy, kto interesuje się wojskiem, kto był w harcerstwie. Flagi się po prostu nie porzuca i dlatego ją dzisiaj tutaj mam - oświadczył Trzaskowski. Karol Nawrocki w czasie debaty nie odniósł się do wypowiedzi Trzaskowskiego.
Po debacie był o to pytany przez dziennikarzy. - Chciałem pokazać, że Polska wygrała w Końskich. Polscy żołnierze zatykali polską flagę na Monte Cassino i w wielu innych miejscach, więc Końskie, które zostało zdobyte miało swoją biało-czerwoną flagę. Mam nadzieję, że ta biało-czerwona flaga skłoni Rafała Trzaskowskiego do refleksji o Polsce - odpowiedział.
To był niezły strzał. Według wiceszefa MON Cezarego Tomczyka „nawet sceptycy Rafała Trzaskowskiego piszą, że porzucenie flagi przez Nawrockiego było haniebne”.
- W polityce jest jedna rzecz, której nienawidzę, myślę, że wiele osób myśli tak samo, to jest hipokryzja. Ludzie tacy jak Nawrocki biało-czerwoną flagą wycierali sobie buzię za każdym razem, kiedy było można, a jak przychodzi co do czego i przychodzi moment, że ta flaga jest dla nas ważna, to potraktowali ją jak kawałek materiału, który nie ma żadnego znaczenia. A dla ludzi biało-czerwona flaga ma ogromne znaczenie - komentował w WP. Politycy PiS zgodnym chórem bagatelizowali sprawę.
Podczas ostatniego debatowego starcia Trzaskowski był bardziej ofensywny, Nawrocki wydawał się pewniejszy siebie, Hołownia kocha takie spektakle, więc czuł się jak ryba w wodzie, Biejat nie odpuszczała. Negatywnym bohaterem poniedziałku okazał się Grzegorz Braun.
Adrian Zandberg zapytał go o stanowisko wobec Władimira Putina. Przypomniał, że Braun wcześniej określił premiera Izraela Benjamina Netanjahu jako zbrodniarza wojennego, ale unikał podobnego określenia wobec Putina.
- Nie graniczymy z żydowskim państwem położonym w Palestynie, bo wówczas ludobójcza polityka, reklamowana przez ministrów, rabinów i generałów państwa Izrael, mogłaby łatwo zwrócić się przeciw nam - odpowiedział Braun.
W innej części debaty, Braun rozmawiając z Rafałem Trzaskowskim, zarzucił mu, że pokazał się w publicznej przestrzeni ze „znakiem hańby”. Chodziło mu o żółty żonkil, czyli symbol pamięci o powstaniu w getcie warszawskim. Rafał Trzaskowski stracił cierpliwość, słysząc te słowa.
- O czym pan mówi? Jakiej hańby? To było powstanie w getcie. O czym pan opowiada? To są bohaterowie naszej historii. To jest coś nieprawdopodobnego, ja nie będę tego słuchał - stwierdził kandydat KO i wrócił na swoje miejsce nie kończąc rozmowy z Braunem.
Zareagowała Magdalena Biejat, zapowiedziała, że złoży zawiadomienie do prokuratury w sprawie nienawistnych wypowiedzi Brauna i pewnie to zrobiła.
Na debatach na pewno traci Sławomir Mentzen, w każdym razie, kiedy staje naprzeciw konkurentów, jego blask nieco blednie. Podczas spotkań z wyborcami wypowiada zazwyczaj te same kwestie, na pytania nie odpowiada, przed dziennikarzami ucieka na hulajnodze. W telewizyjnym studiu hulajnogi nie ma i może to sprawia, że kandydat Konfederacji wygląda na lekko zestresowanego, niepewnego. W końcu debata to nie wiec, na który przychodzą wyznawcy i fani.
Jak można się było spodziewać, politycy poszczególnych opcji zachwalali swoich kandydatów, utrzymując, że to oni debatę wygrali, a ci pozostali wypadli dużo gorzej. Komentatorzy, siłą rzeczy bardziej bezstronni, wskazują na Trzaskowskiego, który wziął mały rewanż za Końskie.
Pozostawiając już debaty, których pewnie będzie jeszcze kilka, warto odnotować, że do kampanii, dość niespodziewanie, włączył się prezydent Andrzej Duda. Niespodziewanie, bo wcześniej deklarował, że nie będzie się w nią angażował.
- Prezydent Rzeczpospolitej nie jest od udzielania oficjalnego poparcia żadnemu z kandydatów. (...) Jako obywatel Rzeczpospolitej zrobię wszystko, co w mojej mocy, jeżeli tylko zdrowie pozwoli, żeby pójść na wybory i wziąć w nich osobiście udział, oddać głos, tak jak to przysługuje każdemu obywatelowi, który ma czynne prawo wyborcze - mówił Duda w listopadzie ubiegłego roku.
Tymczasem w ostatnią niedzielę prezydent pojawił się na konwencji Karola Nawrockiego w Łodzi i zażarcie mobilizował działaczy PiS i sympatyków Nawrockiego.
- Musicie się zmobilizować tak, jak zmobilizowaliście się w 2015 a potem w 2020 roku. Musicie powiesić jeszcze więcej banerów, musicie wykonać jeszcze jedną rundkę po sąsiadach - wyliczał prezydent.
Otwarcie wskazał, na kogo odda swój głos w tych wyborach.
- Ja, Andrzej Duda, mający takie same prawa jak wy iść do wyborów i oddać swój głos, zagłosuję na Karola Nawrockiego w tych wyborach, bo wierzę w to, że to jest człowiek, który będzie dążył i będzie czynił wszystko, żeby Polska była państwem uczciwym, żeby Polska była państwem silnym, także na arenie międzynarodowej. Który będzie budował relację euroatlantycką, który będzie politykiem mądrym - oświadczył. W trakcie wystąpienia kilkukrotnie krytykował też obecny rząd.
Na słowa Dudy zareagowali politycy i dziennikarze.
„Andrzej Duda nie tylko zaprzecza sobie… ale dziś zobaczyliśmy też prezydenturę jednej partii, którą chcą kontynuować. Nawrocki=PIS” - napisał Cezary Tomczyk (KO).
Roman Giertych stwierdził, że „Andrzej Duda ciężko walczy o ułaskawienie, ale wygra Trzaskowski i ułaskawień nie będzie”
„Duda. Kabareciarz. »Musimy wygrać uczciwego Prezydenta«. I proponuje Nawrockiego. Kumpla gangsterów” - to Sławomir Nitras (KO).
Anna Maria Żukowska (Lewica): „Całą dotychczasową kampanię Nawrockiego PiS udawał, że to nie jest kandydat PiS. Z kolei prezydent Duda zarzekał się, że nikogo nie poprze, bo prezydent nie powinien się angażować w kampanie wyborcze. Znajduję to bardzo zabawnym”.
„ Prezydent Andrzej Duda właśnie wykonuje ostatnie ruchy pędzlem na obrazie swojej maksymalnie upartyjnionej prezydentury. Jaki początek taki koniec” - skomentował Kamil Dziubka z Onetu.
Janusz Schwertner z portalu Goniec napisał krótko: „To kompromitacja”
O zmianie zdania Dudy w sprawie poparcia dla Nawrockiego na antenie TVN24 wypowiedział się Marcin Mastalerek, szef Gabinetu Prezydenta RP. Jak stwierdził, prezydent „jest konsekwentny, ale zmieniły się okoliczności”.
- Dziś Andrzej Duda, wspierając jednego z kandydatów, Karola Nawrockiego, tak naprawdę wspiera ostatnie 10 lat prezydentury - to jego tłumaczenie.
Co tak naprawdę stoi za decyzją Andrzeja Dudy? Jedni mówią, że prezydent dostał polecenie z Nowogrodzkiej i je wykonał, inni, że myśli o swojej politycznej przyszłości. Kariery międzynarodowej raczej nie zrobi, więc walczy o miejsce na prawicy, a bez Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u właściwie go nie ma. Nie stworzył podczas ostatnich dziesięciu lat swojego zaplecza politycznego, więc pewnie będzie musiał wrócić tam skąd przyszedł. Swoją drogą, tłumaczenia jednych i drugich łączy jeden mianownik - osoba prezesa Kaczyńskiego.
Kolejne pytanie: Czy poparcie Dudy pomoże Nawrockiemu? Politolodzy twierdzą, że, jeśli w pierwszej turze tak, to w drugiej może być dla niego obciążeniem.
Dobrze, ale przed nami najważniejsze dni, kluczowe. Prof. Marek Migalski, politolog, uważa - nie tylko on zresztą - że najwięcej dzieje się pod koniec kampanii. Wtedy wyciąga się z szaf przeróżne teczki, teczuszki, kwity na tego drugiego. To czas kampanii negatywnej, która ma zrazić wyborców do konkurenta. W drugiej turze ludzie głosują przede wszystkim przeciwko komuś, więc trzeba im tego kogoś wystarczająco obrzydzić.
- Dzisiaj nie ma już właściwie wyborców umiarkowanych, nie ma już wyborców środka. Dzisiaj są wyborcy niezdecydowani. Szacuje się, że to mniej więcej 10 do 15 procent w dniu wyborców. Na nich, oprócz tego wszystkiego, o czym mówiłem, czyli twardej polityki, wieloletnich uprzedzeń, albo sympatii, sytuacji materialnej, która przecież tak szybko się nie zmienia, mogą mieć wpływ: skandal obyczajowy, dobrze zrobiona kampania, chociaż nie jeden spot. Ta grupa jest tak naprawdę ostatecznym obiektem działań marketingowych. Cała reszta już podjęła decyzję. Dzisiaj myślę, 75- 80 procent z nas już wie, na kogo zagłosuje. Na większość wyborców nic nie jest w stanie wpłynąć. Natomiast na tych niezdecydowanych może wpłynąć praktycznie wszystko - tłumaczył mi prof. Migalski.
Jak wynika z bada CBOS-u wyborcy niezdecydowani to przede wszystkim kobiety (62 proc. wobec 38 proc. mężczyzn), osoby przeciętnie młodsze niż badani zdecydowani - 61 proc. z nich ma poniżej 45 roku życia, aż połowa wyborców z nich mieszka na wsi (51 proc.)
Teraz trzeba będzie ich do siebie przekonać. Można się więc spodziewać nie tylko debat, kampanijnych wieców, konferencji prasowych, ale i jakiś super newsów. Wielu zastanawia się na przykład, dlaczego Rafał Trzaskowski nie wypomina podczas debat Karolowi Nawrockiemu jego kontaktów ze światem przestępczym. Zdziwieni są zarówno politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy się tego spodziewali, jak i ci koalicji rządzącej. Sztabowcy Trzaskowskiego robią jednak tajemnicze miny. W sztabie Nawrockiego działa Jacek Kurski, ponoć Lecha Kaczyński nazwał go kiedyś „łajdakiem, jakiego świat nie widział”, tak przynajmniej twierdzi Donald Tusk. W każdym razie, to Kurski wyciągnął swego czasu „dziadka z Wermachtu”, w ogóle znany jest z cynizmu i politycznej bezwzględności. Czy będzie siedział z założonymi rękami? Raczej nie.
Emocji więc nie zabraknie, tym bardziej, że to wybory o dużą stawkę. Nie chodzi w nich tylko o prezydenturę, ale o kształt polskiej sceny politycznej na najbliższe lata.
