Avengers: Engame RECENZJA. Bracia Russo stanęli na wysokości zadania
Po latach doczekaliśmy się klamry. Marvel przez dekadę konsekwentnie rozbudowywał swoje uniwersum, dając milionom widzów na całym świecie mnóstwo rozrywki, ale i dorzucając w każdym z filmów mały element, który w całość zaczął się układać w "Wojnie bez granic", a ostatecznie dopełnił się w "Endgame". Piąta część Avengers jest jak całe uniwersum. Ma swoje lepsze i gorsze momenty, ale pomimo tego trzeba przyznać, że bracia Russo i scenarzyści (Christopher Markus i Stephen McFeely), dostając "na warsztat" tak wiele postaci i mając na plecach ogromny ciężar oczekiwań, dali radę.
Akcja Endgame rozpoczyna się kilka chwil po przegranej walce z Thanosem i wymazaniu połowy życia we Wszechświecie. W dwóch pierwszych aktach (łącznie można wskazać cztery) widzimy rozbitych Mścicieli, którzy nie potrafią poradzić sobie z tym, że zawiedli. Bracia Russo na tę część filmu poświęcają sporo czasu. Dosyć szczegółowo - jak na blockbustera - pokazują bohaterów po traumie. Nakreślają przemiany, jakie przeszli i nowe role, w których się znaleźli. Okrojona drużyna Avengers dostaje jednak drugą szansę, a raczej jej cień. Wodzeni żądzą zemsty, bezradnością, czy poczuciem, że muszą spróbować, bo "są to winni wszystkim, których tu nie ma", podejmują wyzwanie i rozpoczynają grę, na koniec której tyle czekaliśmy.
Avengers: Akcja się rozkręca
Od tego momentu akcja zaczyna się rozkręcać. Nie zostajemy jednak błyskawicznie wrzuceni w jej wir. Szybsze tempo co jakiś czas przeplatane jest sytuacyjnym gagiem, bolesną stratą, czułym gestem, czy rzewnym spojrzeniem. Scenarzyści konsekwentnie podtrzymują w nas emocjonalny wydźwięk całego filmu. Nie fundują międzygalaktycznego Mad Maxa: Fury Road, ale krok po kroku budują napięcie. Ta strategia sprawdza się doskonale. Czas fajerwerków przychodzi w odpowiednim momencie, a ostateczne starcie to prawdziwy spektakl pełen efektów specjalnych i dobrze poprowadzonej akcji, w którym każdy z bohaterów dostaje swoje pięć minut (niekiedy sekund).
Polscy aktorzy w Avengersach? Czemu nie! Tak wyglądałyby kul...
O ile w przypadku filmów Marvela nie trzeba się martwić o dobre efekty specjalne, tak niektóre z ponad 20 filmów studia miały problem z solidną reżyserią i obsadą. W przypadku Endgame, trzeba przyznać, że zarówno aktorzy grający "starą gwardię" Avengersów, jak i ci, którzy w uniwersum pojawili się niedawno, dają radę. Duża w tym zasługa braci Russo, którzy nie tylko potrafili okiełznać multum wątków i scen akcji, ale i unikalność oraz różność postaci. Steve Rogers nadal jest sztywnym patriotą, który w najcięższych momentach stara się być ostoją dla każdego, Tony Stark, choć od pierwszej części Iron Mana przeszedł długą drogę, wciąż jest bucowatym geniuszem, Thor sypie żartami na prawo i lewo, a Peterowi Parkerowi nie zamyka się buzia, podobnie zresztą jak Rocketowi, który tworzy bardzo dobry duet komediowy z Władcą Piorunów.
Avengers: dialogi pełne patetyzmu
Endgame to jednak nie tylko same plusy. Nie mam na myśli bynajmniej sztuczności budowania głębi postaci, przesadnego patetyzmu w dialogach, czy częstych prób wzruszenia widza poprzez odwołanie do tkliwych epizodów z przeszłości bohaterów, bo to jest niejako wpisane w naturę blockbusterów, ale bezcelowe wtrącanie w akcję pseudonaukowych teorii, które zamiast objaśniać, komplikują, czy zbyt szybkie zwroty akcji, których przyczyny nie zawsze są czytelne. Trzeba także przyznać, że jeśli ktoś nie jest fanem uniwersum, może być znużony długim drugim aktem.
Avengers: Endgame trzyma w napięciu
Ostatecznie Avengers: Endagme można uznać zdecydowanie za godne zwieńczenie dziesięcioletniej przygody z superbohaterami Marvela, czego najlepszym przykładem są pozytywne opinie widzów. Po tylu latach budowania uniwersum spełnić ich oczekiwania nie było łatwo, a jednak się udało. Tak naprawdę w przypadku kina superbohaterskiego to masy są wyrocznią.
Wielu może się to podobać bądź nie, ale Avengers nigdy nie miało na celu spełniania ambicji artystycznych widza, czy pobudzania ich do głębokiej refleksji, to kino czysto rozrywkowe i w dużej mierze w tych kategoriach należy je oceniać. Ten film wypełnia swoją misję. Daje dużo frajdy, wzbudza emocje i trzyma w napięciu. Niektórych może zaboleć zakończenie, ale spokojnie, to nie koniec świata, to tylko koniec pewnego etapu. Przesiadka z jednego autobusu w drugi.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
W PUNKT ODC. 4 - Ile wart jest widz Ekstraklasy?
TYDZIEŃ Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego
