Według państwowych mediów na Białorusi, Raman Pratasiewicz miał przyznać na antenie, że "zachodnie służby bezpieczeństwa" stały za próbą zamachu stanu, którego celem było doprowadzenie do obalenia władz w Mińsku oraz usunięcie z urzędu prezydenta Aleksadra Łukaszenki.
Opozycjonista aresztowany 23 maja po przymusowym lądowaniu samolotu linii Ryaniar w Mińsku w trakcie programu "Markow. Nic osobistego" w telewizji ONT opowiadał też o osobach, które miały planować "fizyczną eliminację" Łukaszenki, konfliktach wewnątrz białoruskiej opozycji oraz nazwiskach organizatorów protestów, które wybuchły po sierpniowych wyborach prezydenckich.
Według rodziny Pratasiewicza, wszystkie wypowiedzi na antenie państwowych mediów zostały na nim wymuszone m.in. za pomocą tortur.
- Oglądanie "wyznań" Pratasiewicza jest bolesne. Jego rodzice są przekonani, że był torturowany. - napisał w mediach społecznościowych białoruski dziennikarz Franak Viacorka. - Ten człowiek jest niewolnikiem reżimu, musimy zrobić wszystko, aby uwolnic jego oraz 460 pozostałych więźniów politycznych. - podkreślił.
W piątek podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim do całej sytuacji odniosła się liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanowska.
- To nie pierwsze nagranie, na którym widzimy człowieka, który kaja się, przeprasza i obwinia o to, co robił. Powinniśmy zrozumieć, w jakiej sytuacji znajdują się te osoby. To wynik brutalnych tortur, dlatego nie powinniśmy wierzyć w ani jedno słowo, które mówią. Raman Pratasiewicz także został zmuszony do ich wypowiedzenia. - powiedziała Cichanowska.
