Wyrazisty, inteligentny, niektórzy dodają jeszcze - polityk z charyzmą. Ci, którzy za nim nie przepadają mówią, że to nowy bulterier Prawa i Sprawiedliwości, chamski, cyniczny i pozbawiony zasad. Jego zwolennicy wyliczają jednym tchem: świetny mówca, wykształcony, potrafiący pociągnąć za sobą tłumy. I na dowód przywołują wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych - Przemysław Czarnek „jedynka” na liście PiS w wyborach do Sejmu w okręgu nr 6 zdobył ponad 121 tys. głosów - najwięcej ze wszystkich kandydatów.
Na ostatnim kongresie PiS były minister edukacji wszedł do Komitetu Wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości, ponoć na wyraźne polecenie prezesa Kaczyńskiego. Po tym awansie, jak pisze Onet, Czarnek stanie się trzecią, a według niektórych, nawet drugą osobą w partii.
- Przemek będzie pierwszy po Bogu, czyli po Jarosławie Kaczyńskim. Chce budować partię na swoje podobieństwo - mówi jeden z ważnych polityków Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z portalem. Zaznacza też, że Czarnek wcale nie ubiegał się o lepszą pozycję. - Jest typem człowieka, który kiedy dostanie propozycję, to ją przyjmuje. Nie unika odpowiedzialności - przekonuje.
Dotychczas Przemysław Czarnek szefował wojewódzkim strukturom ugrupowania w Lubelskiem, w którym ma mocną pozycję. Teraz wypływa na centralne wody.
„Mariusz Błaszczak i jako jego nieformalny zastępca - Przemysław Czarnek - będą kierować złożonym z 30- i 40-letnich polityków „zarządem operacyjnym” formalnie nazwanym Komitetem Wykonawczym. W ten sposób prezes powierza bezpośrednie kierowanie ugrupowaniem swoim dwóm najbardziej zaufanym przybocznym” - pisze portal.
- Przemysław Czarnek cieszy się zaufaniem przewodniczącego klubu Błaszczaka i Jarosława Kaczyńskiego. Prezes ceni go za wiedzę i umiejętności. Nasi wyborcy go lubią, ma charyzmę i zawsze potrafi się efektownie odwinąć. Błaszczak nie ma tych cech, dlatego niektórzy uważają, że Przemek go wygryzie - podkreśla kolejny rozmówca Onetu.
Na korzyść Czarnka ma działać ponoć także to, że nie należy do żadnej frakcji w PiS i z każdym stara się mieć dobre stosunki.
I, co tu dużo mówić, po przegranych wyborach, bo PiS straciło w nich władzę, Czarnek nie składa broni. To on od początku mobilizował kolegów, którzy długo tkwili w powyborczym szoku.
- Po zwycięskich wyborach prezydenckich nie czekamy na wybory w 2027 roku, tylko przejmujemy władzę. Obiecuję - zapewnił podczas jednego ze spotkań ze swoimi wyborcami. - Po to rozmawiamy codziennie z różnymi naszymi kolegami nie tylko z PSL czy Konfederacji, ale także z innych ugrupowań, którzy też mają coraz więcej problemów z tym, co widzą. Z tym, co robią Tusk i Bodnar, jaki chaos się wprowadza. To się stanie faktem, kiedy wygramy wybory prezydenckie - dodał.
Czarnek od miesięcy przekonuje o zdolnościach koalicyjnych Zjednoczonej Prawicy, choć ani ludowcy, ani politycy Konfederacji o żadnych kuluarowych rozmowach nie słyszeli.
Ale były minister edukacji rośnie w siłę, mówi się, że mógłby zastąpić Mariusza Błaszczaka na stanowisku szefa klubu parlamentarnego PiS, bo ten stanął na czele Komitetu Wykonawczego i trudno mu będzie łączyć te funkcje. Pojawiły się również głosy, że byłby świetnym kandydatem na prezydenta, chociaż na osławionej liście prezesa jego nazwiska ponoć nie ma. Czarnek zdaje się tym nie przejmować: atakuje premiera Tuska, atakuje rząd, przemawia z kościelnej mównicy i zapewnia, że lada moment PiS wróci do władzy.
- Gdyby dzisiaj u prezesa doszło do jakiegoś gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia i nie byłby w stanie kierować partią, to myślę, że walka o przywództwo rozegrałaby się między Przemysławem Czarnkiem a Mateuszem Morawieckim, przy czym większość aktywu pisowskiego poparłaby Czarnka i Morawiecki prawdopodobnie musiałby zabrać zabawki i z nieliczną grupą zwolenników odszedłby z PiS-u. Więc raczej na dziś głównym pretendentem do przejęcia spadku po Kaczyńskim jest dla mnie Przemysław Czarnek, ponieważ on w istocie rzeczy jest taką zmodernizowaną wersją prezesa Kaczyńskiego. Nie Błaszczak, tylko właśnie Czarnek - mówił mi ostatnio prof. Antoni Dudek, politolog.
Cóż, co by nie myśleć o Przemysławie Czarnku, to jedna z najbardziej błyskotliwych politycznych karier ostatnich lat. Kiedy w październiku 2020 roku został nominowany na stanowisko ministra edukacji narodowej, niektórzy z niedowierzaniem kręcili głowami. Ale też Czarnek, były wojewoda lubelski, robił dosłownie wszystko, żeby nie schodzić z pierwszych stron gazet: nazywał marsze równości promocją „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”, usuwał z Urzędu Wojewódzkiego flagę UE, przekonywał, że kobiety muszą rodzić dzieci, bo są do tego „powołane przez Boga”.
- Jestem naprawdę miłym człowiekiem i niezależnie od tego, jakie miałbym zająć stanowisko, będę kochał ludzi - przekonywał Czarek w Polskim Radiu. Oponentów zapewniał, że „będzie się za nich modlił”, a wszystko z uśmiechem na twarzy.
Już wtedy mógł mieć powody do zadowolenia: jego polityczna kariera nabierała tempa, a posłem był dopiero pierwszą kadencję, więc wydawałoby się, że powinien skupić się na zdobywaniu doświadczenia, tymczasem on stanął na pierwszej linii frontu.
- W czasach rewolucyjnych szybko się robi kariery - jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości uśmiecha się znacząco.
I tłumaczy, że Czarnka bardzo skutecznie wypromowały publiczne media. Był wojewodą lubelskim o dość radykalnych poglądach, prawnikiem z wykształcenia, więc świetnie sprawdzał się jako tak zwany ekspert.
- On był zawsze „na łączeniu”, czyli odpowiadał na pytania z Lublina: spokojnie, rzeczowo, nikt na niego nie krzyczał, nikt mu nie przerywał, a w studiu zazwyczaj była wtedy „jatka” - opowiada nasz rozmówca. Więc Czarnek już jako wojewoda zyskał sporą popularność i ogólnopolską rozpoznawalność, ale też ciężko na nią pracował.
Ukończył II Liceum Ogólnokształcące im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lublinie, a w 2001 studia prawnicze na Wydziale Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Potem rozpoczął studia doktoranckie na WPPKiA tej samej uczelni. W 2006 uzyskał stopień doktora nauk prawnych. Habilitował się również na WPPKiA KUL w 2015 roku. W 2003 został zatrudniony w Katedrze Prawa Konstytucyjnego KUL. Pracował także na Akademii Leona Koźmińskiego oraz w Wyższej Szkole Handlowej w Radomiu. W 2020 roku został profesorem uczelni na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Kiedy pięć lat wcześniej, pod koniec 2015 roku, Przemysław Czarnek został wojewodą lubelskim, nawet część działaczy lubelskiego PiS była zaskoczona. Czarnek dotąd nie brylował bowiem na politycznych salonach.
- W życiu nie rozmawialiśmy. Po prostu nie znam tego pana - nie krył jeden z polityków PiS.
Sam Czarnek też mówił, że nie spodziewał się nominacji. Miał ją dostać cztery dni przed powołaniem.
- Jak to się stało, że zostałem wojewodą? Nawet nie wiem. Jakoś tak wyszło - żartował w pierwszych rozmowach z dziennikarzami.
Przemysław Czarnek szybko pokazał, że nie zamierza stronić od rozgłosu i szeroko komentowanych decyzji. W lutym 2016 roku usunął z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego portrety swoich poprzedników z okresu komunistycznego. Z gabinetu zniknęła też flaga Unii Europejskiej. Tłumaczył, że decyzję podjął po tym, jak w UE „została wszczęta jakaś dziwna procedura badania praworządności Polski”.
- Dopóki ja tu urzęduję, ja rządzę tym gabinetem - ucinał pytania.
W lipcu 2018 roku zasłynął złożeniem zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez dra Grzegorza Kuprianowicza, prezesa Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie. Podczas uroczystości w Sahryniu historyk mówił o zamordowaniu tam w 1944 roku Ukraińców przez polskie oddziały partyzanckie. Ówczesny wojewoda lubelski uznał te słowa za „znieważanie narodu polskiego”. Postępowanie zostało umorzone.
Podczas konferencji na KUL mówił z kolei o kobietach, które zostają matkami po 30. roku życia: „Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile tych dzieci można urodzić? To są konsekwencje tłumaczenia kobiecie, że nie musi robić tego, do czego została przez Pana Boga powołana”.
W maju 2019 roku nagrodził samorządowców, którzy głosowali za przyjęciem uchwał anty-LGBT.
Właśnie w związku z tematyką praw osób LGBT nazwisko wojewody lubelskiego coraz częściej zaczęło się pojawiać w mediach. W nagraniu na swoim kanale na YouTube o nazwie „Polska to nie wstyd” o Marszu Równości w Lublinie mówił, że takie inicjatywy służą promocji „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. Bartosz Staszewski, aktywista LGBT i organizator marszu, pozwał Czarnka o zniesławienie i wygrał proces. Wobec Czarnka na KUL wszczęto wówczas postępowanie dyscyplinarne, ale je umorzono.
- Przed wyborami parlamentarnymi pojawił się pomysł, żeby na listy trafili także samorządowcy, bo wiadomo było, że te listy wzmocnią - mówi polityk PiS-u. Czarnek na liście był drugi, zdobył rekordową ilość - ponad 87 tysięcy głosów, tak że przeskoczył nawet „jedynkę”.
Jego medialna aktywność jeszcze wzrosła.
- Były dwie sytuacje, kiedy Jarosław Kaczyński zwrócił na Czarnka uwagę - opowiada nam polityk Prawa i Sprawiedliwości. - Pierwsze, kiedy opozycja wyszła z wotum nieufności wobec ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Czarnek go bronił i bardzo dobrze to zrobił. Jego akcje na pewno poszły wtedy w górę. Potem szukano kogoś, kto doprowadzi do nowelizacji kodeksu wyborczego i dogada się z opozycją co do wyborów 28 czerwca. Padło na Czarnka i wywiązał się z tego zadania znakomicie. Wtedy też zapunktował u prezesa - tłumaczy nasz rozmówca. Tyle tylko, że, jak dodaje, jak komuś idzie tak dobrze, tak szybko pnie się w górę, może potknąć się o własne nogi. I takie potknięcie Przemysław Czarnek zaliczył.
Wiosną 2020 roku poseł wszedł do sztabu wyborczego Andrzeja Dudy.
W czerwcu na antenie TVP Info, odnosząc się do osób reprezentujących środowisko LGBT, apelował: „Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem. Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”.
Po tych słowach prof. Ewa Łętowska, prawniczka i była rzeczniczka praw obywatelskich stwierdziła, że „nie godzi się pracownikowi naukowemu, prawnikowi w ten sposób mówić o ludziach, równości i prawach człowieka”. Czarnek tłumaczył potem, że jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu, ale na jakiś czas zniknął z mediów, po prostu schowano go w kampanii.
Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie, a poseł Czarnek mógł dalej budować swoją polityczną karierę. Kiedy w Zjednoczonej Prawicy doszło do zgrzytów i wydawało się, że Solidarna Polska może opuścić koalicję, typowano go na ministra sprawiedliwości, na którym miałby zastąpić Zbigniewa Ziobrę. Zjednoczona Prawica jednak przetrwała, a Czarnek został szefem nowego, połączonego resortu edukacji i nauki, co opozycja, ale nie tylko - uznała za prowokację.
Jak pisała „Rzeczpospolita”, nominacja posła PiS i byłego wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka na ministra edukacji i nauki wzbudzała wątpliwości nawet wśród niektórych działaczy partii, ponoć pojawiały się głosy, że nie została wystarczająco dobrze „sprawdzona” przez władze Prawa i Sprawiedliwości. Niektórzy z polityków PiS przekonywali, że „minister zmieni swój sposób komunikowania i skupi się na sprawach resortu”. Inni z kolei uważali, że „Czarnek jako ambitny polityk będzie chciał się po prostu budować na swoim stanowisku”.
Oficjalny przekaz był jednak inny.
- To jest profesor, świetny organizator, znakomity człowiek o bardzo wyrazistych poglądach - chwalił go w TVN24 Ryszard Terlecki, szef klubu PiS. Jacek Sasin w RMF FM zaznaczył: - Te poglądy, które ma pan poseł Czarnek, odpowiadają temu, co nasze środowisko polityczne głosi. Czyli, że nie ma miejsca w Polsce, nie ma miejsca w edukacji na narzucanie ideologii.
Wydaje się, że słowo „profesor” miało tu spore znaczenie.
- W Prawie i Sprawiedliwości mamy mało osób ze stopniami naukowymi, a wypadało, żeby minister edukacji i nauki taki miał - tłumaczył nasz rozmówca, polityk Zjednoczonej Prawicy.
Ale co by nie mówić, ta nominacja wywołała burzę. Politycy Lewicy oraz środowiska LGBT protestowali pod hasłem „Żądamy edukacji. Nie indoktrynacji” pod siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Radosław Sikorski, wówczas europoseł Platformy Obywatelskiej, też nie przebierał w słowach.
„Osobom oburzającym się na zapowiadaną nominację Pana Posła Czarnka, profesora KUL, na ministra nauki i szkolnictwa w rządzie PiS sugeruję pod rozwagę, że ten homofob, nieuk i cham będzie personifikacją poziomu umysłowego obecnej władzy oraz jej zaplecza intelektualnego” - napisał polityk.
Przeciwko nominacji Czarnka na stanowisko ministra edukacji i nauki protestowali nie tylko politycy. Osoby ze środowisk naukowych i kulturalnych wystosowały oświadczenie, w którym wyrażają zdziwienie co do decyzji powierzenia tego stanowiska kandydatowi, który „wielokrotnie wykazywał brak szacunku dla godności człowieka”. Sygnatariusze oświadczenia, pod którym podpisało się około 100 osób, zauważają, że kandydatura Przemysława Czarnka na szefa Ministerstwa Edukacji i Nauki budzi zdziwienie w kontekście jego wielu wypowiedzi, w których często „okazywał brak szacunku dla godności człowieka”. Inicjatywa wydania oświadczenia pojawiła się jednocześnie w Warszawie, Krakowie i Lublinie. Wśród osób podpisanych pod nim byli przedstawiciele środowisk liberalnych, jak i konserwatywnych, pracownicy naukowi (UW, KUL, UKSW, PAN, UP, UJ), działacze organizacji pozarządowych, artyści, wybitni publicyści i intelektualiści, osoby przynależące do różnych związków wyznaniowych i grup mniejszościowych.
Protestowali uczniowie, nauczyciele, rodzice. Jak można się było domyślać, bezskutecznie. Przemysław Czarnek objął urząd i sprawował go do wyborów 15 października
Jakim był ministrem edukacji narodowej? Na pewno kontrowersyjnym.
Wciąż miał swoje ulubione tematy, jednym z nich, jak wiadomo, jest społeczność LGBT, o której mówił także jako minister. Kiedy w sobotę 19 czerwca 2021 roku ulicami Warszawy przeszła już po raz dwudziesty Parada Równości, w programie „Jedziemy” skwapliwie to skomentował.
- Widzieliście tam osobników ubranych dziwacznie, mężczyznę ubranego jak kobieta. Czy to są ludzie normalni, państwa zdaniem? - pytał podczas programu.
Dalej było o tym, że „to, co tam się działo, nie ma nic wspólnego z tolerancją i z równością, to fetyszyzowanie i wykrzywianie równości i tolerancji”.
- Ktoś, kto promuje dewiacje, nie ma tych samych praw publicznych jak osoba zachowująca się zgodnie ze standardami - przekonywał.
Słowa ministra, jak zwykle, przyniosły zamierzony efekt. Protestowali politycy opozycji, środowiska akademickie, aktywiści.
Koniec końców opozycja dwa razy (w 2001 i 2003 roku) składała wniosek o odwołanie Czarnka ze stanowiska ministra edukacji i nauki. Minister został jednak obroniony przez sejmową większość.
Wszyscy pamiętają, ile emocji wzbudził słynny już projekt ustawy „Lex Czarnek” dający kuratorom oświaty dużo większą niż wcześniej kontrolę nad szkołami - zarówno publicznymi, jak i prywatnymi, HiT i podręcznik do tego przedmiotu, inne reformy wprowadzane przez Przemysława Czarnka.
Podczas konferencji prasowej przed nowym rokiem szkolnym 2023/2024 Czarnek, wówczas jeszcze minister, mówił, że nowy rok szkolny będzie rokiem „kontynuacji pewnych zmian, kontynuacji reform, kontynuacji programów, które przyjęły się w rzeczywistości szkolnej”. Wyliczał, że ten nowy rok szkolny to także „dodatkowe wynagrodzenie dla nauczycieli i kolejne, dodatkowe, gigantyczne środki dla subwencji oświatowej. Po rekordowym wzroście subwencji oświatowej w tym roku, ponad 11 mld zł, mamy kolejne dobre wieści”.
Obietnic i zapowiedzi nie zrealizował. Po wyborach jego resort przejęła Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej.
Partyjni koledzy zawsze chwalili byłego już ministra edukacji narodowej, tak z sejmowej mównicy, jak na sejmowych korytarzach. Według prezesa Kaczyńskiego, Czarnek jako minister edukacji „walczył z ofensywą głupoty i szaleństwa, by polskiej oświacie przywrócić charakter służby narodowi”. Inni też podkreślali jego zasługi dla polskiego szkolnictwa. Zdanie opozycji jest powszechnie znane. A sami Polacy? Jak oceniali Czarnka jako ministra? Cóż, nie najlepiej, najdelikatniej mówiąc.
Sondaży jest wiele - wszystkie podobne. W tym z 2022 roku, przeprowadzonym przez Ipsos dla OKO.press, 63 proc. badanych oceniało działania Czarnka negatywnie, z czego aż 50 proc. wybrało odpowiedź „zdecydowanie źle”. Doceniało go 28 proc. badanych, 10 proc. mocno chwaliło. Co dziesiąty ankietowany nie miał zdania.
W najnowszym sondażu, który na zlecenie „Wprost” we wrześniu tego roku przeprowadziła pracownia SW Research, zapytano Polaków, kogo uważają za najgorszego ministra edukacji w XXI wieku. Pierwsze miejsce w tym zestawieniu, z dużą przewagą nad pozostałymi politykami, zajął nie kto inny, a Przemysław Czarnek - miał 42,9 proc. wskazań. Na drugiej pozycji uplasowała się Barbara Nowacka, którą w tym niechlubnym zestawieniu wskazało 13,4 proc. badanych. Kolejne miejsca w sondażu to: Roman Giertych (13,1 proc.), Anna Zalewska (5,4 proc.), Joanna Kluzik Rostkowska (2,2 proc.) oraz Dariusz Piontkowski (1,5 proc.). 0,9 proc. ankietowanych wskazałoby kogoś innego, a 3,4 proc. respondentów mianem najgorszego ministra nie oceniłoby żadnego z powyższych polityków. 17,1 proc. nie ma zdania w sprawie.
Ministerialną karierę, póki co, Przemysław Czarnek ma już jednak za sobą. Teraz partia stawia przed nim inne zadania. Czarnek ma jednoczyć partię i pod dyktando prezesa, razem z Mariuszem Błaszczakiem trzymać nad nią pieczę. Ma też krytykować rząd i Donalda Tuska, a to zawsze wychodziło mu świetnie.
Współpraca: Aleksandra Dunajska-Minkiewicz