- Ten wypadek był zaaranżowany przez śląską policję i ratowników medycznych. Chcieliśmy sprawdzić, ile osób i w jaki sposób pomoże poszkodowanym - mówi Mirosław Dybich z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Prowokacja odbyła się w dwóch miastach. Oprócz Katowic również w Zabrzu przy ul. Paderewskiego przy A4.
Podczas prób było różnie, raz oczekiwanie na pomoc trwało krócej, a raz dłuzej. W czasie trzeciej aranżacji, obok przewróconego motocykla przejechał najpierw jeden samochód, potem drugi, piąty, dziesiąty, piętnasty... dopiero po trzech minutach zatrzymało się auto. Wysiedli z niego Stanisław Wysocki i jego żona Lidia.
- Widzieliśmy kiedyś wypadek, ale wtedy już ktoś zajął się poszkodowanymi. Teraz byliśmy sami. Nie mogliśmy po prostu odjechać - przyznaje pan Stanisław.
W pięciu próbach w Katowicach pomocy poszkodowanym udzieliło 14 osób. Aż 3o kierowców nie zatrzymało się ani na chwilę. O wiele lepiej było w Zabrzu. Tam kierujący zatrzymywali się niemalże od razu. W ostatniej próbie na pomoc pośpieszył cały autobus. Co prawda, najpierw jego kierowca próbował odjechać z miejsca wypadku ale powstrzymali go pasażerowie, którzy kazali wrócić do motocyklistów.
Natychmiast po tym, jak kierowcy którzy się zatrzymali by ratować poszkodowanych i zaczynali udzielać pierwszej pomocy, podjeżdżał radiowóz. Policjant informował, że to tylko prowokacja drogowa i dziękował każdemu za godną naśladowania postawę.
- Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym po prostu pojechać dalej i nie pomóc. Zaraz gdy tylko zobaczyliśmy z kolegą wypadek, zaczęliśmy działać - mówi Krzysztof Kochanowski.
Rzeczywiście tak było. Pan Krzysztof i jego kolega Rafał Karaś z Mysłowic, gdy zobaczyli rozwalony na drzewie motor i zakrwawione sylwetki, natychmiast zatrzymali auto. Nie byli jedyni. W oczach kierowców ratujących motocyklistów, prawie za każdym razem pojawiały się łzy ulgi, gdy tylko dowiadywali się, że nikomu nic się nie stało. To prawda, byli zszokowani, ale i szczęśliwi, że okazali się osobami godnymi zaufania.
Obie prowokacje były elementami Kampanii Motocyklowej Śląskiej Policji "Szacunek + Zrozumienie + Rozwaga = Bezpieczeństwo". Za nieudzielenie pomocy poszkodowanym grozi kara nawet do 3 lat więzienia.
Dzielimy się odpowiedzialnością
Prof. Katarzyna Popiołek, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej w Katowicach
Zachowanie kierowców oceniam na czwórkę. Biorąc pod uwagę liczbę osób, które pośpieszyły z pomocą, nie było najgorzej. Spodziewałam się jednak, że w dobie powszechnego uczulania, jak ważna jest pierwsza pomoc, więcej osób zatrzyma się by ratować poszkodowanych. Przyczyny "ucieczki" mogą być różne. Niektórzy z pewnością nie chcieli zrzucać sobie na głowę problemu, spieszyli się, myśleli egoistycznie o swoich sprawach. Inni mogli bać się podstępu, np. myśleli, że motocykliści tylko udają i chcą ukraść im auto. Panuje też tzw. rozproszenie odpowiedzialności - kierowca dochodzi do wniosku, że ulica jest ruchliwa, więc z pewnością ktoś inny tej pomocy udzieli. Na mniejszą liczbę ratujących w Katowicach, wpłynęło też to, że ul. Lotnisko jest rzadziej uczęszczana niż wjazd na A4 w Zabrzu. Kierowcy z Katowic za-pewne myśleli, że nikt nie widzi tego, że nie udzielili pomocy. Natomiast Zabrze to mniejsze miasto niż Katowice, człowiek jest tam mniej anonimowy.
Z kolei osoby, które pomogły, to jednostki z dobrze rozwiniętą postawą prospołeczną i empatią. Te cechy wyniosły z domu rodzinnego. ZIELA
*Marsz Autonomii 2012 ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Wielki koncert Guns N'Roses w Rybniku ZOBACZ ZDJĘCIA, WIDEO