Żonobójca z Łazarza: Bezwzględny i okrutny psychopata. Miał 3 żony i 70 narzeczonych

Zbyszek Snusz
Zbyszek Snusz
Prasa szybko okrzyknęła go mianem poznańskiego Landru. Dociekliwi dziennikarze doliczyli się przynajmniej 70 narzeczonych i 3 żon, a bezradna policja próbowała przypisać wiele niewyjaśnionych zbrodni. Zobacz, jak w ręce funkcjonariuszy wpadł Jan vel Franciszek Lange, bigamista, oszust matrymonialny i żonobójca. Sprawdź, co działo się w mieszkaniu przy ul. Małeckiego 4 na Łazarzu. Przejdź dalej --->
Prasa szybko okrzyknęła go mianem poznańskiego Landru. Dociekliwi dziennikarze doliczyli się przynajmniej 70 narzeczonych i 3 żon, a bezradna policja próbowała przypisać wiele niewyjaśnionych zbrodni. Zobacz, jak w ręce funkcjonariuszy wpadł Jan vel Franciszek Lange, bigamista, oszust matrymonialny i żonobójca. Sprawdź, co działo się w mieszkaniu przy ul. Małeckiego 4 na Łazarzu. Przejdź dalej --->Google Street View
Prasa szybko okrzyknęła go mianem poznańskiego Landru. Dociekliwi dziennikarze doliczyli się przynajmniej 70 narzeczonych i 3 żon, a bezradna policja próbowała przypisać wiele niewyjaśnionych zbrodni. W sierpniu 1934 roku w ręce funkcjonariuszy wpadł Jan vel Franciszek Lange, bigamista, oszust matrymonialny i żonobójca.

Gdy 4 sierpnia 1934 roku na polu Kubickich w podgnieźnieńskim Fałkowie zapłonęła szopa, nikt nie mógł nawet jeszcze przypuszczać, że pożar zmagazynowanego w środku zboża już wkrótce wstrząśnie całym międzywojennym Poznaniem.

Olbrzymia łuna ognia zbudziła wszystkich - na polu natychmiast zjawiła się cała wieś: domownicy, sąsiedzi, a także straż pożarna. Ogień udało się opanować szybko. To, co po kilkudziesięciu minutach odkryto w szopie, bez wątpienia długo nikomu nie pozwoliło zasnąć spokojnie. "W czasie akcji ratunkowej natknięto się na części zwłok, które początkowo wzięto za ostatki ze świni. Parę kroków dalej jednak znaleziono spaloną już walizę, w której dokonano strasznego odkrycia. W walizie znajdował się świeży kadłub ludzki! Okazało się, że znaleziony tułów należy do kobiety niedawno zamordowanej. Tułów był bez głowy, rąk i dolnych kończyn" - informował 5 sierpnia "Kurier Poznański".

Dzięki czujności zawiadowcy pobliskiej stacji szybko zwrócono uwagę na dwóch mężczyzn, którzy po godz. 20 przyjechali do Fałkowa pociągiem z Poznania - jeden w wieku około 40 lat, elegancki, drugi zdecydowanie młodszy, również "bardzo przyzwoicie ubrany". Starszy dźwigał dużych rozmiarów walizkę. Żaden nie rozglądał się dookoła. Jak wspominał kolejarz, obaj byli skupieni przede wszystkim na tym, aby jak najszybciej opuścić teren stacji.

Nim na miejscu pożaru pojawiła się straż pożarna, zawiadowca zauważył krzątających się wokół ognia mężczyzn. Ale - co wzbudziło jego niepokój - w żaden sposób nie próbowali go gasić, a wręcz podsycali, donosząc kolejne snopki zboża z z sąsiednich stert. Gdy na polu pojawili się mieszkańcy wsi, po obu nie było już śladu.

Śledztwo w sprawie jakiejś zbrodni

Zawiadowca skojarzył podróżnych ze stacji z mężczyznami na polu i bez zbędnej zwłoki poinformował policję. Podejrzanym nie udało się uciec daleko. Dzięki błyskawicznej akcji funkcjonariusze zatrzymali w Gnieźnie 46-letniego Jana Langego i jego syna Brunona. Już następnego dnia w mieszkaniu przy ul. Małeckiego 4 na poznańskim Łazarzu, gdzie Lange senior mieszkał ze swoją świeżo poślubioną żoną, przeprowadzono rewizję.

"Zjawienie się samochodu policyjnego i całego zastępu władz sądowych wywołało zrozumiałe zbiegowisko ludności, która z natury rzeczy domyślać się zaczęła, iż chodzi tu o śledztwo w sprawie jakiejś zbrodni" - donosił "Kurier Poznański", który przez wiele dni na bieżąco relacjonował, co dzieje się w sprawie, o której huczał wtedy cały Poznań.

Dziennikarze nie szczędzili czytelnikom makabrycznych informacji. "W mieszkaniu, zajmowanym przez Franciszka Langego, panujący tam podejrzany odór rozkładającego się ciała doprowadził do ujawnienia sensacyjnych szczegółów. W piecu znaleziono kończyny poćwiartowanych zwłok kobiecych, a mianowicie ręce i nogi oraz głowę. Zwęglone od ognia części ciała były trudne do rozpoznania, najlepiej zachowana była głowa, aczkolwiek też popalona".

Błękitnobrody ciała rąbał na kawałki, a następnie palił w domowym piecu

Już pierwsze doniesienia prasowe o piecu z ludzkimi szczątkami nasunęły przerażonym mieszkańcom stolicy Wielkopolski skojarzenia z francuskim seryjnym mordercą, który działał w Paryżu w drugiej dekadzie XX wieku. Henri Désiré Landru, zwany też Błękitnobrodym, podając się za wdowca, umieszczał w paryskiej prasie ogłoszenia w celu nawiązaniu kontaktów matrymonialnych. Wysoka śmiertelność mężczyzn na frontach I wojny światowej budziła u Landru nadzieje, że jego anonse spotkają się z przychylnym przyjęciem wielu kobiet. I nie mylił się. Zamożne panie ochoczo odpowiadały na ogłoszenia, a Landru po wyłudzeniu pieniędzy pozbawiał je życia. Ciała rąbał na kawałki, a następnie palił w domowym piecu. W palenisku policjanci znaleźli dwieście dziewięćdziesiąt fragmentów kości oraz wiele zębów. Błękitnobrodego oskarżono o dokonanie 11 zabójstw i skazano na śmierć. W 1921 roku zgilotynowano go w Wersalu.

Jednak to nie tylko piec łączył Langego z Landru. "Potwornego żonobójcę Langego demaskują pewne szczegóły, jako typowego oszusta matrymonialnego. Zbrodniczy proceder uprawiał on przez szereg lat, upatrując ofiary pomiędzy kandydatkami do stanu małżeńskiego ze znaczniejszym majątkiem. Dla zmylenia śladów Lange miał kilka miejsc zamieszkania" - ujawnił po kilku dniach od zbrodni "Kurier Poznański".

Gazety rozpisywały się o "bogatym żywocie zbrodniarza", który po skazaniu w dziewięciu wyrokach sądowych przesiedział już w więzieniach 10 lat. Ministrant, tramwajarz, górnik, kupiec podróżujący, a do tego alkoholik i bigamista - o takich obliczach żonobójcy z Małeckiego można było przeczytać w poznańskiej prasie. Nie da się ukryć, nie był to życiorys kolorowy.

Lange urodził się w 1888 roku w Lubiniu pod Kościanem. Już jako ministrant - w wieku 15 lat - po raz pierwszy został skazany przez sąd za uderzenie kamieniem jednego z rówieśników. Po tym zdarzeniu wyjechał do Westfalii i tam zatrudnił się jako górnik. W 1908 roku trafił na dwa lata do niemieckiego wojska. Wtedy poznał swoją pierwszą żonę - Helenę Jarząbek. Na jej życzenie przeniósł się do Berlina i podjął pracę ze sterami tramwaju. Jednak i ta praca nie trwała długo. Zarobki był zbyt niskie i Lange musiał wrócić do kopalni. Pod koniec 1912 roku ukradł książeczkę oszczędnościową i znowu został skazany przez sąd. W 1916 roku powołano go do pruskiego wojska. Tam też nie zagrzał miejsca. Uciekł z transportu wojskowego i dopuścił się kolejnej kradzieży. Sąd skazał go na 2,5 roku więzienia. Po zwolnieniu, w 1919 roku, wstąpił do wojska polskiego. Był kontrolerem i to dzięki tej pracy, w której sprawdzał wyjeżdżających Niemców, poznał dokładnie okolice Fałkowa, gdzie powrócił po 15 latach ze zmasakrowanym ciałem swojej trzeciej żony.

Jak Jan stał się Franciszkiem

"Współżycie z Heleną było niemożliwe" - zeznawał w sądzie i dodawał: "Usiłowałem znowu popełnić kradzież. Dostałem 3 miesiące więzienia. Pojechałem potem do Westfalii, gdzie pracowałem w tartaku. Potem nielegalnie przeszedłem przez granicę francuską. Wróciłem tą samą drogą do Polski, gdzie urządziłem napad rabunkowy. Lata 1923-1927 przesiedziałem w więzieniu. (...) Po wypuszczeniu z więzienia oddałem córkę do zakładu we Winiarach, syna do rodziny. Wyjechałem i znów popełniłem kradzież. Zostałem ukarany więzieniem od 1927 do 1930 roku. Po zwolnieniu nie wróciłem do Heleny".

Po tych perypetiach Jan Lange ukradł tożsamość swojemu bratu, który kilka lat wcześniej umarł w Australii, i stał się Franciszkiem Lange. "Powodem zmiany była bigamia" - tłumaczył. Kawaler Franciszek Lange zaczął ogłaszać się w prasie, sam też śledził anonse i nawiązywał znajomości z kobietami, które szukały męża. W ten sposób poznał m.in. krawcową Marię Gromadzińską. Wiedząc, że ta dysponuje sporą kwotą pieniędzy, szybko doprowadził do ślubu, który odbył się w... Częstochowie.

"Lange potrafił tak sprytnie pokierować akcją, że na ślubie nie było nikogo z rodziny Gromadzińskiej, a świadkami była służba kościelna" - informował "Tajny Detektyw". Po jakimś czasie Lange zaproponował żonie sprzedaż mieszkania, bo - jak twierdził - w Belgii dostał posadę urzędnika w konsulacie. "Pewnego dnia Langowie zlikwidowali mieszkanie w Poznaniu i udali się na dworzec, celem wyjazdu za granicę. Od tej chwili wszelki ślad po Gromadzińskiej - Langowej zaginął i do dziś dnia nie wiadomo, co się z nią stało. Indagowany później przez rodzinę Gromadzińskiej Lange cynicznie odpowiedział, że żona porzuciła go i wyjechała do kochanka do Belgii. Tymczasem stwierdzono, że Gromadzińska w ogóle granicy polskiej nigdy nie przekroczyła" - donosił "Tajny Detektyw".

Zeznania świadków wskazywały, że Gromadzińska najprawdopodobniej nie przekroczyła nawet progu swojego mieszkania. Sąsiedzi zeznali, że pod koniec lipca 1932 roku usłyszeli w nim krótki bolesny jęk. Po pewnym czasie z mieszkania wyszedł Lange, a w ręku niósł walizkę. Kilka dni później Lange zaczął likwidować mieszkanie, sprzedawał meble i ubrania. Na pytania części znajomych odpowiadał, że żona wyjechała do Bydgoszczy, a innych przekonywał, że umarła w szpitalu.

Choć nigdy nie udało mu się tego udowodnić, cały Poznań był przekonany, że Lange pozbył się swojej drugiej żony, a później wylądował na... bruku. Jego życie znaczyły kolejne włamania, napady i kradzieże. W maju 1934 roku Lange poznał Marię Nowicką, która - podobnie jak druga żona - dysponowała niemałymi pieniędzmi. Nowicka przez pewien czas była gospodynią w domu konsula w Kopenhadze, potem takie same stanowisko zajmowała w domu państwa Turnów w Poznaniu. To tam co jakiś czas odwiedzał ją Lange.

"Przedstawiał się jako kupiec podróżujący firmy Czepczyński. Pracodawcy Nowickiej odnosili się z nieufnością do Langego i sprawdzili nawet, że w firmie Czepczyński on nie pracuje. Przestrzegali więc Nowicką, aby z rezerwą przyjmowała słowa Langego. Ona jednak nie zważała na ostrzeżenia, twierdząc, że zbyt go kocha, aby mu nie wierzyć i ostatecznie zgodziła się na małżeństwo. Nie przeczuwała, że już za kilka tygodni tak strasznie zakończy swe życie" - donosił "Dziennik Poznański".

Zobacz też:

Zakład Karny we Wronkach to największe więzienie w Polsce typu zamkniętego, przeznaczone dla recydywistów penitencjarnych. Na przestrzeni lat obrosło wieloma legendami. Udało nam się dotrzeć do unikatowych zdjęć, które znajdują się w zasobach Narodowego Archiwum Cyfrowego. Jak życie za murami więzienia wyglądało w latach 30. ubiegłego wieku?Czytaj dalej i zobacz zdjęcia --->

Tak kiedyś wyglądało więzienie we Wronkach. Na przestrzeni l...

Maria Nowicka i Franciszek Lange stanęli na ślubnym kobiercu 2 czerwca, po zaledwie dwóch tygodniach znajomości. "Naznaczoną poprzednio godzinę ślubu popołudniową, przesunął Lange o 3 godziny wcześniej tak, że rodzina Nowickiej nie była obecna na obrzędzie zaślubin, co naturalnie było intencją Langego" - informował "Tajny Detektyw".

Po kilku dniach "świeżo upieczony" mąż wyjechał, jak mówił, w sprawach służbowych do Katowic i Wilna. A w rzeczywistości za wyłudzone od swojej drugiej żony pieniądze hulał po Poznaniu. Początkowo małżonkowie mieszkali przy ul. Strusia, jednak po powrocie z "delegacji" Lange podjął decyzję o przeprowadzce na ul. Małeckiego. W mieszkaniu wdowy Rozalii Niemczewskiej małżonkowie wynajmowali duży frontowy pokój z dwoma oknami wychodzącymi na ulicę. Razem z nimi w mieszkaniu pod numerem 7 na trzecim piętrze jeden z pokoi zajmował jeszcze student.

Makabryczna robota krwawego Langego

Szczęście Marii z Nowickich trwało zaledwie trzy tygodnie. Na początku sierpnia na Łazarzu doszło do tragedii, która ujrzała światło dzienne na polu pod Gnieznem. "Jaki przebieg prawdziwy miała zbrodnia w pokoju śmierci przy ul. Małeckiego 4 - tego nie wie nikt. Zbrodniarz twierdzi, że zabił swoją żonę w afekcie po sprzeczce. Ugodził ją krzesłem w głowę i zabił na miejscu. Ale temu wyrafinowanemu twierdzeniu nikt wiary nie daje, wiedząc kim jest Lange" - nie ukrywali dziennikarze "Tajnego Detektywa".

Gdy Lange mordował żonę, w mieszkaniu nie było nikogo poza nimi. "Po zabójstwie zabrał się krwawy Lange do usuwania śladów swej potwornej zbrodni. Rozebrał się do naga, aby krew zamordowanej nie bluznęła na ubranie i rozpoczął makabryczną robotę. Odciął głowę zamordowanej, obie ręce i nogi, i spalił je w piecu kaflowym" - informował "Tajny Detektyw".

Zobacz też:

"Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego - to jedno ze skojarzeń, jakie przychodzi na myśl, po usłyszeniu historii ze wsi Pąchy koło Nowego Tomyśla. To tu we wrześniu 1979 r. Józef Pluta zamordował zabił siekierą Teresę S., jej męża i 13-letnią córkę, którą wcześniej zgwałcił. W stodole obok domu morderca zabił także 80-letniego Wojciecha J.Zobacz, jak wygląda miejsce, w którym popełniono brutalną zbrodnię i poznaj tę tragiczną historię ---> Zobacz też: Przerażające dawne metody leczenia. Dziś wywołają ciarki. Lobotomia, rażenie prądem, wypalanie żelazem. Jak kiedyś leczono pacjentów?

Mroczna tajemnica domu pod Nowym Tomyślem. W masakrze życie ...

Tułów ukrył w wypchanych gazetami i sukienkami walizach. Synowi Brunonowi, którego poprosił o pomoc, wyjaśnił, że musi wywieźć do spalenia komunistyczną bibułę. Gdy wszystko było już gotowe do drogi, do mieszkania wróciła gospodyni. Z jej zeznań wynikało, że tego dnia Lange był bardzo wesoły. "Dużo śpiewał. Po południu około godz. 18 zjawił się przed kamienicą wózek, na który Lange złożył dwie walizy, zamknął drzwi na klucz i opuścił mieszkanie. Z okna gospodyni widziała, że idąc chodnikiem skierował się w stronę ul. Gąsiorowskiego. Ponieważ sądziła, że wyjeżdża do Puszczykowa nie pytała się go o nie" - pisał "Kurier Poznański".

Walizami zainteresował się za to zawiadowca stacji w Fałkowie i to dzięki niemu Lange wpadł w ręce policjantów. Funkcjonariusze w toku śledztwa próbowali połączyć Langego jeszcze z wieloma innymi niewyjaśnionymi zbrodniami. Posypały się oskarżenia. Ustalono m.in., że w latach 20. Jan vel Franciszek Lange przebywał w Bydgoszczy. W tym samym okresie w tym mieście nad Brdą doszło do sześciu bestialskich morderstw. Zginęły młode kobiety, wszystkie były majętne. "Od razu rzuciło się w oczy, że zarówno tło zbrodni bydgoskich, ich przygotowania, jak i wykonania, podobne były zupełnie do morderstwa z ul. Małeckiego 4" - donosił "Tajny Detektyw".

Amoralny psychopata o tendencjach aspołecznych

Langego sprawdzała ponadto policja w Wilnie, gdzie w lesie ponarskim znaleziono resztki poćwiartowanego i nadpalonego tułowia kobiecego. Próbowano go też połączyć ze śmiercią Wandy Dudziakównej, której ciało z 28 ranami kłutymi znaleziono w grudniu 1932 roku na polu pod Żabikowem. "Śledztwo znów nie doprowadziło niestety do ujęcia ani ujawnienia sprawcy. Dopiero teraz, gdy wypłynął na widownię Lange, wszystko przemawia najwyraźniej za tym, że i żabikowska zbrodnia była dziełem potwora spod Fałkowa" - informował "Tajny Detektyw".

Na rozprawie złudzeń nie pozostawiał jeden z biegłych - profesor Horoszkiewicz, który Jana Langego scharakteryzował jako psychopatę amoralnego o tendencjach aspołecznych, a także egoistę bez cienia uczuć społecznych i altruistycznych. Lange - zdaniem biegłego - tkwił w przestępstwach bez przerwy, umiał w mistrzowski sposób wyzyskiwać łatwowierność swych ofiar. Był bezwzględny, okrutny i zimny w przeprowadzeniu swoich celów.

Ostatecznie udało mu się udowodnić tylko morderstwo z Małeckiego 4, za które został skazany na karę śmierci przez powieszenie i utratę praw obywatelskich. "Poznański Landru" nie zawisł jednak na szubienicy. W 1935 roku na mocy amnestii karę śmierci zamieniono mu na dożywotnie więzienie.

"Dziennik Poznański" pisał: "Dotychczas nie widzieliśmy jeszcze na ławie oskarżonych zbrodniarza, któryby w obliczu sprawiedliwości nie załamał się i nie okazał skruchy. Lange jest swego rodzaju wyjątkiem. W ciągu rozprawy nie opuścił go ani na chwilę wisielczy humor i cynizm. Ze spokojem i swadą opowiadał o swym życiu, z cynizmem odzywał się do świadków, z pewnością siebie sprzeczał się z prokuratorem i przewodniczącym. Jednym słowem potwierdział słuszność spostrzeżeń prof. Horoszkiewicza, że tylko osobnik okrutny i zimny potrafi się tak cynicznie zachowywać i tak spokojnie opisywać potworne sceny, jakie miały miejsce w niniejszej sprawie".

Sprawdź też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Żonobójca z Łazarza: Bezwzględny i okrutny psychopata. Miał 3 żony i 70 narzeczonych - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl