Przed Sądem Rejonowym w Chorzowie ruszył proces Ewy G. ze Świętochłowic oskarżonej o zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem oraz wcześniejsze znęcanie się nad zwierzęciem. Akt oskarżenia odczytała prokurator Wioletta Wajnoch-Kaczyca z chorzowskiej prokuratury. O sprawie zrobiło się głośno pod koniec marca 2017 roku, gdy ze stawu Zacisze (dawniej Magiera) w Świętochłowicach wędkarz wyłowił martwego psa. Miał skrępowane łapy i pysk. Wkrótce policja ustaliła, że właścicielką zwierzęcia była 33-letnia świętochłowiczanka. W piątek (23 listopada) ruszył proces.
Ewa G. to matka dwójki dzieci, jest bezrobotna. Utrzymuje się z zasiłku rodzinnego i świadczenia 500 plus. Kobieta przyznała się do winy. Odmówiła składania wyjaśnień. Z wcześniejszych przesłuchań wynika jednak, że Ewa G. adoptowała suczkę Gaję ze schroniska. Był to szczeniak i miał to być prezent dla dzieci. - Pies był zdrowy i na początku nie było z nim żadnych problemów. Na początku 2017 roku Gaja zaczęła jednak robić się agresywna. Potrafiła doskakiwać do mnie i do dzieci - wyjaśniała oskarżona.
Twierdziła, że kontaktowała się ze schroniskiem i chciała oddać psa. Skasowała jednak wiadomości, które wysyłała. Dlaczego nie poszła do weterynarza, by uśpić psa? Mówiła, że „to koszty”, a ona nie miała pieniędzy. Ze względów finansowych nie miała też jedzenia dla czworonoga. Podczas śledztwa pojawił się wątek udziału w zabiciu psa konkubenta Ewy G. - Pawła Z. Para poznała się na Mazurach, a mężczyzna jest ojcem dzieci Ewy G. Przebywa obecnie w Wielkiej Brytanii. Para nie mieszka razem, a mężczyzna okazjonalnie przyjeżdża do Polski. Tak było w święta Bożego Narodzenia w 2017 roku. - Wspólnie wpadliśmy na pomysł, by zabić Gaję. Zabraliśmy z domu taśmę klejącą. Poszliśmy nad Magierę (obecna nazwa stawu to Zacisze). Plan był taki, by skrępować psa i wrzucić go do wody - wyjaśniała wcześniej mieszkanka Świętochłowic. Ze szczegółami opisywała w jaki sposób zamordowano zwierzę. Paweł Z. miał mocno przytrzymać psa kolanem, a Ewa G. związała suczce przednie łapy taśmą, a potem odeszła. - Resztę krępowania psa musiał zrobić Paweł (pies miał też pysk obwiązany smyczą - dop. red.). Słyszałam tylko, że pies skomle i piszczy. Później usłyszałam plusk. Po chwili wrócił do mnie i powiedział, że „już jest po”. Dzieciom i sąsiadom powiedzieliśmy, że Gaja uciekła. Jedynie mama i siostra znały prawdę - mówiła Ewa G. Już w sądzie oskarżona powiedziała, że żałuje tego, co zrobiła. Nie kryła łez.
W piątek zeznawał m.in. wędkarz, który znalazł zwłoki psa oraz sąsiadki Ewy G. Z relacji kobiet wynika, że zwierzę rzeczywiście było zaniedbane, ale - wbrew temu, co mówiła Ewa G. - nie było agresywne.
Zeznawały również lekarki weterynarii, które przeprowadzały sekcję zwłok zwierzęcia. Pytane przez sędziego Wojciecha Krucińskiego, czy ich zdaniem Gaja została zabita ze szczególnym okrucieństwem, bez wahania odpowiedziały, że tak. Z sekcji zwłok wynika, że pies został skatowany i stracił przytomność. Gaja żyła, gdy wrzucono ją do wody, ale prawdopodobnie nie miała świadomości, że tonie. Świadczy o tym to, że w żołądku czworonoga nie stwierdzono wody. Bezpośrednią przyczyną zgonu było utonięcie.
- Gdyby zwierzę nie zostało wrzucone do wody, to najprawdopodobniej i tak by zmarło - zeznawały lekarki.
Ewa G. chciała dobrowolnie poddać się karze (rok więzienia, 10-letni zakaz posiadania zwierząt oraz nawiązka w wysokości 10 tysięcy złotych na cel związany z ochroną zwierząt), ale nie zgodził się na to sąd.
Dodajmy, że oskarżycielem posiłkowym jest Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo Cane reprezentowana przez mecenasa Mateusza Łątkowskiego. Początek procesu obserwowała natomiast grupa obrońców praw zwierząt. Przynieśli ze sobą zdjęcia skatowanej i skrępowanej Gai.
Za zabójstwo psa ze szczególnym okrucieństwem grozi do 5 lat więzienia.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Około 1000 stanowisk do objęcia przez PiS w województwie śląskim
PiS przejął władzę na Śląsku, gdy Wojciech Kałuża zmienił partyjne barwy