Przeciwnie. Gdyby Boruc z Dudką czy Żewłakowem siedli do stołu z Młynarczykiem, Bońkiem czy Smolarkiem (pamiętacie aferę na Okęciu?), szybko wpadliby pod stół. A Rooney czy Ronaldo podczas jednej imprezy spożywają pewnie więcej niż Boruc przez miesiąc. Z jedną różnicą: oni w przeciwieństwie do Polaków mimo tego dobrze grają w piłkę.
Boniek zawsze powtarzał, że spokojnie to jest w kościele albo domu starców, a w dobrej drużynie musi wrzeć jak w kotle. Jest czas na taniec i różaniec.
Dlatego, jeśli dany zespół ma sukcesy, nikt nie wyciąga brudów i nie ściga piłkarzy za alkohol. Gdyby Smuda wygrywał mecz za meczem, nikt za skarby nie ujawniłby afer z Peszką, Iwańskim, Borucem i Żewłakowem. Jest źle, więc mamy kozłów ofiarnych. Za którymi nikt nie będzie płakał, bo Żewłakow jest już stary i wolny, zawalał nam ostatnio co drugiego gola. O blamażach Boruca w eliminacjach mundialu 2010 chcemy jak najszybciej zapomnieć. Jednego tylko nie mogę zrozumieć: jak facet, który co chwilę rzuca "k..." i "j...", może zarzucać Smudzie, że ten jest wulgarny?