"Był wybitny na boisku i poza nim". Koledzy wspominają Janusza Kupcewicza. Legendarny piłkarz Arki Gdynia zmarł w wieku 66 lat

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
To dla nas szok i niedowierzanie. Odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie. Był nie tylko wybitnym piłkarzem, ale także nietuzinkowym, inteligentnym człowiekiem - tak przyjaciele i koledzy z boiska wspominają Janusza Kupcewicza. Legendarny piłkarz Arki Gdynia, który występował na Wybrzeżu także w Lechii Gdańsk, zmarł dziś w nocy, 4 lipca, w wieku 66 lat.

Wybrany został przez kibiców zawodnikiem 90-lecia żółto-niebieskich. Z Arką Gdynia zdobył w 1979 roku Puchar Polski. Grał w ekstraklasie w jej najznakomitszych latach. Był także reprezentantem Polski, pierwszym w dziejach "jedenastki" z Ejsmonda. Przepięknym golem z rzutu wolnego podczas Mundialu w Hiszpanii w 1982 roku w starciu przeciwko Francji przesądził o zdobyciu ostatniego w historii naszej reprezentacji, medalu mistrzostw świata. Mija właśnie czterdzieści lat od tego pamiętnego sukcesu i nie zapowiada się niestety, aby szybko mógł zostać powtórzony.

Na dawnym obiekcie Arki Gdynia przy ul. Ejsmonda był bożyszczem kibiców. Wielu z nich kupowało bilety i zasiadało na trybunach nieistniejącego już niestety, najpiękniej położonego stadionu piłkarskiego w Polsce, aby podziwiać kunszt i popisy właśnie Janusza Kupcewicza. Wraz z innymi, wybitnymi postaciami z tamtego okresu, pod koniec lat 70. ubiegłego wieku i na początku osiemdziesiątych stworzył złotą drużynę, z którą liczono się w całej, piłkarskiej Polsce. Nic więc dziwnego, że na trybunach przy ul. Ejsmonda pojawiały się nadkomplety publiczności. Dziś o takiej frekwencji na meczach żółto-niebieskich można jedynie pomarzyć.

ZOBACZ TEŻ:
W Gdyni król jest tylko jeden. Marcus da Silva przeszedł do historii Arki!

- To była złota era Arki Gdynia i dla mnie to zaszczyt, że mogłem występować w takiej drużynie - wspomina tamte czasy Bogusław Kaczmarek, kolega z boiska Janusza Kupcewicza. - W pierwszej lidze, zwanej dziś ekstraklasą, grało wówczas nie kilku, a co najmniej kilkudziesięciu zawodników, którzy swobodnie byliby w stanie poradzić sobie w silnych rozgrywkach w krajach zachodniej Europy. Poziom był bardzo wysoki.

Jednak z Arką Gdynia w tym doborowym towarzystwie liczyć musiał się każdy. Przyjechała do nas Legia Warszawa z Kazimierzem Deyną i Lesławem Ćmikiewiczem w składzie i została odprawiona 3:0. Wisłę Kraków z Andrzejem Iwanem, Kazimierzem Kmiecikiem i Zdzisławem Kapką rozbiliśmy 4:1. Nie dała nam rady Stal Mielec z Grzegorzem Latą i Henrykiem Kasperczakiem. Ograliśmy ją 2:0. Aby oglądać te legendarne boje i zwycięstwa, na najpiękniej położony w Polsce, dawny stadion Arki Gdynia przy ul. Ejsmonda przychodziły nadkomplety po 20 tysięcy ludzi. Ścisk był taki, że nie było gdzie szpilki włożyć. Ludzie okupowali okoliczne drzewa i dachy stojących przy stadionie wieżowców. Tej atmosfery nigdy nie zapomnę. Łezka w oku się kręci, gdy to wspominam.

Janusz Kupcewicz był w tych złotych czasach reżyserem gry Arki Gdynia i według wielu kolegów z boiska oraz kibiców jej najwybitniejszym zawodnikiem.

- Miałem przyjemność najpierw występować z Nim przez półtorej sezonu, a następnie, po odniesieniu kontuzji, byłem trenerem Janusza - mówi Czesław Boguszewicz, szkoleniowiec, który doprowadził Arkę Gdynia w 1979 roku do zdobycia Pucharu Polski. - Był wybitną postacią, nietuzinkowym graczem, liderem. Dysponował wspaniałą techniką i najwyższej klasy uderzeniem z obu nóg. Jego zmysł taktyczny i przegląd pola były na światowym poziomie. Nie jest przypadkiem, że występował w reprezentacji Polski w czasach, gdy uznawana była za jedną z najsilniejszych w naszej historii. Aby załapać się do kadry u boku takich postaci, jak m.in. Kazimierz Deyna, czy Zbigniew Boniek, trzeba było prezentować światowej klasy umiejętności. Takim właśnie piłkarzem był Janusz Kupcewicz. To szok i niedowierzanie, że odszedł przedwcześnie, tak szybko. Ta informacja spadła na nas, Jego kolegów z boiska, niczym grom z nieba. Jest to czarny dzień nie tylko w historii Arki Gdynia, ale całego wybrzeżowego i krajowego futbolu.

Czesław Boguszewicz znał Janusza Kupcewicza nie tylko z boiska, ale także prywatnie. Przez 35 lat byli sąsiadami, mieszkając w jednym bloku. Bywali u siebie w domu. Spotykali się także po zakończeniu kariery.

- W tym samym bloku mieszkał zresztą Tomek Korynt - mówi Czesław Boguszewicz. - Tak się więc złożyło, że trzech reprezentantów Polski osiedliło się w jednym budynku. Z Januszem wielokrotnie rozmawialiśmy, na różne tematy. Nie tylko o piłce, lecz i o życiu. Był inteligentną osobą, miał swoje zdanie. Potrafił odnaleźć się w każdym towarzystwie. Nie jest przypadkiem, że ukończył studia, co wówczas wśród piłkarzy należało do rzadkości, a nie jest przecież normą także dziś.

Janusz Kupcewicz wprowadzał do Arki Gdynia wielu młodych piłkarzy. Z podziwem patrzyli oni na jego nieprzeciętne umiejętności i rozwijali się u Jego boku.

- To był zawodnik, który nawet, jak niezbyt dużo biegał, i tak był zazwyczaj najlepszy na boisku - zdradził nam dawniej Dariusz Jaskulski, który w Arce Gdynia, jako zaledwie 18-latek, debiutował u boku Janusza Kupcewicza w 1981 roku. - Dysponował taką techniką i przeglądem pola, że tylko rozdzielając piłki do kolegów ze środkowego koła na placu gry potrafił rozmontować obronę przeciwnika.

Janusz Kupcewicz występował także w Lechu Poznań, z którym zdobył mistrzostwo Polski, ponadto w Saint-Etienne, Larisie, a w latach 1986-1988 w Lechii Gdańsk. Po zakończeniu piłkarskiej kariery w 1989 roku w tureckim Adanasporze, ponownie związał się z Arką Gdynia. W bardzo trudnych czasach w klubie, gdy żółto-niebiescy tułali się po niższych ligach i ledwo wiązali koniec z końcem, szkolił młodych adeptów. Do dziś wspominane i owiane są legendą prowadzone przez niego treningi na dawnym "lotnisku" przy ul. Ejsmonda, jak zwane było piaszczyste boisko koło ówczesnego stadionu. W kraju ledwo co uwolnionym od komunistycznego reżimu panowała bieda. W szatni, a w zasadzie baraku, w którym przebierali się przed treningami najmłodsi arkowcy, brakowało czasami nawet wody mineralnej.

Janusz Kupcewicz potrafił jednak w tych ciężkich warunkach zaszczepić chłopcom trenującym przy ul. Ejsmonda miłość do piłki nożnej i żółto-niebieskich barw. Na treningi często przynosił kupowane za własne pieniądze napoje i jedzenie. Urządzał po zajęciach konkursy rzutów karnych, a zwycięzcę obdarowywał czekoladą, która była w tamtych czasach rarytasem. Pomagał też młodym chłopcom sprzętowo.

Z Arką Gdynia związany był następnie m.in. jako doradca ds. sportowych i klubowy skaut. W pierwszej drużynie żółto-niebieskich debiutował jego młodszy syn Arkadiusz. Starszy, Sebastian, także trenował piłkę nożną.

Jak poinformowali w komunikacie działacze Arki Gdynia, pogrzeb Janusza Kupcewicza odbyć ma się w Olsztynie. Data nie jest jeszcze znana. Cześć Jego pamięci!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl