W poniedziałek decyzję o zakończeniu ekspedycji na K2 podjął jej kierownik Krzysztof Wielicki. Jeszcze w niedzielę wieczorem Adam Bielecki napisał na Twitterze, że razem z Januszem Gołąbem ruszają w górę, by sprawdzić, w jakim stanie są namioty oraz założone wcześniej poręczówki.
Okazało się, że nie można prowadzić akcji górskiej. Liny poręczowe znajdowały się pod grubą warstwą śniegu, namiot w bazie wysuniętej był poszarpany od wiatru. To oznaczało duże prawdopodobieństwo zniszczeń wyżej - w namiotach w obozie pierwszym i drugim. Ponieważ synoptycy zapowiadali jeszcze tylko jedno okno pogodowe przed 20 marca - wejście na wierzchołek do tej daty zalicza się jako zimowe - można by było co najwyżej odbudować zniszczenia, ale o ataku szczytowym nie byłoby już mowy.
Po powrocie Bieleckiego i Gołąba do bazy odbyła się narada uczestników ekspedycji, po niej Krzysztof Wielicki podjął decyzję o jej zakończeniu. I na profilu facebookowym „Polskiego Himalaizmu Zimowego” im. Artura Hajzera podsumował przyczyny, które skłoniły go do ogłoszenia odwrotu. Po pierwsze, był to wynik rekonesansu zespołu Bielecki - Gołąb. Drugi powód to prognoza pogody i brak możliwości zaaklimatyzowania się zespołu pierwszego na wysokości 7200 metrów tak, żeby po powrocie do bazy był on w stanie podjąć atak szczytowy 11 marca.
Kolejną przyczyną rezygnacji z atakowania wierzchołka było zagrożenie lawinowe w górnych partiach drogi do szczytu. Wielicki powiedział, że w ciągu ostatnich ośmiu dni spadło ponad 80 cm śniegu. Było też ostrzeżenie Portalu Ventusky (jedna z najlepszych internetowych aplikacji podających pogodę w czasie rzeczywistym - przyp. red.) o dużych opadach śniegu powyżej 7600 metrów. Krzysztof Wielicki poinformował również o tym, że priorytetem wyprawy jest bezpieczeństwo uczestników.
Warto dodać, że wyprawa od początku nie układała się po myśli polskich himalaistów. Zaczęła się nietypowo, od brawurowej akcji pod Nanga Parbat; dzięki niej polscy wspinacze uratowali Francuzkę Elizabeth Revol. Potem bazę z powodów rodzinnych opuścił Jarosław Bator, a wypadkom ulegli Adam Bielecki oraz Rafał Fronia; ten ostatni musiał wrócić do kraju.
- Na pewno w trudnej sytuacji postawił kolegów Denis Urubko, który bez konsultacji z Krzysztofem Wielickim, łamiąc zasady bezpieczeństwa - nie wziął ze sobą radiotelefonu - najpierw samotnie usiłował atakować wierzchołek, a po nieudanej próbie i powrocie do bazy opuścił wyprawę - powiedział nam Janusz Majer szef programu Polski Himalaizm Zimowy.
Z ostatnim dniem lutego bazę opuścił też jeden z czterech pakistańskich tragarzy wysokościowych Amin, który wymagał badań szpitalnych w związku z chwilową, ale powtarzającą się ślepotą. Z pewnością nie pomogła uczestnikom i opóźniła akcję zmiana drogi atakowania wierzchołka; ze Szlaku Basków na Żebro Abruzzi.
Jak powiedział nam Janusz Majer, apetyty na Górę Gór były duże, ale trzeba też podkreślić, że żadnemu z uczestników nic poważnego się nie stało, nikt nie zginął, a to oznacza, że nadrzędny cel tej wyprawy został osiągnięty. - Szansę na zmierzenie się z K2 zimą dostało kolejne pokolenie wspinaczy. Tym razem się nie udało, ale góra przecież stoi - podsumował Majer.
Dodajmy, że K2 było atakowane zimą tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2002/2003 roku ekipą dowodził tak jak teraz Krzysztof Wielicki, a w roku 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak wysokości 7650 m.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
WIDEO: Poważny program - odc. 6: Mieszkańcy walczą o zapomniany park
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto