Zdaniem sędzi Anny Kochan, przed trzema laty we wrocławskim zoo „panował pewien bałagan” w sprawach związanych z przestrzeganiem zasad BHP. Ale to nie oskarżony ponosi za to winę.
Do wypadku doszło 16 kwietnia 2015 roku po 7 rano. Pracownik sekcji ptaków i ssaków drapieżnych Ryszard P. miał kosić trawę na wybiegu tygrysów. Tego dnia miało też być budowane specjalne legowisko dla zwierzęcia. Dlatego poszedł tam Stanisław U., kierownik sekcji. Ryszard P. był brygadzistą. Tego dnia rano rozdzielił zadania pomiędzy pracowników. Tygrys powinien być zamknięty w klatce odgrodzonej od wybiegu śluzą i kratą.
- Kiedy tam przyszedłem, Ryszard praktycznie już wchodził – mówił sądowi oskarżony na poprzedniej rozprawie. Zapytał tylko czy wszystko jest w porządku i usłyszał, że tak. Prokuratura zarzuciła mu, że zignorował przepisy BHP. A mówią one, że gdy wchodzi się na wybieg zwierząt drapieżnych to pracownik – z pomocą drugiej osoby – musi sprawdzić czy zwierzę jest zamknięte.
Stanisław U. miał tego nie sprawdzić tylko ograniczyć się do zapewnienia Ryszarda P. Sąd odrzucił tę argumentacje. Stanisław U. na wybieg z tygrysami przyszedł przypadkiem, po drodze na naukową konferencję, która się zaczynała w zoo. W ogóle nie musiał tam być. Miał prawo przypuszczać, że wszystko zostało sprawdzone i asystent już potwierdził, że jest bezpiecznie i poszedł do innych zajęć
Jeszcze jedna ważna kwestia. Oskarżenie nie dowiodło, że była jakakolwiek pisemna instrukcja mówiąca o obowiązku asysty przy wchodzeniu na wybieg tygrysa. To jeden z elementów bałaganu panującego wówczas w zoo. A jeśli nie ma konkretnych spisanych zasad postępowania i jeśli nie ma dowodów, że pracownicy o nich wiedzieli, to nie można skazać kogoś za przestępstwo, które prokuratura zarzucała Stanisławowi U.
W zoo sami pracownicy korzystali z asysty, przy wchodzeniu na wybiegi niebezpiecznych zwierząt, ale robili to bez żadnych nakazów. Ze zwykłego zdrowego rozsądku. A złamanie niespisanych nigdzie norm i zasad bezpieczeństwa nie jest przestępstwem.
Sędzia Kochan wspomniała też w uzasadnieniu wyroku – dodając, że mówi to z bólem – że również sam pokrzywdzony Ryszard P. popełnił błąd, który przyczynił się do tej tragedii.