Przypomnijmy. Od zeszłego czwartku przebywają w niej dwaj grotołazi, których w sobotę odciął od wyjścia podnoszący się poziom wody. Ludzie ci nie mają ze sobą jedzenia ani ciepłych ubrań w sytuacji gdy w jaskini jest zaledwie 2-3 stopnie Celsjusza. Co gorsze cały czas nie udało nawiązać się z nimi kontaktu.
Zaginieni nie mają jedzenia
Wiadomo już, że zaginieni to członkowie Klubu Speleologicznego z Wrocławia, którzy w zeszły czwartek weszli do Jaskini Wielkiej Śnieżnej by zbadać jej nowe rejony. To doświadczone osoby. Są członkami Polskiego Związku Alpinizmu.
- Jak wyjaśniali nam ich koledzy, którzy wyszli na powierzchnię, ludzie ci chcieli pokonać nowy niezwykle ciasny korytarz - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. - Bez zbędnego wyposażenia weszli więc w wąską szczelinę i wówczas odcięła ich woda. Mieli ze sobą tylko folie NRC, które pozwalały im troszkę się ogrzać. Jedzenia nie mieli. W tej sytuacji martwimy się o ich życie.
Tatry. Akcja ratunkowa w jaskini. "Może potrwać tygodnie"
Problemem są trujące gazy
Tymczasem nic nie wskazuje na to by ratownicy mieli dotrzeć do poszkodowanych w najbliższych godzinach. Dalej słyszymy, że „akcja może potrwać dni a nawet tygodnie”.
- Od niedzieli „odstrzeliwujemy” kawałki skał tak by poszerzyć drogę do uwięzionych - mówi dziennikarzom Jan Krzysztof. - Udało się oddać kilka serii takich strzałów. Pomiędzy nimi musimy jednak robić przerwy bo wybuchy powodują powstanie tlenku węgla, który jest groźny zarówno dla ratowników jak i poszukiwanych po drugiej stronie.
Dlatego jeszcze wczoraj do Zakopanego dotarła ekipa naukowców z Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie, którzy mają dostarczyć specjalny system do wentylowania podziemi. Jeśli zadziała on w jaskini i będzie wyprowadzać gazy na powierzchnię wówczas ratownicy będą posuwać się w przód szybciej.
Już dziś śmiało można jednak powiedzieć, że w Jaskini Wielkiej Mroźnej pracują najwięksi dostępni specjaliści. Oprócz toprowców są tam ratownicy Horskiej Zachrannej Słuzby ze Słowacji, strażacy z Komendy Miejskiej PSP w Krakowie, wspomniani naukowcy, ratownicy górniczy z Górnego Śląska oraz ratownicy górniczy pracujący na co dzień w KGHM (wydobycie miedzi) na Dolnym Śląsku. Każda z tych grup przywiozła w góry najlepszy sprzęt, ale nie każdy można jeszcze użyć.
Przykładowo do akcji nie włączono jeszcze kamery endoskopowej, która mogłaby zostać przeprowadzona przez zalany tunel i sprawdzić co jest po drugiej stronie.
- Mamy dużo doświadczonych i świetnie wyszkolonych osób- zapewnia naczelnik TOPR. - Dlatego co kilkanaście godzin wprowadzamy na dół nową zmianę wypoczętych ratowników. W samej jaskini zbudowaliśmy też obozowisko gdzie ekipy mogą odpocząć.
Jak dodaje Jan Krzysztof uważa się, że zaginieni nie są dalej jak kilkanaście metrów od poszukiwaczy, ale w warunkach jaskini to naprawdę duża odległość.
To bardzo trudne zadanie...
To jak trudne zadanie czeka ratowników tłumaczy Apoloniusz Rajwa, emerytowany ratownik TOPR i jeden z największych polskich grotołazów. W Jaskini Wielkiej Śnieżnej był on wielokrotnie.
- Na głębokości 500 m gdzie są zaginieni są strasznie ciasne tunele - mówi speleolog. - W wielu miejscach może się tam doczołgać jedna chuda osoba. Nawet gdyby ratownikom udało się dotrzeć do zaginionych to gdy się okaże, że są zaklinowani w skałach to jedna osoba nie będzie mogła ich wyciągnąć.
Jak dodaje Rajwa w tej jaskini doszło już do 5 śmiertelnych wypadków. Są jeszcze szanse, że ci ludzie żyją, ale tylko w sytuacji gdy znaleźli większa przestrzeń gdzie mogą się ruszać i ogrzewać. W takiej sytuacji mogą tam przetrwać nawet ponad tydzień bo będą pili wodę płynąca w jaskini.
