Jak ustalono w toku procesu, mężczyźni próbując uniemożliwić powstanie reportażu, poturbowali dziennikarza, powalili na ziemię, zniszczyli i zabrali kamerę, a na koniec ukradli jeszcze dwie karty pamięci, na wypadek, gdyby nagranie miało zostać upublicznione.
Oskarżeni od początku nie przyznawali się do winy. Twierdzą, że nie wiedzieli, że mają do czynienia z dziennikarzem. Po drugie: chcieli go usunąć z miejsca wycinki, bo groziło mu tam niebezpieczeństwo.
Sąd im nie uwierzył. W poniedziałek skazał każdego z mężczyzn na karę roku więzienia. Oskarżeni mają też solidarnie wypłacić pokrzywdzonemu 5 tys. zł zadośćuczynienia (doznał powierzchownych urazów głowy i uraz kręgosłupa szyjnego) oraz naprawić szkodę w kwocie ponad 14,3 tys. zł za zniszczenie kamery oraz prawie 5,3 tys. zł za skradzione dwie karty pamięci. W sumie prawie 20 tys. zł.
Wycinka drzew. Kolejne drzewa padają jak muchy [MAPA]
Oskarżeni już w czasie procesu wyrazili skruchę i chcieli pokryć straty. Kary bezwzględnego więzienia się jednak nie spodziewali. Obrońca, która już zapowiedziała apelację, w mowie końcowej wnosiła o umorzenie sprawy lub grzywny. Nawet prokurator żądał kary z warunkowym zawieszeniem wykonania. Sąd uznał jednak, że taka sankcja byłaby nieadekwatna. W jego ocenie zachowanie podsądnych może nie spowodowało poważnych następstw, ale charakteryzowało się znacznym stopniem społecznej szkodliwości.
- Oskarżeni naruszyli wartość konstytucyjną, jaką jest wolność prasy - podkreślał sędzia Szczęsny Szymański w ustnym uzasadnieniu wyroku. - Wolność wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej. Dlatego tak ważne jest, by dziennikarze mogli wykonywać swoją pracę bez żadnych nacisków, bez gróźb, bez obawy przed przemocą. Oskarżeni tę wartość naruszyli. To był główny cel ich działania: uniemożliwienie opublikowanie materiały prasowego, by opinia publiczna nie dowiedziała się o wydarzeniach w Puszczy Białowieskiej.
Wyrok jest nieprawomocny.
Do zdarzenia doszło dzień po tym, gdy Trybunał Sprawiedliwości UE zakazał jakiejkolwiek wycinki w Puszczy w trybie natychmiastowym. 29 lipca 2017 r. pilarze ruszyli ponownie do prac. Dlatego na miejsce przyjechali aktywiści oraz przedstawiciele mediów. Jeden z pracowników zakładu usług leśnych zadzwonił do szefa, ze skargą, że przeszkadza się im w pracy.
Pokrzywdzony operator Telewizji Polsat dopiero zmierzał w to miejsce. Szedł lewą stroną żwirowej drogi rel. Teremiski-Narewka. W pewnym momencie drogę zajechał mu samochód. Wysiadł z niego Andrzej S. i uderzył prawą ręką w wizjer kamery, a lewą pięścią w głowę dziennikarza. Ten włączył kamerę i zaczął uciekać wzywając pomocy. Napastnicy pojechali za mężczyzną, który kilka razy wbiegał do rowu, w obawie przed potrąceniem. Oskarżeni dogonili go, a Dariusz S. przewrócił na ziemię, przygniótł kolanem głowę do ziemi i wykręcił rękę. Napastnicy zabrali kamerę i odjechali.
Według prokuratury po kilku nieudanych próbach odtworzenia nagrania, wyjęli i zabrali dwie karty pamięci. Potem odłożyli zniszczoną kamerę na miejsce zdarzenia.
