Pan Marian codziennie przychodzi na mostek przy ul. Czechosłowackiej w Gryfinie, aby zobaczyć jaki jest aktualnie poziom wody.
- Nie żebym się bał tej "wielkiej" wody, ale tak raczej z ciekawości - mówi. - Mam ogródek działkowy parę metrów dalej i zastanawiam się, czy go jakoś zabezpieczyć, czy może czasem nie obłożyć domku działkowego workami z piaskiem - przyznaje.
Mówi, że strażacy przyjeżdżają tu codziennie i nawet oni są spokojni.
- Sprawdzają tylko co się dzieje - twierdzi. - Na razie jednak nawet nie zamknęli śluzy przy murze oporowym, to pewnie nie ma jeszcze zagrożenia - wnioskuje.
Kilkaset metrów dalej, tuż przy brzegu Odry swój dom ma pan Tomasz.
- Hoduję tu ryby ozdobne, więc Odrę znam dobrze. Parę lat się jej już przecież przyglądam - opowiada. - Moim zdaniem nic się nie stanie, ale na wszelki wypadek mam worki i piasek i dziś będę się zabezpieczał. Mój dom stoi przecież tuż przy brzegu, ale ja nie mam piwnicy, więc aż tak nawet tych wód gruntowych się nie boję - tłumaczy.
Mówi też, że jeśli już jest jakieś zagrożenie to raczej od podnoszenia się poziomu wód gruntowych a nie zalewania wodą z rzeki.
- Bo są tu rowy melioracyjne, wały i mur oporowy. To nas chroni w razie czego - opowiada i dodaje, że od strażników miejskich dostał jedynie polecenie, aby opróżnić szambo, ale tylko do połowy. - I to pewnie tak na wszelki wypadek - zastanawia się. - Bo jakby coś więcej nam zagrażało to kazaliby całe opróżnić.
Szambelan więc jeździ od domu do domu po Czechosłowackiej w Gryfinie, ale nie ma zbyt dużo roboty, bo szamba w większości są puste.
- Ludzie już wcześniej przezornie sami o to zadbali - twierdzi.
Właśnie do jednej z zamkniętych śluz podchodzi strażak Krzysztof.
- Sprawdzam stan wody i czy śruby są dobrze zakręcone - przyznaje. Nie chce opowiadać jak jest w innych miejscach. - Bo jeszcze coś za dużo powiem i później będą do mnie pretensje - zastrzega.
Wita się tylko przyjaźnie z panem Tomaszem i zapowiada, że za jakiś czas albo on albo kolega znowu tu przyjdą, aby sprawdzić poziom wody.
- Przynajmniej cztery razy dziennie przychodzą tu strażacy i tyle samo razy odwiedzają wszystkie takie miejsca strażnicy miejscy - mówi pan Tomasz. - Pewnie coś powiedzieliby, gdyby rzeczywiście było niebezpiecznie. Żyję z nimi w przyjaźni. Mamy bardzo dobre relacje, pewnie by mnie ostrzegli. Uważam, że jest teraz spokojnie. Nikt na szczęście nie panikuje.
Trochę dalej, za sklepem Lidl, gdzie mieszkańcy najczęściej w weekendy chodzą nad wodę na spacery, idąc wałami przeciwpowodziowymi, można dość do ogródków działkowych. Teraz, kiedy jest tak ciepło, w swoich domkach na działkach mieszkają starsi ludzie, przeważnie emeryci.
- Lepiej nam tu niż w bloku - mówią. - Świeże powietrze, trochę ruchu przy plonach. Jest gdzie odpocząć. Ale dziś już wracamy do domu. Wcześniej jeszcze zabezpieczymy ten nasz domek. Prezes ogródków działkowych dał nam worki i piasek. Zadbał o nas. A my ten nasz domek obłożnymi workami z piaskiem tak na wszelki wypadek. Nie, nie boimy się wody. Ale lepiej się zabezpieczyć niż później żałować - podkreślają.
Józef Zarzycki, który ma swoją działkę tuż przy murze oporowym przy brzegu Odry dziś wspomina jak zalało go w styczniu tego roku.
- Meble, lodówka, szafki - wszystko musiałem wyrzucić, bo nawet po wyschnięciu śmierdziało - mówi. - Szkoda mi tego wszystkiego było.
Ale nie pomstuje, wie, że jego ogródek działkowy jest na terenach zalewowych.
- Wtedy jednak jedna ze śluz była zepsuta - wspomina. - To dlatego pewnie zalało. Na szczęście po dwóch miesiącach, tak gdzieś w marcu czy kwietniku naprawili ją, więc dziś mam mniejszego stracha.
Zbigniew Smolnik też ma działkę w pobliżu.
- Ale dużo dalej od brzegu Odry, więc zupełnie się nie boję o zalanie - twierdzi. - Zresztą teraz wody wyraźnie opadły. O jakieś pół metra. W zeszłym tygodniu w związku z cofką stan wód był większy. Chyba teraz nam natura sprzyja - wzdycha.
Mówi też, że się ubezpieczył po tym styczniowym zalaniu ogródków działkowych.
- Bo ci co byli wtedy ubezpieczeni dostali zwrot za szkody - mówi. - Po co więc ja mam ryzykować.
Trochę bliżej Szczecina, w Żabnicy koło Gryfina nad brzegiem rzeki wędkowanie "idzie pełną parą". - Teraz ryba bierze - mówią wędkarze.
Jan Olbrycht, który nad Odrę " po rybę" właśnie do tego miejsca przychodzi dość często mówi, że na razie nic nad woda się nie zmieniło.
- Większej wody na razie nie widać. Strachu nie ma - przyznaje. - Tydzień temu stan wód był wyraźnie wyższy. Nawet o jakiś metr.
Twierdzi jednak, że może to dzisiejsze wędkowanie jest ostatnie, bo jak przyjdzie fala powodziowa, to pewnie nie będzie można łowić ryb. I nie dlatego, że zaleje brzeg, ale przede wszystkim dlatego, że że woda w rzece będzie zanieczyszczona.