Kilka dni temu, kiedy okazało się, że Zdrojewskiego zabraknie na liście kandydatów Koalicji Europejskiej do PE, Grzegorz Schetyna oznajmił, że chce namawiać Zdrojewskiego, by ten wrócił do polityki krajowej i pociągnął listę kandydatów do Sejmu. Miałby stanąć do walki z premierem Mateuszem Morawieckim, który zapewne będzie liderem PiS w okręgu wrocławskim. Ale Zdrojewski o takim pomyśle nie chce słyszeć.
- Od wielu miesięcy informowałem Grzegorza Schetynę, że do Sejmu się nie wybieram. I zdania nie zmienię - mówi nam Zdrojewski. I zapewnia, że nie chodzi o to, że obraził się na Grzegorza Schetynę za to, że ten nie umieścił go na liście kandydatów do europarlamentu.
- Mam swoje zasady. Nie wracam do ról, które już pełniłem – tłumaczy Zdrojewski. I dodaje, że jego decyzja związana jest też z tym jak dzisiejszy Sejm wygląda. - Nie widzę się w tym rozkołysanym emocjonalnie parlamencie – mówi. - To miejsce ostrych sporów, nie ma szans na osiąganie kompromisów. A ja jestem człowiekiem pracy pozytywistycznej.
Już w ubiegłym roku – mówi europoseł – informował Grzegorza Schetynę o tej decyzji. Lider PO pytał go wtedy też o kandydowanie do PE. Mówił, że z powodu układów koalicyjnych może być problem z pierwszym miejscem na liście dla Zdrojewskiego. - Odpowiedziałem, że mogę kandydować z dowolnego miejsca – mówi nam były prezydent Wrocławia.
Co dalej? Bogdan Zdrojewski zastrzega, że jest jeszcze kilka dni do ustalenia pełnych list wyborczych i może coś się jeszcze zmieni, jeśli chodzi o jego kandydowanie do Parlamentu Europejskiego.
- Ale już dostałem wiele ciekawych propozycji na dalszą aktywność po odejściu z zawodowej polityki – mów Zdrojewski. - Są ciekawe. Związane są z działalnością jako eksperta w dziedzinie samorządowej i europejskiej - zdradza. Choć przyznaje, że jego marzeniem byłby powrót do pracy naukowej i zajęć ze studentami. Jednak – jak mówi – zbyt dużo czasu upłynęło odkąd odszedł z Uniwersytetu Wrocławskiego i zajął się polityką i mogłoby się to już nie udać.
Zobacz też