Adam Baumann nie żyje
Adam Baumann na scenie, jako postać, umierał przynajmniej kilkanaście razy, obsadzano go bowiem nie tylko w rolach komicznych, do których miał wrodzone predyspozycje, ale też w dramatach, o których aktorzy mówią „ciężki kaliber”. Ale raz, w 2009 roku, w realnym życiu umierał naprawdę. I to trzykrotnie, bo jego serce stawało, choć reanimowano go kilka godzin.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
W wywiadzie dla Dziennika Zachodniego kilka lat później opowiadał: „Czułem już tylko ciepło i niebywały spokój, ogromną ulgę. Nie, światełka w tunelu nie widziałem. Ogarnęło mnie natomiast coś, co nazwałbym najwyższym stopniem błogości. Stan nie do opisania. Strach powrócił, gdy otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą pochylone twarze”. To wspomnienie samego Adama, niech będzie jakimś pocieszeniem dla jego przyjaciół i wiernej publiczności.
A publiczność miał rzeczywiście wierną i to w kilku pokoleniach. W jego grze było coś, co niejako odruchowo wzbudzało sympatię odbiorców – ciepły, niski głos, bardzo ruchliwa mimika twarzy i umiejętność przytrzymania naszej uwagi dużej, niż trwała wygłaszana przez niego kwestia. Co zaś do tej sympatii widzów, to aktor miał z nią pewien… kłopot.
Krótko mówiąc: gdy przychodziło mu zagrać naprawdę złego człowieka to, jak mówił, starać się musiał podwójnie. Ale jakże mu się to opłacało! Za rolę Salieriego w „Amadeuszu”, postaci w końcu mocno niesympatycznej, otrzymał Złotą Maskę (potem było jeszcze klika innych). Jego Sajetan w „Szewcach” wspominany jest do dziś, zaś Horodniczy w „Rewizorze” naprawdę jawił się postacią bardziej tragiczną niż „tępym urzędasem z prowincji”. A przecież był jeszcze Caramanchel w „Zielonym Gilu”, Vladimir w „Czekając na Godota”, Ubu w spektaklu „Ubu, słowem Polacy”. Długo by wymieniać…
Adam Baumann nie żyje. W Katowicach zmarł wspaniały aktor Te...
Adam Baumann zagrał ponad 130 ról teatralnych, w tym większość – pierwszoplanowych. Bohaterów z różnych epok, różnego pochodzenia i charakteru. Dobrze czuł się w rolach kostiumowych, ale równie swobodnie w sztukach współczesnych. Grał też w wielu produkcjach filmowych, choć kinematografia nie do końca wykorzystała jego talent i aktorskie rzemiosło. Inna rzecz, że tak bardzo go to chyba nie bolało, bo to scena była jego żywiołem.
Choć aktorem też ponoć nie od razu miał być. W młodości marzył o zawodzie pilota, stan zdrowia na to jednak nie pozwalał. Ale modelarstwem i tematyką lotniczą interesował się do końca życia.
Pochodził z Grudziądza. Tam też debiutował, potem pracował w teatrze w Olsztynie, a ponad czterdzieści lat temu wszedł na scenę Teatru Śląskiego i już u nas został. Urodzony w Dniu Teatru – 27 marca 1948 roku, zmarł 6 września br. Będziemy tęsknić.
