Jego ogromna wygrana ma szerszy zakres, niż ktokolwiek przewidywał, bo wywołała falę poparcia ze strony czarnoskórych i latynoskich wyborców.
Trump zmiażdżył swojego przeciwnika
Centralnym punktem jego bitwy było siedem tak zwanych wahających się stanów: Arizona, Georgia, Michigan, Nevada, Karolina Północna, Pensylwania i Wisconsin. Pomimo sondaży wskazujących, że Trump i Harris są „na ostrzu noża”, ten pierwszy zmiażdżył rywalkę, w przeciwieństwie do 2016 r. (wtedy wygrał głosami elektorskimi z Hilary Clinton), także w głosowaniu powszechnym.
Jego triumf nie byłby możliwy bez ogromnego przypływu poparcia ze strony czarnoskórych i Latynosów w tym samym czasie, gdy głosujące kobiety nie były tak szczodre w poparciu dla Kamali Harris.
To zdumiewający moment politycznego odkupienia dla człowieka, który został skreślony na straty po porażce z Joe Bidenem w 2020 r., nim stanął w obliczu bezprecedensowych spraw prawnych i dwóch szokujących prób zamachu.
W przypadku Trumpa jego zwycięstwo oznacza serię pierwszych zwycięstw: Stał się pierwszym byłym prezydentem, który powrócił do władzy od czasu Grovera Clevelanda w 1892 r., pierwszą osobą skazaną za przestępstwo, która została wybrana, a w wieku 78 lat najstarszą osobą wybrany na urząd głowy państwa.
Ankieterzy mylili się i to nie raz
Ankieterzy mylili się, mówiąc, że Trump i Harris idą łeb w łeb.
W wyborach w 2020 r. Biden zwyciężył wśród mężczyzn pochodzenia latynoskiego przewagą 23 punktów procentowych (59% do 36%). I choć Harris zyskała większość Latynosów - 62 proc. - to była ona niższa niż 69 proc. osiągnięte przez Bidena.
Co najważniejsze, Trump pozyskał też czarnoskórych wyborców, ponad dwukrotnie zwiększając swoje poparcie wśród tej grupy demograficznej w stanie Wisconsin w porównaniu z 2020 r.
Ogółem ośmiu na 10 czarnoskórych wyborców poparło Harris, w porównaniu z dziewięciu na 10, którzy wsparli Bidena. Nawet gdy wyniki zaczęły przeważać na korzyść Trumpa, wielu ankieterów utrzymywało, że Harris miała szanse na wygraną.