
76. rocznica urodzin Jerzego Popiełuszki. Jego życie zakończyło się przedwczesną śmiercią z rąk SB
Dr hab. Patryk Pleskot z Instytutu Pamięci Narodowej zaznaczył w rozmowie z portalem i.pl, że zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki było wyrazem bezprawia, które można było dostrzec również podczas procesu jego morderców. Jak wskazał, sprawców potraktowano w sposób niezwykle łagodny.
- Losy oprawców księdza Jerzego Popiełuszki nie były tragiczne. Powiedziałbym wręcz, że to, w jaki sposób potraktowano sprawców zabójstwa, można uznać za kolejny przejaw bezprawia sankcjonowanego przez "ludowy" wymiar sprawiedliwości. Sytuacja była na tyle wyjątkowa, że ci bezpośredni sprawcy zostali zatrzymani, a nawet osądzeni, co w przypadku morderstw politycznych się raczej nie zdarzało. Zawiniła ich buta, poczucie bezkarności i ucieczka świadka koronnego, a przynajmniej taka wersja wydarzeń jest najbardziej rozpowszechniona - powiedział o losach morderców księdza Jerzego Popiełuszki dr hab. Patryk Pleskot z Instytutu Pamięci Narodowej i Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Jak wyglądał proces morderców księdza Jerzego Popiełuszki?
Historyk z Instytutu Pamięci Narodowej zwrócił również uwagę na to, jak wyglądał proces morderców księdza Jerzego Popiełuszki. Podkreślił, że dla komunistów stał się on kolejną areną do głoszenia antykościelnej propagandy, a same wyroki dla zabójców były regularnie zmniejszane.
- "Proces toruński" rozpoczął się bardzo szybko, bo jeszcze w grudniu 1984 roku. Zakończył się stosunkowo szybko, bo w lutym następnego roku. Został on bardzo mocno nagłośniony medialnie, ale przekaz w kraju realizowany był pod dyktando propagandy komunistycznej. Oczywiście podczas procesu przesłuchiwano wszystkich sprawców, czyli Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę, Waldemara Chmielewskiego oraz ich przełożonego Adama Pietruszkę. Proces stał się jednak areną ataku propagandowego na Kościół. Mówiono, że hoduje on przeciwników ustroju takich jak Popiełuszko. Paradoksalnie proces sprawców zabójstwa księdza Jerzego uruchomił więc machinę ataku na kościół, a skazani oczywiście uczestniczyli w tej tragifarsie - powiedział w rozmowie z portalem i.pl dr hab. Patryk Pleskot.
- 7 lutego 1985 roku oskarżonych uznano za winnych i skazano. W "pierwszym rzucie" kary były dosyć wysokie. Główny sprawca Grzegorz Piotrowski dostał 25 lat więzienia, Leszek Pękala - 15 lat, Waldemar Chmielewski - 14 lat. Ich przełożony Adam Pietruszka został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Zaledwie kilkanaście miesięcy później mamy jednak do czynienia z amnestią zorganizowaną przez Czesława Kiszczaka. W teorii miała obejmować opozycjonistów i więźniów politycznych. Kuriozalną sytuacją stało się jednak to, że trzech sprawców również zostało pod tą amnestię podciągniętych. Pietruszce wyrok obniżono do 15 lat pozbawienia wolności, Pękali do 10 lat, a Chmielewskiemu do 8 lat. Rok później, w grudniu 1987 roku ta sama trójka oraz Piotrowski jeszcze raz zostaje podciągnięta pod tą samą ustawę amnestyjną, co było jaskrawo sprzeczne nawet z ówczesnym prawodawstwem. Piotrowskiemu zmniejszono karę po raz pierwszy i z 25 lat zniesiono ją do 15 lat pozbawienia wolności, Pietruszce obniżono wyrok do 10 lat, Pękali do 6 a Chmielewskiemu do zaledwie 4,5 roku - wyjaśnił specjalista z Instytutu Pamięci Narodowej.
Jak wyglądały dalsze losy zabójców księdza Jerzego Popiełuszki?
Historyk opowiedział również o tym, jak wyglądały losy morderców po tym, jak wyszli oni z więzienia. Jak zauważył, po opuszczeniu cel zyskali możliwość w zasadzie spokojnego życia. Wiązała się z tym zmiana danych osobowych, która zapewniła im anonimowość.
- Waldemar Chmielewski wyszedł na wolność w 1989 roku (choć parę lat później przesiedział jeszcze pół roku), zmienił nazwisko i teraz jest postacią anonimową. Leszek Pękala wyszedł na wolność w 1990 roku i również zmienił nazwisko. Ich bezpośredni przełożony Adam Pietruszka opuścił więzienie w 1994 roku. Najdłużej przesiedział główny sprawca, czyli Grzegorz Piotrowski. Wyszedł na wolność w 2001 roku, prosząc wcześniej dziewiętnastokrotnie o przedterminowe zwolnienie. Co ciekawe, w tym mniej więcej czasie wziął udział w konferencji prasowej promującej pismo "Fakty i mity", gdzie obrażał sędziów demokratycznego wymiaru sprawiedliwości, za co w 2002 r. został skazany na 8 miesięcy więzienia (co zamieniono na karę grzywny). Istnieją mocne przesłanki za tym, że Piotrowski publikował później pod różnymi pseudonimami we wspominanych "Faktach i mitach" - powiedział w rozmowie z portalem i.pl dr hab. Patryk Pleskot.
- Wszyscy sprawcy, jeżeli nadal żyją (informacji o ich śmierci nie znalazłem) nie mają kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. Nie ma już żadnych prób pociągnięcia ich do odpowiedzialności po raz kolejny - jest to już prawnie niemożliwe. Po ostatecznym wyjściu z więzień nic złego - przynajmniej w przestrzeni publicznej - im się nie stało - dodał specjalista z Instytutu Pamięci Narodowej.
mm