Jorja Halliday, 15-latka z brytyjskiego Portsmouth, zmarła na COVID-19 w szpitalu w dniu, w którym miała przyjął szczepionkę. Według rodziny dziewczyna nie miała wcześniej żadnych znanych problemów ze zdrowiem, była aktywna i towarzyska, trenowała kick-boxing. Historię Jorji opisał m.in. serwis telewizji ITV News.
Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Nastolatka miała objawy podobne do grypy. Test na koronawirusa dał wynik pozytywny i Jorja musiała być izolowana w domu. Objawy zaczęły się nasilać. Zaczęły się kłopoty z przełykaniem. Ból gardła nie pozwalał normalnie jeść. Podanie antybiotyku nie poprawiło sytuacji. Jej tętno wzrosło dwukrotnie. Lekarz zdecydował o pilnym przyjęciu do szpitala. Medycy nie byli jednak w stanie ustabilizować jej podwyższonego tętna. COVID-19 spowodował u niej zapalenie mięśnia sercowego.
- Była bardzo aktywna, lubiła spędzać czas z przyjaciółmi oraz rodzeństwem. Miała najlepszą opiekę. Wiem, że lekarze zrobili wszystko, co mogli, by ja ocalić - wspomina jej matka, 40-letnia Tracey Halliday.
Rodzina Jorji ostrzega innych nastolatków, by potraktowali epidemię koronawirusa poważnie i szczepili się, chroniąc siebie i bliskich.
