Z Ukrainy do Poznania po oczy. Poruszająca historia Sergeya i jego psich towarzyszy

Alicja Durka
Alicja Durka
Sergey i Nakir przyjechali z Ukrainy do Poznania, by wspólnie nauczyć się, na czym polega praca psa przewodnika.
Sergey i Nakir przyjechali z Ukrainy do Poznania, by wspólnie nauczyć się, na czym polega praca psa przewodnika. Robert Woźniak
Pies przewodnik w Ukrainie to jeszcze większa rzadkość niż w Polsce. Wytrenowany pies jest więc na wagę złota. Sergey z Ukrainy stracił swojego przewodnika pierwszego dnia wojny. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało. Na pomoc ruszyła poznańska fundacja, która wytrenuje czarnego owczarka niemieckiego o imieniu Nakir. To on będzie oczami Sergeya.

Sergey Gavrilyuk pochodzi z Ukrainy i od ponad trzydziestu lat jest osobą niewidomą. Wzrok stracił w zakładzie pracy, jeszcze w 1989 roku, kiedy pracował jako stolarz. Pewnego dnia z jednej z maszyn urwał się pasek klinowy i uderzył w oczy Sergeya, trwale uszkadzając mu wzrok. Przez kolejne trzydzieści lat musiał sobie radzić sam lub z pomocą innych ludzi.

W Ukrainie praktycznie nie ma psów przewodników, więc Sergey próbował szukać pomocy w krajach całego świata, w tym we Francji i Izraelu. Nikt nie mógł mu jednak pomóc, bo fundacje nie mogą przekazywać zwierząt za granicę. Sergey się jednak nie poddawał i szukał innych możliwości w swoim kraju. W czasach ZSRR, na całym jego terenie było tylko jedno miejsce, w którym trenowano psy przewodników. Obecnie znajduje się na terenie Rosji. W Ukrainie zaś do tej pory nie ma żadnego miejsca, które specjalizowałoby się w treningu psów asystujących.

Po długich poszukiwaniach okazało się jednak, że w jednej ze szkół policyjnych zorganizowano projekt, którego założeniem było wyszkolenie kilku psów dla osób niewidomych i niedowidzących. Szczęśliwie zostały jeszcze dwa nieprzypisane do nikogo psy.

– Pokazali mi dwa psy, z każdym z nich mogłem się zapoznać i przejść, jednak to Plusha była bliższa mojemu sercu, od razu znaleźliśmy wspólny język

- wspomina Sergey i dodaje, że był to dopiero początek, bo po zapoznaniu rozpoczęła się nauka poruszania się z psem i opieki nad zwierzęciem.

Plusha była młodą, biszkoptową suszką rasy golden retriever. Po zakończeniu nauki byli niemal nierozłączni, a Sergey zyskał upragnioną samodzielność. Dzięki pomocy psiej przyjaciółki mężczyzna mógł nawet, po dwudziestu latach od śmierci rodziców, wrócić w rodzinne strony – do Żytomierza. Udało im się wspólnie odwiedzić dom dziadków i cmentarz, a także odnowić kontakt z kuzynostwem i innymi członkami rodziny.

Razem pojechali także w góry i wspięli się na kilka szczytów Karpat po stronie ukraińskiej. W ramach projektu dla osób niewidomych zorganizowano wycieczkę na trzy szczyty: Howerlę, Hora Shpytsi oraz Chomiak. Marsz rozpoczęło dziesięć osób i Plusha. Szczyty zdobył jedynie Sergey ze swoją wierną towarzyszką i jeszcze jedna osoba. Reszta, z różnych powodów, musiała zawrócić wcześniej.

Wyjątkowy pies był wsparciem nie tylko Sergeya, ale także innych osób niewidomych. Gdy on szedł do sklepu, inne osoby trzymały go za plecy i w ten sposób mogli bezpiecznie dotrzeć na miejsce lub wybrać się na spacer.

Czytaj też: Duże kroki małego psa, który ma być przewodnikiem. Poznajcie Głoskę!

Wojna rozdzieliła przyjaciół

Wspólne życie Plushy i Sergeya skończyło się jednak nazbyt szybko. Po dwóch latach wybuchła w Ukrainie wojna. Data 24 lutego wryła się w pamięć wszystkich Ukraińców. Tej nocy Sergey i Plusha byli w Kijowie, przyjechali tam jako wolontariusze do byłej rezydencji Wiktora Janukowycza, byłego prezydenta Ukrainy, gdzie swoją siedzibę miało centrum kynologiczne. Zaproszono ich tam, by pomóc w wyszkoleniu labradora dla niewidomej dziewczyny. Nad ranem, 24 lutego Sergey spał, ale obudziły go głośne wybuchy.

– Wszędzie było czuć zapach ognia i dymu, na korytarzach ludzie biegali i krzyczeli w popłochu. Ktoś kazał mi się ubrać i szybko wyjść. Wołałem Plushę, ale nigdzie jej nie było, nie mogłem jej znaleźć

– mówi Sergey.

Oszołomionego mężczyznę ktoś zaprowadził do łazienki bez okien, która była najbezpieczniejszym miejscem w budynku. Okazało się, że był to nalot. We wspomnieniach Ukraińca, wszędzie było słychać wystrzały i rakiety, wydawało mu się, że to koniec świata.

W centrum kynologicznym, tej strasznej nocy było około 70 psów. Wiele z nich uciekło przez wybite okna albo drzwi pootwierane w popłochu. Gdy sytuacja nieco się uspokoiła, wszyscy wyszli poszukać zwierząt, wiele z nich zginęło, niektóre udało się znaleźć poranione. Podczas poszukiwań w lesie nieopodal, rozpoczął się kolejny atak z powietrza i znów konieczne było znalezienie bezpiecznego schronienia.

Sergey został w jednym z domów nieopodal przez prawie dwa miesiące. Poszukiwania okazały się jednak nieskuteczne. Plushy ani jej ciała nie znaleziono do dziś, choć w poszukiwania włączyła się także telewizja, media społecznościowe i prasa. Nie wiadomo, co się stało z biszkoptową suczką.

Długa droga do domu

Po kilku długich i trudnych tygodniach Sergey postanowił wrócić do domu – do Dniepra. Tam czekała na niego żona i brat. Droga, która zazwyczaj zajmuje około 3 godziny, trwała tym razem cały dzień. Kraj niszczony wojną zmienił się nie do poznania.

Powrót do domu bez ukochanej Plushy był trudny, każdy kąt wydawał się pusty, a miasto zrobiło się obce, niebezpieczne, a w praktyce niedostępne dla niewidomego mężczyzny. Stracił nie tylko najbliższą przyjaciółkę, ale również swoje oczy, swoją jedyną szansę na niezależne życie.

W tym czasie każdy z domowników i przyjaciół miał swoje zajęcia, pracę i obowiązki. Sergey utknął sam w domu, nie mógł pogodzić się z utratą psa i przygnębiającą samotnością w kraju objętym wojną. Sam nie mógł nawet wyjść z domu, nauczył się już funkcjonowania z przewodnikiem przy lewej nodze.

Czytaj też: Poznawanie miasta na czterech łapach, czyli Głoska w redakcji

Szansa na nowe życie

Jeszcze przed wojną, w Charkowie powstało stowarzyszenie, które chciało zacząć szkolić psy przewodników. Wojna jednak pokrzyżowała te plany. Sergey postanowił się jednak odezwać do członków organizacji i intuicja podpowiedziała mu słuszną drogę. Okazało się, że projekt rzeczywiście upadł, ale psy zostały. Jednego z nich postanowiono więc podarować mężczyźnie.

Już kolejnego dnia młody, nieokrzesany, pełen energii, kilkudziesięciokilogramowy, czarny szczeniak owczarka niemieckiego o imieniu Nakir wyskoczył z samochodu i od razu przywitał się z nowym opiekunem. Właścicielka psa przywiozła również całe wyposażenie, ale nie mogła pomóc w szkoleniu, bo musiała wracać do reszty swoich zwierząt.

Problem pojawił się właściwie od razu. Młody pies był bardzo zadbany, ale ze względu na wojnę, nie był w ogóle szkolony do nowej roli. W Polsce takie szkolenie zaczyna się już w pierwszych miesiącach życia psa i trwa blisko dwa lata. Sergey dostał więc psa, ale ze szkoleniem musiał poradzić sobie sam. Zaczął więc od nauki posłuszeństwa, podstawowych komend, ale nie miał doświadczenia w treningu, więc nie obyło się bez siniaków i zadrapań, bo szczeniak nie miał jeszcze obycia w nowej rzeczywistości. Wszystko trzeba było zrobić od początku, ale pies bardzo szybko i chętnie uczył się nowych rzeczy, więc w krótkim czasie mogli przemieszczać się wspólnie po okolicy.

Nie był to jednak wytrenowany pies przewodnik, nie miał też odpowiednich dokumentów i certyfikatów, które uprawniałyby psa np. do wejścia do lekarza czy samolotu. Umiejętności również nie były na poziomie certyfikowanych psów przewodników. Konieczna była pomoc specjalistów. Sergey napisał do wielu organizacji, odezwała się jedna z Francji, która z kolei skontaktowała się z poznańską Fundacją na rzecz Osób Niewidomych Labrador-Pies Przewodnik.

To właśnie prezeska fundacji Irena Semmler wraz z trenerkami zdecydowały, że podejmą się tego zadania, choć na co dzień zajmują się treningiem labradorów należących do fundacji. Z uwagi na wyjątkową sytuację, po długich rozmowach, zrobiono jednak wyjątek.

Sergey przyjechał więc do Poznania w listopadzie, od tego czasu codziennie ćwiczy z Magdą Nowicką, trenerką psów przewodników, która ma również doświadczenie z owczarkami niemieckimi. Kompetencje zdobyte w stolicy Wielkopolski znacząco wpłyną na życie mężczyzny i jego psa. Oboje poznali tu nowe metody treningu. Poza tym wszystko tu jest nowe: miasto, trener, umiejętności, a nawet sposób poruszania się.

Teraz trening idzie znacznie sprawniej, ale jest to wynikiem wielu godzin spędzonych na ćwiczeniach. Niedługo Sergey wraca na święta do domu, ale na pewno nie jest to ostatni pobyt w Poznaniu. W Ukrainie obaj - Sergey i Nakir będą mieli za zadanie utrwalać nowe umiejętności. Za kilka tygodni wrócą, by znów podjąć intensywną naukę. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilka miesięcy przeprowadzony zostanie egzamin na psa przewodnika. Do tego czasu czeka ich jeszcze dużo pracy.

Fundacja potrzebuje jednak wsparcia finansowego. Na ten cel założono specjalną skarbonkę, do której każdy może się dorzucić. Potrzebne jest 25 tysięcy złotych.

W Poznaniu działa Fundacja na rzecz Osób Niewidomych Labrador-Pies Przewodnik, która na co dzień zajmuje się szkoleniem psów, które później zostają psami asystującymi. To wyjątkowa rola, do której psy są specjalnie przygotowywane. Czytaj dalej i zobacz, jak wygląda trening szczeniaków --->

Psy przygotowują się do swojej wyjątkowej roli. Jak wygląda ...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z Ukrainy do Poznania po oczy. Poruszająca historia Sergeya i jego psich towarzyszy - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl