Do swojego wpisu, za który zalała ją fala krytyki, Barbara Kurdej-Szatan odniosła się w rozmowie z „Dużym Formatem”. Aktorka przyznała, że dziś napisałaby to samo, jednak użyłaby „bardziej rozważnych słów”. Pożaliła się też na hejt, który na nią spadł.
"Musiałam się wypowiedzieć jako matka"
– Wtedy dojechałam rozdygotana do domu, zajęłam się swoimi dziećmi, myśląc o tamtych dzieciach: zmarzniętych, zapłakanych, broniących leżącej na ziemi matki... – powiedziała i dodała: „A w sieci już się zaczęło. Na Insta zalała mnie fala obrzydliwych wpisów, groźby z fejkowych kont... (...) nie mają obserwujących, nie mają zdjęcia profilowego, to konta tylko do szerzenia hejtu. Ktoś je uruchomił momentalnie”.
Nawiązując do treści swojego wpisu aktorka podkreśliła, iż żałuje że użyła jednego słowa za dużo. Chodzi o słowo „mordercy”. – To było niepotrzebne, padło w emocjach. Przeprosiłam za to. I przepraszam raz jeszcze. To był błąd – oceniła, wskazując że „są różni policjanci, żołnierze, tak, jak i księża, dyrektorzy czy strażnicy, na pewno są tam tacy, którzy nie mogą na to patrzeć, ale są i bezwzględni, nieczuli”. – Słowa, których użyłam były skierowane do negatywnych bohaterów tego filmu. Nie do całej Straży Granicznej – zapewniła.
– Mój dziadek był żołnierzem i choćby z tego powodu do głowy by mi nie przyszło, aby obrażać całe wojsko czy inne służby mundurowe. Lecz na temat tych konkretnych ludzi musiałam się wypowiedzieć jako matka – podkreśliła.
Skandal wokół Kurdej-Szatan
Przypomnijmy, że skandal wokół Barbary Kurdej-Szatan wybuchł po tym, jak określiła funkcjonariuszy Straży Granicznej mianem "morderców". W związku z jej słowami, Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła dochodzenie z urzędu w sprawie znieważenia funkcjonariuszy.
Aktorka ponosi też zawodowe konsekwencje swoich słów. Na zerwanie współpracy z nią zdecydowała się bowiem Telewizja Polska.
